Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamery u rodziny Dzikowskich, czyli show nie dla małoletnich?

Marta Żbikowska
Programy typu talent show dla dzieci cieszą się niezmiennie popularnością. Eliminacje do kolejnych edycji programów przyciągają tłumy dorosłych i dzieci
Programy typu talent show dla dzieci cieszą się niezmiennie popularnością. Eliminacje do kolejnych edycji programów przyciągają tłumy dorosłych i dzieci Arkadiusz Ławrywianiec
Petycja skierowana do posłów ws. ochrony prywatności dzieci w programach telewizyjnych wywołała lawinę negatywnych komentarzy... od rodziców, którzy chcą pokazywać swoje pociechy.

Gdyby do domu dorosłego obywatela RP wkroczyła bez jego wiedzy i wbrew woli ekipa telewizyjna, by nagrywać go w najintymniejszych sytuacjach (w wannie, podczas masturbacji albo załatwiania potrzeb fizjologicznych), a później upublicznić jego prywatny wizerunek, słowom oburzenia nie byłoby końca. Gdy dokładnie to samo spotyka dzieci, prawie nikt nie widzi problemu - napisała Anna Golus w petycji w sprawie ochrony prywatności dzieci w programach telewizyjnych. Petycję skierowaną do posłów na Sejm RP można wciąż podpisywać. Do tej pory na stronie petycje.pl za prawem dzieci do godności opowiedziało się jedynie... 236 osób, a trzy wyraziły swój zdecydowany sprzeciw, nie szczędząc złośliwych komentarzy.

Sąd nie pozwolił w Poznaniu nagrywać
Anna Golus o prawa dziecka walczy od lat. Jest inicjatorką i organizatorką kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” oraz akcji „Książki nie do bicia”, w swoich artykułach stara się przekonać społeczeństwo, że dzieci to ludzie zasługujący na szacunek, a nie maskotki dorosłych, które spełniają oczekiwania innych ku ich uciesze.

Kiedy sąd nakazał państwu Dzikowskim z Poznania przerwanie transmisji ukazującej prywatne życie rodziny i usunięcie nagrań z internetu, Anna Golus przypomniała o wszystkich innych dzieciach, które padły ofiarą niefrasobliwości rodziców.

- Decyzja sądu jest jak najbardziej słuszna, ale dlaczego dotyczy tylko treści udostępnianych prywatnie przez rodziców? - pyta Anna Golus i przypomina, że podobne nagrania opublikowała telewizja, w której programie reality show państwo Dzikowscy brali udział. - Dlaczego wówczas Rzecznik Praw Dziecka, który teraz oburza się transmisją online i zgłasza sprawę do sądu, nie zaprotestował? Dlaczego sąd, z uwagi na dobro dzieci Dzikowskich, nie nakazał telewizji usunięcia ze swojej strony internetowej odcinka ukazującego tę rodzinę, a przy okazji wszystkich innych odcinków tego i innych programów reality show depczących prywatność dzieci?

Zaczęło się od Superniani
Superniania to był pierwszy program w polskiej telewizji, który oburzył obrońców praw dzieci. Po nim pojawili się „Surowi rodzice”, „Mama kontra mama”, „Mali giganci”. Ale to od pierwszej polskiej edycji Superniani Anna Golus zaczęła próby ukazania negatywnych skutków odzierania dzieci z prywatności.

- Pod względem liczby scen ukazujących dzieci w sytuacjach trudnych i intymnych program ten był najgorszą produkcją tego rodzaju, jaka dotychczas została stworzona w naszym kraju - przekonuje A. Golus. - Pozbawiał młodych bohaterów każdego aspektu prywatności, odzierając z niej nawet w łazience i toalecie, i najbardziej ich dehumanizował.

Po pierwszych publikacjach rzesze fanek Superniani zaatakowały autorkę, broniąc swojej idolki. Koronnym argumentem było to, że metody wpływania na dzieci pokazywane w telewizji działają. Annie Golus zarzucano nieuzasadnione atakowanie Doroty Zawadzkiej, sprowadzając jej walkę o prawa dzieci do konfliktu personalnego. Nie pomogło przypominanie odcinków z gołymi dziećmi biegającymi po mieszkaniu.

Anna Golus wspomina 6-letnią dziewczynkę, którą miliony telewidzów mogło oglądać nagą, stojącą w wannie, mokrą i rozpaczliwie krzyczącą, że jej zimno. Oglądała ją również Superniania, która ze stoickim spokojem patrząc na bezbronne dziecko wołające o pomoc, powiedziała tylko: Klasyczna histeria.

Emocje jurorów ważniejsze od dzieci
Na większe wsparcie społeczeństwa obrońcy praw dzieci mogą liczyć w przypadku krytykowania konkursów piękności i innych programów, w których pojawia się rywalizacja („Mali giganci”).

Tutaj bowiem przekonująco mogą działać psycholodzy, którzy wyrażają się z nadzwyczajną troską o psychice dziecka nieprzygotowanej na porażkę.

Anna Golus zwraca uwagę na to, że w przypadku „Małych gigantów” telewizja pokazuje tylko część prawdy. Rzadko można zobaczyć płaczące dzieci, a realizatorzy bardziej niż na odrzuconych maluchach skupiają się na emocjach jurorów, którym trudności z podjęciem decyzji o zwycięzcy wyciskają łzy z oczu.

- Tu nikt nie przegrywa, wszyscy wygrywają. A o tym, że ktoś odpada, nie mówimy - skupiamy się na wygranych. Jest też dużo nagród, więc myślę, że jakiegoś dużego niebezpieczeństwa nie ma - komentował program „Mali giganci” Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN.

Tylko czy to, że czegoś nie widać w telewizji, oznacza, że tego nie ma?

- Nie eksponowano łez i trudnych emocji dzieci, które odpadały i jako nagrodę pocieszenia otrzymywały kubeł ze słodyczami, zegarek albo skarbonkę, nie było zbliżeń na zapłakane twarze, ale to nie oznacza, że wszystkie dzieci przez cały czas czerpały z udziału w tym programie wyłącznie przyjemność i traktowały to jako zabawę - przekonuje Anna Golus.

Mimo prób ukazania negatywnych skutków takich programów na delikatną psychikę dzieci, ciągle próżność rodziców zwycięża nad zdrowym rozsądkiem. Eliminacje do kolejnych edycji programów przyciągają tłumy, a rodzice w karkołomny sposób próbują przekonać wszystkich, że ich dzieci znalazły się na scenie z własnej woli. - Ale przecież nikt tam tych dzieci nie prowadził na siłę - tłumaczy jedna z mam. - Wybór należał do nich samych. - Bądź do rodziców, którzy chyba mogą decydować o swoich pociechach? - dodaje.

Szymona sposób na nudę, czyli...
Anna Golus nie twierdzi, że wszystkie dzieci zostały zmuszone do udziału w programie.

- Ale faktem jest, że decyzję o ich wystąpieniu w telewizji podjęli rodzice, a konsekwencje - których widzowie nie widzieli i nie zobaczą - poniosły i będą ponosić dzieci - podsumowuje.

Absurdalne, ale prawdziwe
dziecięce konkursy i rywalizacja w programach typu reality show były tematem jednego z odcinków satyrycznego programu Szymona Majewskiego. Komik stwierdził, że kilkuletnie dzieci na scenie zaczynają stawać się nudne i zaproponował odświeżenie programów młodszymi dziećmi.

- Czyli już na przykład raczkujące - byśmy się nimi zajęli - proponuje Szymon Majewski stworzenie programu „X Bachor”. - Od razu wychodzą na świat, dajmy jeszcze im miesiąc odpocząć i już geniusza kręcimy. ... I już po tych dwóch miesiącach, żeby występował na scenie, i już oceniane jest raczkowanie, jak się ulewa − czy ładnie, czy artystycznie?

Miało być śmiesznie, a wyszło smutno. Bo programy porównujące rozwój nowo narodzonych dzieci pojawiły się już kiedyś w zagranicznych stacjach telewizyjnych. Kwestią czasu jest, kiedy dotrą do nas...

Anna Golus równie dosadnie ocenia programy porównujące dzieci, oceniające je, depczące ich prywatność. Martwi się, że dla zorganizowania rozrywki i zabawy dla dorosłych wykorzystywane są coraz młodsze dzieci.

- Czekam, kiedy pojawi się program „Kto podetrze mojego syna?” - gorzko stwierdza autorka bloga DajeSlowo.com.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski