Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wędkarze wyłowili blisko tonę zatrutych ryb. Trwa proces w sprawie zatrucia Warty

Alicja Durka
Alicja Durka
Oskarżony Piotr M. nie stawił się na rozprawie.
Oskarżony Piotr M. nie stawił się na rozprawie. Waldemar Wylegalski
Trwa proces w sprawie zatrucia Warty, do którego doszło w październiku 2015 roku. Z rzeki wyłowiono wtedy blisko 3 tony martwych ryb. Oskarżonym w sprawie jest Piotr M., szef firmy Bros.

Przypomnijmy, że w postępowaniu przygotowawczym ustalono, że do rzeki wprowadzono przynajmniej 24,24 kg substancji trujących. W dużej mierze była to transflutryna. Szkody oszacowano na min. 1.260.000 zł. Zanieczyszczenie spowodowało śmierć nie mniej niż 3 ton ryb, różnych gatunków, w tym: karpia, leszcza, miętusa, okonia, płoci i innych. Do tego należy wziąć pod uwagę zniszczenia w środowisku roślinnym. Tutaj nie udało się oszacować skali strat.

Zatrucie Warty z 2015 roku

Piotr M. jest oskarżony o złamanie przepisów ustawy o odpadach. Szef spółki Bros miał składować odpady na terenie siedziby i magazynów spółki w Poznaniu i 24 października 2015 roku doprowadzić do wprowadzenia ich do Warty, wylewając niebezpieczne substancje do studzienki kanalizacyjnej, czym spowodował powstanie niebezpieczeństwa, zatrucie rzeki, obniżenie jakości wody i znaczne zniszczenia przyrodnicze.

W postępowaniu przygotowawczym nie ustalono, kto fizycznie wprowadził substancje trujące do rzeki, ale Piotr M. jest osobą, która zarządzała spółką, więc była odpowiedzialna za samoskładowanie, wbrew przepisom ustawy oraz wprowadzenia nieczystości do rzeki.

Prokuratura twierdzi, że dowody wskazują na to, że oskarżony wiedział o zajściu.

Piotr M. nie przyznaje się do winy i odmówił składania wyjaśnień w tej części procesu. Oświadczył, że będzie zeznawał pod koniec postępowania. Swoją decyzję motywował m.in. troską o pracowników, którzy według niego, mieli być niewłaściwie potraktowani przez funkcjonariuszy.

- Całe postępowanie, które było prowadzone przez policję i prokuraturę przez długi czas, ocenialiśmy jako nękanie i wpływanie na świadków w taki sposób, aby osiągnąć z góry założony cel. Powodowało to dla mnie i osób prowadzących firmę, jak i pracowników traumatyczne przeżycia

- wyjaśniał oskarżony Piotr M. podczas pierwszej rozprawy.

Dziś oskarżony nie pojawił się na sali sądowej, ale rozprawa mogła się odbyć mimo jego absencji.

Policja sprawdziła, czy w Aquanecie nie doszło do awarii

W środę przesłuchano policjantów, którzy w dniu zatrucia Warty byli na służbie i wędkarzy. Według zeznań, tego dnia funkcjonariusze policji wodnej zostali wezwani przez jednego z wędkarzy, który zauważył śnięte ryby i nietypową pianę na wodzie. Policjanci potwierdzili, że niektóre ryby, zwłaszcza delikatniejsze gatunki zachowują się nietypowo, są ospałe lub próbują wyskoczyć z rzeki, woda wypływająca z kolektora ma intensywny, chemiczny zapach, a na jej powierzchni zauważono pianę z bąblami.

– Od strony kolektora zauważyłem smugę jaśniejszą od wody, czułem też chemiczny zapach, którego nie umiem porównać z niczym innym

– zeznał 28-letni policjant.

Po zauważeniu nieprawidłowości policja udała się do oczyszczalni Aquanet, by sprawdzić, czy nie doszło do awarii. Na miejscu pracownicy poinformowali ich, że do awarii nie ma, a gdyby do takowej doszło, system zablokowałby wypływ do rzeki. Pracownik miał także potwierdzić, że zapach zanieczyszczonej wody rzeczywiście jest zupełnie inny od typowego.

Policjanci zostali tez poinformowani, że do kolektora podłączone są także inne podmioty, które spuszczają nim wodę do Warty.

Obrona, wraz z jednym z policjantów dopatrzyła się błędu w aktach. W jednym ze szkiców opisano, że kolektor znajduje się po prawej stornie rzeki, a w rzeczywistości znajduje się po lewej, ponieważ brzeg rzeki określa się w stosunku do nurtu rzeki, nie zaś kierunku płynięcia.

Wędkarze wyłowili blisko tonę martwych ryb

Tego dnia miały się odbyć zawody spinningowe w Bąblinie na Warcie, ale ze względu na zatrucie rzeki został przeniesiony. Członkowie koła łowieckiego z Suchego Lasu zeznali, że kilka dni po zatruciu rzeki poproszono wędkarzy o pomoc w zbieraniu martwych ryb, by później przekazać je do utylizacji. Kilkadziesiąt osób, w dwóch grupach zebrało wtedy przynajmniej kilkadziesiąt worków ryb, szacuje się, że mogła to być od 700 kg do nawet tony.

Zwierzęta wyglądały na zatrute, w pierwszych dniach miały wyglądać, jakby się dusiły, pływały na powierzchni lub próbowały wyskakiwać z wody. W czasie wyławiania były już martwe, częściowo w fazie rozkładu.

Oskarżonemu Piotrowi M. grozi do pięciu lat więzienia.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski