Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Koch: mikrobiolog cesarza, czyli co prowincja daje nauce. W czasie, gdy był lekarzem w Wolsztynie rozwinął na dobre pracę naukową

Adam Biernacki
Odkrywca m.in. prątków gruźlicy, laseczek wąglika, w latach 1872-1880 był lekarzem powiatowym w Wolsztynie.
Odkrywca m.in. prątków gruźlicy, laseczek wąglika, w latach 1872-1880 był lekarzem powiatowym w Wolsztynie. domena publiczna
Rola prowincji w nauce pozostaje wciąż niedoceniona. A przecież niejednego odkrycia dokonano tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Robert Koch odkrył laseczki wąglika i zarodniki gronkowca występującego u bydła podczas swojej pracy w roli lekarza powiatowego w Wolsztynie na zachodzie Wielkopolski.

Robert Koch: mikrobiolog cesarza, czyli co prowincja daje nauce

Odkąd nasi praprzodkowie pojawili się na powierzchni trzeciej planety od słońca i w pocie czoła zaczęli budować cywilizację, napotkali na swej ścieżce ku lepszej przyszłości straszliwą armię, która miała na celu odesłać ich w niebyt. Ta armia z piekła rodem nie patrzyła na dogorywających w męczarniach ludzi i nie słuchała ich jęków. Nie jest to zresztą takie dziwne. Żaden z zabójców nie miał bowiem oczu, ani uszu, aby to zaobserwować, ani tym bardziej rozumu, aby się jakoś zmartwić tym co się dzieje. Miał za to zakodowaną w samym centrum swego jestestwa informację jak działać i realizować swoje zadania. Wojownicy owej kawalerii szatana byli niewidoczni dla ludzkiego oka i niesamowicie zróżnicowani. Nieporadna ludzkość starała się jakoś stawiać tamę tej lawinie nieszczęścia już to bijąc w dzwony albo strzelając z armat, już to paląc kadzidła albo osoby posądzone o czary.

Efekty tych żałosnych zabiegów kończyły się fiaskiem, bo chorobotwórcze organizmy są całkowicie niewrażliwe na tego typu zabiegi. Ale ci którzy zabierali się za takie działania mogli choć przed lustrem stanąć spokojnie i powiedzieć uczciwie, że próbowali coś zrobić. A tymczasem wybuchała kolejna epidemia. Jednostki słabsze umierały, te które przeżyły uodparniały się na patogen i życie toczyło się dalej.

Odkrywca m.in. prątków gruźlicy, laseczek wąglika, w latach 1872-1880 był lekarzem powiatowym w Wolsztynie.
Odkrywca m.in. prątków gruźlicy, laseczek wąglika, w latach 1872-1880 był lekarzem powiatowym w Wolsztynie. domena publiczna

Na wojnę z chorobą

Aż pewnego dnia na ścieżce tych jeźdźców mikrobiologicznej apokalipsy stanął człowiek, który postanowił powiedzieć dość ich bezkarności i wysłać drani na śmietnik historii. Nazywał się Koch - Robert Koch i był mikrobiologiem jego cesarskiej wysokości.

Stare wojskowa prawda głosi, że wojny nie wygrywają ani dowódcy, ani żołnierze. Wygrywają ją na spółkę: wywiad, dywersja i technologia. Robert Koch stał się w walce z chorobotwórczymi zarazkami wywiadowcą i dywersantem w jednej osobie. Urodził się 11 grudnia 1843 roku w Clausthal, małym miasteczku w Dolnej Saksonii którego mieszkańcy utrzymywali się głównie z górnictwa, wydobywając rudy metali. Nie było to zajęcie sprzyjające zdrowiu, stąd też kondycja pobratymców pana Roberta była z reguły kiepska, a umieralność wysoka. Z kolei w sąsiednim Zellerfeld funkcjonował ośrodek sportów zimowych. Był on jednak swego rodzaju przykrywką dla zasadniczej funkcji jaką pełniło miasteczko.

Większość „sportowców” jacy do Zellerfeld przyjeżdżali miało poważne problemy zdrowotne i robiło dobrą minę do złej gry udając, że tak w ogóle to nie jest aż tak źle. A przecież było. Sportsmeni odwiedzający małe miasteczko byli w większości chorzy, a prym wśród całej gamy dolegliwości wiodła królowa chorób zakaźnych tamtej epoki czyli gruźlica. Mieli więc mieszkańcy tej sennej mieściny na co dzień własną wersję „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna. Młody Koch, który chciał zostać lekarzem nie musiał się długo zastanawiać nad wyborem specjalizacji. Aby swoje dziecięce marzenia wprowadzić w czyn pojechał do miasta, które samą swoją nazwą budziło wśród ludzi nauki podziw i wzruszenie. Robert Koch udał się do Getyngi. Uniwersytet w Getyndze jest jedną z tych uczelni, które są klasą same dla siebie. W naszych czasach władze uniwersytetu chlubią się, że już ponad czterdziestu laureatów Nagrody Nobla było tu albo studentami, albo wykładowcami, albo i jednym i drugim.

W czasach Roberta Kocha Getynga była Mekką dla wszystkich zainteresowanych naukami przyrodniczymi. Koch studiował na początku nauki przyrodnicze, a w jego czasach królowymi tych nauk były matematyka i fizyka. Natura ciągnęła jednak tego młodego wilczka do lasu i niby to przypadkiem dostał się na stanowisko asystenta w Muzeum Patologicznym uczelni.

W krótkim czasie Koch uznał że nie warto się dalej oszukiwać, bo jego miejsce jest w szpitalu, a nie na matematycznej katedrze i po trzech semestrach, zapewne z ulgą, zmienił wydział na medyczny.

W czasie trwania piątego semestru, anatom Jacob Henle zwrócił się do Roberta z prośbą o pomoc w jednym z projektów badawczych. Henle opublikował nieco wcześniej swoją „Teorię Zarażenia” i istniały szanse, że dalsze prace w tym kierunku mogą dać znaczące efekty.

Rysunek Roberta Kocha, który opisał odkryte przez siebie bakterie gruźlicy w 1882 r.
Rysunek Roberta Kocha, który opisał odkryte przez siebie bakterie gruźlicy w 1882 r. domena publiczna

Można powiedzieć, że trafił swój na swego. Projekt odniósł sukces, a zdolny student uzyskał nagrodę naukową i możliwość nauki pod kierunkiem Rudolfa Virchowa. Virchow miał tak rozległe zainteresowania medyczne, że chyba tylko on jeden był w stanie je spamiętać. Jego koledzy po fachu nazywali go papieżem medycyny . Jednym słowem student Koch znalazł się w sytuacji kuchcika, któremu pozwolono pomagać szefowi kuchni w najlepszej paryskiej restauracji. Trafił do przedsionka nieba, nie dość, że w butach, to jeszcze za życia.

Po tej praktyce doktorat był zwykłą formalnością i Koch ukończył studia medyczne na Uniwersytecie w Getyndze w roku 1866, a na odchodne dostał od uczelni nagrodę „Maxima cum laude” czyli najwyższe odznaczenie jakie alma mater miała w ofercie. Musiał teraz odbyć praktykę medyczną i w tym celu pojechał do Hamburga.

Początkujący mikrobiolog w tym portowym mieście oferującym zainteresowanej osobie zarazki ze wszystkich zakątków globu musiał się czuć jak Howard Carter na progu grobowca Tutenchamona. Pracował na początku w szpitalu ogólnym, ale dla niego to było za mało. Po pewnym czasie podjął pracę w szpitalu w miejscowości Langenhagen koło Hanoweru. Była to placówka dosyć specyficzna, nazywana potocznie szpitalem idiotów. Nie wiadomo z jakiego powodu Koch postanowił tam pracować, ale szybko zrezygnował.

Niedługo potem przyszła wojna francusko-pruska i Robert Koch, który zmieniał wtedy miejsca zatrudnienia średnio raz na rok, postanowił zaciągnąć się do wojska aby ratować na polu walki tych, których jeszcze się da i w ten sposób wspomóc wysiłek wojenny swojej ojczyzny.

Rok później zwolniono go ze służby i wysłano „na placówkę”.

Muzeum Roberta Kocha założono w 1996 r. na parterze budynku w Wolsztynie zbudowanego w latach 1842–1846, który początkowo pełnił rolę szpitala dla ubogich.
Muzeum Roberta Kocha założono w 1996 r. na parterze budynku w Wolsztynie zbudowanego w latach 1842–1846, który początkowo pełnił rolę szpitala dla ubogich. W latach 1872–1880 mieszkał i pracował tutaj Robert Koch. Bialo-zielony / CC BY 3.0

Powiat Wollstein

Wyznaczono mu stanowisko lekarza powiatowego w Wollstein czyli w dzisiejszym Wolsztynie. Całkiem niedaleko od Poznania. Miał tutaj mieszkać przez następne osiem lat.

Zamieszkał w malowniczym budynku, który zachował się do naszych czasów. Ufundowała go pewna zamożna Angielka - pani Pearce, która gościła w okolicy na zaproszenie rodziny Gajewskich.

Pierwotnie był tu szpital dla ubogich nazywany Domem pod Samarytaninem. Oprócz sal szpitalnych, mieściły się tu też mieszkania dla personelu medycznego. Dziś w dawnym mieszkaniu doktora Kocha mieści się jego muzeum.

Posada powiatowego lekarza w miasteczku na pruskich kresach dawała panu Robertowi - jakby to ująć - dużą swobodę działania i całkiem sporo wolnego czasu. Praca w urokliwym miasteczku była bez wątpienia znacznie spokojniejsza niż w Hamburgu, a i przekrój jednostek chorobowych był znacznie mniejszy. Pewnie więc czasami umysł uczonego wchodził na wysokie obroty, spowodowane brakiem zajęcia. Leczenie czyraków, nastawianie złamań, od czasu do czasu jakiś zabieg chirurgiczny czy poród... I spokój. Co tu robić wieczorami? Jednej choroby na pewno w Wolsztynie nie zabrakło - gruźlicy. Lekarz powiatowy Koch zaczął ją tropić po wszystkich zakamarkach. Może z nudów, a może dlatego, że jego żona, pani Emma kupiła mu na urodziny mikroskop. Wiedziała co robi. Razem się wychowywali i znała go jak nikt inny. Zresztą wiadomo jak to z facetami jest - ma zrzędzić w domu to niech się lepiej czymś zajmie. To był strzał w dziesiątkę! Robert Koch nakupił sobie innych instrumentów, uzupełnił literaturę, urządził pracownię i w zasadzie w niej zamieszkał. To właśnie tu na cichych tyłach Cesarstwa powstała placówka wywiadowcza, której celem stało się wykrycie tych, którzy przyczynili się do śmierci milionów ludzkich istnień i opracowanie metod ich zniszczenia.

Taki mikrobiologiczny odpowiednik Bletchley Park. Koch, jako urodzony naukowiec, pracował metodycznie. Ponieważ musiał mieć bakterie do badania, opracował metodę ich hodowli w swoim laboratorium. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Na początku zidentyfikował mikroorganizm, który siał takie spustoszenie wśród istot żywych że w zasadzie tylko ryby i ptaki nie zarażały się w sposób naturalny. Był to owiany ponurą sławą wąglik, który i nam się dziś nieciekawie kojarzy. Następną „zdobyczą” Kocha był gronkowiec występujący u bydła. Prace Kocha zrobiły ogromne wrażenie na profesorze Ferdynandzie Cohnie, który umożliwił opublikowanie wyników tych badań.

Pokolorowane zdjęcie z mikroskopu elektronowego śledziony małpy chorej na wąglik płucny; widoczne odkryte przez Kocha laseczki wąglika (żółte) i erytrocyty
Pokolorowane zdjęcie z mikroskopu elektronowego śledziony małpy chorej na wąglik płucny; widoczne odkryte przez Kocha laseczki wąglika (żółte) i erytrocyty (czerwone) domena publiczna

Tajny radca medyczny

Wkrótce Koch został odwołany do Wrocławia, a następnie wyjechał do Berlina, gdzie został profesorem tamtejszego uniwersytetu.
Co ciekawe władze nadały mu wtedy ciekawy tytuł tajnego radcy medycznego. Jak na lekarza-wywiadowcę tytuł trafiony w punkt. Miało to swoje uzasadnienie. W środowiskach wojskowych brano pod uwagę użycie zarazków chorobotwórczych jako broni. Koch jednak chciał ludzi leczyć, a nie zabijać.

Co innego noblista Fritz Haber, który nie tylko opracował skład gazów bojowych użytych przez niemieckie wojska w czasie I wojny światowej, ale też nadzorował atak. Żona profesora Habera nie mogła tego znieść i popełniła samobójstwo.

24 marca 1882 roku Robert Koch ogłosił to co miało być uznane dziełem jego życia. Bakteria wykryta przez uczonego została nazwana prątkiem Kocha. To właśnie ona, powodując gruźlicę zadała śmierć milionom.

W roku 1905 Robert Koch otrzymał za to Nagrodę Nobla z dziedziny medycyny. Co prawda wyodrębniona przez niego tuberkulina nie okazała się skutecznym lekarstwem na gruźlicę, ale za to okazała się rewelacyjną substancją do przeprowadzania znanej nam wszystkim próby tuberkulinowej. Kto inny może by i spoczął na laurach, ale nie ten człowiek.

Życie po Noblu

Udoskonalał sprzęt, stosując w mikroskopie soczewkę immersyjną i kondensator. Stosował mikrofotografię. Opracował metody barwienia bakterii błękitem metylenowym i vesuvinem zwanym inaczej brązem Bismarcka(!) . Opracował metodę sterylizacji przy użyciu pary wodnej. Udoskonalał metody hodowli bakterii, pytając o radę każdego i nie lekceważąc żadnej rady. I tak dla przykładu hodowla na pożywce agarowej była pomysłem pani Fanny Hesse, która współpracując ze swym mężem Waltherem Hesse, była kimś kogo można dziś nazwać jednym z pierwszych technologów medycznych. Co ciekawe, jego współpracownik i uczeń Julius Petri opracował szkiełko na którym można bakterie i potem je obserwować. Dziś wszyscy znamy to szkiełko jako szalkę Petriego.

Doktor Koch odebrał za swoje osiągnięcia niezliczone pochwały i uzyskał wiele nagród, ale oprócz tej noblowskiej, bez wątpienia cenił sobie jedną. Otóż kiedy podczas siódmego międzynarodowego kongresu medycznego w Londynie Koch zademonstrował swoje słynne już szkiełka powleczone agarem, spośród obecnych na widowni podniósł się sędziwy Ludwik Pasteur, na którego pracach kształcił się Koch w młodości i wielkim głosem zawołał : Co za wspaniały postęp proszę pana! A kiedy Robert Koch w blasku świateł odbierał swoje zasłużone laury, na innej zacisznej prowincji, tym razem angielskiej dojrzewał już następny geniusz który uczył się z jego prac i wkrótce użył na tym bakteriologicznym polu walki broni jakiej dotąd nie widział świat. Nazywał się Alexander Fleming i to on odkrył penicylinę.

Zdarzają się choroby o tak niezwykłych objawach, że trudno uwierzyć, aby były prawdziwe. Niestety, dziwne, rzadkie choroby często okazują się nieuleczalne, a chorującym na nie osoby utrudnia normalne funkcjonowanie wśród innych ludzi, którzy o ich chorobach nigdy nie słyszeli.Zobacz w galerii najdziwniejsze choroby w historii medycyny ---->

Najdziwniejsze choroby w historii medycyny i ich niezwykłe o...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Miejskie Historie - Trzcianka:

od 16 lat

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski