Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

17-letni Maks z Cielczy został potrącony przez dwa samochody. Auto ciągnęło go przez 1,5 km. Kierowca uciekł. "To jest jak zły sen"

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
"Miłego dnia, kocham Cię" - to ostatnia wiadomość, jaką 24 stycznia o godz. 7.46 wysłał do swojego syna Maciej. Ale Maks nigdy jej nie odczytał…
"Miłego dnia, kocham Cię" - to ostatnia wiadomość, jaką 24 stycznia o godz. 7.46 wysłał do swojego syna Maciej. Ale Maks nigdy jej nie odczytał… Robert Woźniak
To był jeden z najtragiczniejszych wypadków. 17-latek przechodząc przez przejście dla pieszych został potrącony przez samochód, następnie wpadł pod drugie auto, które przeciągnęło go po jezdni. Maks nie przeżył, a kierowca drugiego pojazdu uciekł i nie wiadomo gdzie jest. - To samochód-widmo - stwierdza mama 17-latka.

Spis treści

"Miłego dnia, kocham Cię" - to ostatnia wiadomość, jaką 24 stycznia o godz. 7.46 wysłał do swojego syna Maciej. Ale Maks nigdy jej nie odczytał…

Czytaj też: Świeżo upieczony kierowca lub senior - to główni sprawcy wypadków w województwie wielkopolskim

17-letni Maks mieszkał razem z rodzicami i starszym bratem w Cielczy koło Jarocina. Uczył się na logistyce w szkole w Tarcach, do której dojeżdżał autobusem. Bliscy i przyjaciele cenili go za szczerość, otwartość i radość, jakimi zarażał innych. Maks był wsparciem dla całej rodziny. Nie tylko pomagał w domu, wyprowadzał psy, kosił trawnik, ale także świetnie radził sobie z księgowością, fakturami, a nawet gotowaniem. Maks był młodym człowiekiem z głową pełną planów i marzeń, które już nigdy się nie spełnią...

Dramatyczny wypadek w Cielczy. 17-letniego Maksa potrąciły dwa samochody

Była środa, 24 stycznia. Za oknem szaro i deszczowo. Maks wyszedł z domu przed godz. 7. Do głównej ulicy Poznańskiej, z której odjeżdżał jego autobus miał około kilometra. 17-latek do szkoły jednak nie dotarł.

- O godz. 7.30 obudził mnie telefon od starszego syna Wiktora, który razem z mężem pracuje w Niemczech. Zapytał, gdzie jest Maksymilian. Zdziwiłam się, dlaczego o to pyta, bo Maks poszedł przecież do szkoły. Syn powiedział, żebym szybko pojechała na przystanek, bo Maks został potrącony

- opowiada Anita Langner.

Kobieta wyjeżdżając z ulicy Cmentarnej na Poznańską zobaczyła karetkę jadącą na sygnale. Maksa w niej jednak nie było. Nie było go też na miejscu wypadku. Przed przejściem dla pieszych stał seat, który potrącił chłopaka, a na jezdni leżał… but 17-latka.

Była środa, 24 stycznia. Za oknem szaro i deszczowo. Maks wyszedł z domu przed godz. 7. Do głównej ulicy Poznańskiej, z której odjeżdżał jego autobus
Była środa, 24 stycznia. Za oknem szaro i deszczowo. Maks wyszedł z domu przed godz. 7. Do głównej ulicy Poznańskiej, z której odjeżdżał jego autobus miał około kilometra. 17-latek do szkoły jednak nie dotarł. Robert Woźniak

Pani Anicie udało się porozmawiać z kierowcą seata, który jechał do pracy z kolegą.

- Kierowca powiedział, że jechał wolno, około 40 km/h i nie zauważył syna. Powiedział, że szukał Maksa po potrąceniu, ale go nie znalazł

- wspomina kobieta.

Na miejsce wypadku przyjechali bliscy pani Anity. Jej szwagier rozmawiał z policjantem, który powiedział, że Maks nie żyje. Kobieta nie chciała w to uwierzyć - w końcu nie było ciała. Pomyślała, że jej syn być może jest w szoku i uciekł do domu.

Jednak Maksa w nim nie było. Pani Anita razem z rodziną czekała na jakiekolwiek informacje.

- Już wtedy w internecie zaczęły pojawiać się nagłówki o śmierci 17-latka. Nie docierało to do mnie, mówiłam sobie, że to nie mój syn. Nie wierzyłam, że Maks nie żyje

- mówi Anita.

Pierwsze zgłoszenia o wypadku, które zaczęły wpływać do służb dotyczyły zderzenia auta osobowego z motocyklem. Na miejscu ustalono, że doszło do potrącenia człowieka na przejściu dla pieszych. To jednak nie był koniec. Przebieg wypadku okazał się jeszcze bardziej dramatyczny, wręcz nieprawdopodobny.

Wypadek w Cielczy. Samochód ciągnął 17-latka przez 1,5 km

Ciało 17-letniego Maksa znaleziono na jezdni, około 1,5 km od miejsca potrącenia, w kierunku przeciwnym niż ten, w jakim jechał kierowca seata.

Okazało się, że przechodząc przez przejście dla pieszych chłopak najpierw został potrącony przez kierowcę seata, w wyniku czego znalazł się na drugim pasie jezdni, a potem został potrącony przez drugi samochód. Pojazd ten przeciągnął go drogą przez około 1,5 km.

- To do mnie nie docierało. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że znalazł się tam, skoro został potrącony przy przystanku. W ciągu dnia zobaczyłam informację o śmierci Maksa opublikowaną przez jego szkołę. Wiedziałam, że to chodzi o mojego syna, ale nie mogłam tego zaakceptować. Moja podświadomość to wypierała. Do tej pory żaden policjant do mnie nie powiedział, że mój syn nie żyje

- podkreśla mama Maksa.

Wszystko się skończyło. Kogoś brakuje i już go nigdy nie będzie… Nikt mi syna nie wróci. Pozostał tylko smutek, żal i pustka - mówi ojciec Maksa.
Wszystko się skończyło. Kogoś brakuje i już go nigdy nie będzie… Nikt mi syna nie wróci. Pozostał tylko smutek, żal i pustka - mówi ojciec Maksa. Robert Woźniak

Kiedy pan Maciej dowiedział się, że jego syn został potrącony, natychmiast wrócił do Polski. W drodze do domu przeczytał w internecie informację o śmierci syna.

- Zadzwoniłem do żony, odebrała kuzynka. Powiedziała, że „Maksiu już śpi”. Nie mogłem w to uwierzyć

- wspomina Maciej.

Kierowca seata usłyszał zarzuty

Śledztwo w sprawie tragicznego zdarzenia wszczęła Prokuratura Rejonowa w Jarocinie. Dotychczas zarzuty usłyszał 54-letni mieszkaniec gminy Jarocin, który jako pierwszy potrącił Maksa. Prokuratura zarzuciła mu nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Jednak mężczyzna nie przyznał się do winy.

Langnerowie są oburzeni.

- To dla nas niezrozumiałe, że ten kierowca nie przyznaje się do spowodowania wypadku. Gdyby nie on, tego wypadku by nie było. Od niego się zaczęło

- stwierdza pani Anita.

Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną zgonu Maksa były obrażenia wielonarządowe, jakich doznał - w szczególności obrażenia czaszkowo-mózgowe.

- Maks wyglądał jak przemielony przez maszynkę. Kiedy dzień przed pogrzebem byliśmy się z nim pożegnać, na jego dłoni było widać jedynie kostki i paznokcie, nie było skóry. Był zabandażowany, na głowie też nie miał skóry. Tego się nie da opisać…

- mówi ojciec 17-latka.

Prokuratura ustala, kiedy nastąpił zgon Maksa - czy stało się to w momencie, kiedy został potrącony przez kierowcę seata, czy też na skutek drugiego potrącenia.

- Czekamy na kompleksową opinię biegłych. Wówczas będziemy mogli ustalić szczegółowy przebieg zdarzenia

- mówi Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

Samochód widmo. Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Jest poszukiwany

Od tragicznego wypadku, w którym zginął 17-latek minęły już prawie dwa miesiące. Do tej pory nie udało się ustalić, kto podróżował drugim samochodem. Kierowca, którego auto po potrąceniu Maksa ciągnęło go przez około 1,5 km, nie zatrzymał się, odjeżdżając z miejsca zdarzenia. Policja zabezpieczyła nagrania z kamer monitoringu, które zostały wysłane do laboratorium kryminalistycznego w Poznaniu.

Dzień po zdarzeniu jarocińska policja wystosowała apel, który nadal jest aktualny.

- Osoby, które były świadkami zdarzenia i widziały dokładnie jego przebieg, mają jakąkolwiek wiedzę o drugim uczestniku zdarzenia, który oddalił się z miejsca, posiadają informacje mogące przyczynić się do ustalenia drugiego pojazdu i jego kierowcy, proszone są o kontakt z Komendą Powiatową Policji w Jarocinie pod nr tel. 47 77 55200 (całodobowo) lub osobiście w KPP Jarocin, ul. Bohaterów Jarocina 15. O kontakt proszeni są również kierowcy, którzy w dniu 24 stycznia 2024 roku w godz. 7-7.30 przejeżdżali ulicą Poznańską w Cielczy, a swoich pojazdach mają zamontowane rejestratory. Szczególnie o kontakt proszone są osoby podróżujące samochodami marki Volkswagen modelu passat (kombi) koloru ciemnoniebieskiego

- apelują policjanci.

To właśnie passat z czarnymi relingami na dachu miał jako drugi potrącić Maksa. Ślad za tym pojazdem urywa się na światłach w Mieszkowie.

Wiadomo, że kierowca pojazdu jechał z pasażerem, obaj mieli mieć na sobie kamizelki odblaskowe.

- Wiemy, że jechali z Jarocina, prawdopodobnie do pracy

- mówi pani Anita.

Dodaje, że jest świadek, który przed Cielczą został przez tego passata wyprzedzony.

- Ten pan jako pierwszy zobaczył Maksa leżącego na jezdni. Zatrzymał się, wezwał pomoc i chciał mu pomóc. Opowiadał, jak Maksiu brał ostatni oddech…

- wspomina.

Kierowca usiłował odczytać numery passata, ale widoczność była ograniczona, a tablice rejestracyjne brudne.

- Jak to możliwe, że do tej pory nie udało się ustalić, kto jechał tym samochodem? Dla nas to samochód-widmo. Był i nie ma. Cały czas zastanawiamy się, co jeszcze możemy zrobić, by pomóc policji. Na własną rękę jeździliśmy po okolicy od domu do domu pytać mieszkańców, czy mają monitoring, czy może coś widzieli. To nie tak powinno wyglądać. Powinniśmy siedzieć w domu i móc w spokoju przeżywać żałobę…

- uważa mama Maksa.

Pustka...

Dla Langnerów najważniejsze jest ustalenie kierowcy passata. Jak sami podkreślają, nie chcą się mścić. Zależy im wyłącznie na sprawiedliwości. Ale ze śmiercią dziecka nie są w stanie się pogodzić.

- Maks był rozsądny i ostrożny. Kiedy jego koleżanka chciała przebiec poza pasami, Maksiu ciągnął ją za plecak i wskazywał: „tam są pasy”. Trzy lata dojeżdżał z tego przystanku do szkoły. A tamtego dnia wyszedł z domu i nie wrócił. Tego nikt się nie spodziewał…

- wspomina pani Anita.

- Wszystko się skończyło. Kogoś brakuje i już go nigdy nie będzie… Nikt mi syna nie wróci. Pozostał tylko smutek, żal i pustka. Nie mogę powiedzieć do syna: „Chodź mały, zrobimy sobie herbaty”. Teraz kiedy zjeżdżam do domu z Niemiec, to nic mi się nie chce, już nie mam motywacji. Byliśmy szczęśliwi, wszystko było poukładane. Czar prysł… - mówi ojciec 17-latka. - Każdego dnia pisałem do żony i syna. Proszę zobaczyć, to ostatnia wiadomość, jaką wysłałem mu w dniu wypadku: „Miłego dnia, kocham Cię”. Maks jej nie odczytał. Już nie żył…

Kobieta wyjeżdżając z ulicy Cmentarnej na Poznańską zobaczyła karetkę jadącą na sygnale. Maksa w niej jednak nie było. Nie było go też na miejscu wypadku.
Kobieta wyjeżdżając z ulicy Cmentarnej na Poznańską zobaczyła karetkę jadącą na sygnale. Maksa w niej jednak nie było. Nie było go też na miejscu wypadku. Przed przejściem dla pieszych stał seat, który potrącił chłopaka, a na jezdni leżał… but 17-latka.
Robert Woźniak

Pani Anita twierdzi, że żałoba po śmierci ich syna nigdy nie minie.

- Z dnia na dzień jest coraz gorzej i nie będzie lepiej. Za każdym razem wracając ze szkoły Maksiu witał mnie, mówiąc: „Dzień dobry, co tam, matka?”. Bardzo mi tego brakuje. Nawet nigdy się z synem nie pokłóciliśmy, a jeśli już się na siebie zdenerwowaliśmy, to każdy przez chwilę posiedział osobno i po pięciu minutach było już dobrze. Byliśmy bardzo zżyci. Maks mi o wszystkim mówił, nie miał tajemnic. Zawsze byłam o niego spokojna

- opowiada mama chłopca.

Życie Langnerów zmieniło się bez powrotu.

- Ludzie tłumaczą nam, że Maksiu miał tak dobrą duszę, że tutaj, na tym świecie nie miał już co robić i Bóg wezwał go do siebie. To jest jak zły sen, który nie chce się skończyć. Codziennie wieczorem zasypiam i widzę syna w trumnie. Budzę się rano i myślę, że to nie był sen. I kolejny dzień pustki. I kolejny dzień Maksia nie ma…

- mówi pani Anita.

Rodzina Langnerów przestała planować.

- Żyjemy, bo żyć trzeba. Do pracy jeździmy, bo trzeba. I tak dzień za dniem

- wskazuje.

W pokoju Maksa wszystko jest tak, jak było.

- I tak ma być. Nawet pościel leży, jak leżała. Wyprasowałam i powiesiłam rzeczy syna do szafy. Kiedy jestem w jego pokoju, mówię do niego: „Maksiu, to są twoje rzeczy, one tu będą wisieć”

- stwierdza mama 17-latka.

W marcu 2021 roku 33-letni kierowca będąc pod wpływem narkotyków zderzył się czołowo z samochodem, którym jechała matka i jej trzej synowie. Najmłodszy 11-miesięczny chłopiec zginął na miejscu.

Koszmar dzieje się na naszych drogach. Giną matki, ojcowie, ...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Miejskie Historie - Trzcianka:

od 16 lat

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski