18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żużel - w ten sport śmierć jest wliczona?

Tomasz Sikorski
Lee Richardson zginął we Wrocławiu
Lee Richardson zginął we Wrocławiu
Śmierć Lee Richardsona z Anglii poruszyła całe środowisko żużlowe. W ubiegłym roku w podobny sposób w Gnieźnie zginął 17-letni Arek.

Wypadek można było na żywo obejrzeć w telewizji. Nic więc dziwnego, że tragedia, do której doszło na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, odbiła się szerokim echem w mediach. Niestety, przypadek Richardsona nie jest czymś wyjątkowym w tym sporcie. Ryzyko i śmierć towarzyszą żużlowi od zawsze. Poprzedni równie tragiczny wypadek miał miejsce nie tak dawno, bo w ubiegłym roku w Gnieźnie. Wówczas podczas treningu zginął adept miejscowej szkółki, Arkadiusz Malinger. Miał tylko 17 lat. W sumie wypadek Lee Richardsona był 42. na polskich torach, a na świecie 332. od 1912 roku. Do pierwszej tragedii w naszym kraju doszło w 1952 roku w Ostrowie, gdy zmarł lider miejscowej Stali, Ryszard Pawlak.

Ryzyko i śmierć towarzyszą żużlowi od zawsze

Dobrze, że są dmuchane bandy

44 lata później, w tym samym mieście, doszło do innej tragedii. Tym razem z udziałem Rifa Saitgariejewa. Śmierć uwielbianego w Ostrowie Rosjanina tatarskiego pochodzenia wywołała ogromne poruszenie w światku żużlowym. Saitgariejew chcąc ominąć rywali, z dużą prędkością uderzył w słupek bramy wjazdowej do parkingu. Badania lekarskie wykazały stłuczenie pnia mózgu, krwiak śródczaszkowy, przerwanie rdzenia kręgowego oraz złamanie przedramienia. Po niespełna dwóch tygodniach żużlowiec zmarł w szpitalu.

W tym feralnym wyścigu jechał m.in. Andrzej Szymański z leszczyńskiej Unii. Kilka lat później on także brał udział w podobnym wypadku i do dzisiaj porusza się na wózku inwalidzkim. To właśnie z myślą o nim klub z Leszna nie tak dawno zorganizował specjalną akcję, mającą na celu wspieranie zawodników, którzy ucierpieli w wyniku wypadków na torze.

W latach 70. i 80. gwiazdą gnieźnieńskiego Startu był Eugeniusz Błaszak. Od 1988 roku on także porusza się na wózku inwalidzkim.

- Mogę tylko żałować, że w moich czasach nie było dmuchanych band. Być może gdyby ktoś wcześniej wpadł na pomysł, aby je montować wokół torów, wówczas chodziłbym o własnych siłach. Niestety, gdy ja jeździłem, bandy były twarde. Jak się w nie uderzyło, to coś musiało pęknąć - mówi zawodnik, którego bardzo często można spotkać na żużlowych stadionach, filmującego zmagania swoich młodszych kolegów po fachu.

Przerwany sen Cegielskiego

Innym, znanym żużlowcem, który święcił triumfy m.in. w Gnieźnie, a którego karierę przerwała groźna kontuzja, jest Krzysztof Cegielski. On również nie potrafił zerwać z tym sportem. Obecnie jest komentatorem i ekspertem telewizyjnym, działa też w stowarzyszeniu żużlowców, a prywatnie jest bliskim współpracownikiem i mentorem reprezentanta Polski, Janusza Kołodzieja. Jego świetnie zapowiadającą się karierę przerwał upadek w szwedzkiej Vetlandzie w 2003 roku.
- Często wspominam tamten wyścig. Wielokrotnie widziałem go w telewizji. To nie była zresztą makabrycznie wyglądająca kolizja. Długo też do mnie nie docierało, co się wtedy wydarzyło, jak poważnej kontuzji kręgosłupa doznałem. Kilka dni po upadku, będąc w szpitalu, dzwoniłem do mechaników, by przygotowali mi sprzęt na kolejny turniej Grand Prix - wspominał żużlowiec w jednym z filmów dokumentalnym na swój temat. Ostatni z nich, "Przerwany sen", można obejrzeć w Canal Plus.

Krzysztof Cegielski od lat, konsekwentnie walczy o powrót do zdrowia. Cały czas też kocha żużel. Po wypadku marzył, aby ponownie wyjechać na tor. I dopiął swego, bo nie tak dawno, z pomocą kolegów, na stadionie krakowskiej Wandy przejechał kilka okrążeń na motocyklu. To właśnie on komentował w telewizji mecz Stali Gorzów z Falubazem Zielona Góra, w trakcie którego poinformowano o śmierci Lee Richardsona. Niemal natychmiast zadecydował, że nie będzie kontynuował transmisji...

Uczył się chodzić

Urazu na torze doznał też Piotr Pawlicki. Pechowy dla żużlowca Unii Leszno okazał się finał Mistrzostw Polski Par Klubowych, rozegrany w 1992 roku na torze w Gorzowie. W wypadku, do którego wtedy doszło, reprezentant Byków stracił dwa kręgi lędźwiowe z przerwaniem rdzenia kręgowego i zerwaniem nerwów. Jego powrót do częściowej sprawności fizycznej był wręcz heroiczny. Pomógł mu wtedy fizjoterapeuta z Kijowa, Jura Karaczarow.

W tym sporcie nie wystarczy być tylko dobrym, trzeba też mieć szczęście

- Na pierwszym spotkaniu wyczułem, że mięśnie Piotra wciąż żyją. Pracowaliśmy razem przez 11 miesięcy, codziennie po 8 godzin. Chłopak był zlany potem, zaciskał zęby, bo chciał chodzić. Ja mu powtarzałem: wszystko zależy od ciebie. On nie mógł ruszyć nogą, to ja za niego pracowałem, wiedząc, że dzięki masażowi czynności uszkodzonych nerwów przejmą sąsiednie. Udało się, rok później zrobił pierwszy krok - wspomina Karaczarow.

Piotr Pawlicki senior dzisiaj pomaga swoim dwóm synom, uważanym za największe talenty, jakie pojawiły się w ostatnich latach w polskim żużlu. Pytany po jakichkolwiek zawodach o postawę Przemka i Piotra jr, za każdym razem podkreśla, że najważniejsze, że obaj cało i zdrowo zjechali z toru. Bo jak twierdzi, w tym sporcie nie wystarczy być tylko dobrym, trzeba też mieć szczęście. Synowie nie pamiętają występów ojca na torze. Starszy z braci urodził się, gdy ojciec doznał kontuzji.

- Jak zaczynałem rehabilitację w domu, to Przemek właśnie zaczynał raczkować. Razem uczyliśmy się chodzić - wspominał po latach Piotr Pawlicki. On, podobnie jak Eugeniusz Błaszak, jest pewien, że gdyby wówczas stosowano dmuchane bandy, jego obrażenia nie byłyby tak poważne. - Pewnie bym się otrzepał i wstał - mówił w wywiadzie udzielonym Sportowym Faktom.

Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć dość

O tym, że żużel jest niebezpiecznym sportem, wie również Rafał Dobrucki. On aż trzykrotnie trafiał na stół operacyjny, by w ubiegłym roku, po kolejnej kontuzji kręgosłupa, powiedzieć ostatecznie STOP. - Uznałem, że nie można kusić losu, choć to nie była dla mnie łatwa decyzja. To było jak walka serca z rozumem. Trzeba jednak było powiedzieć sobie stop i zejść ze sceny w odpowiednim momencie - mówi obecny trener Falubazu Zielona Góra.

Jak można spierać się z nami, gdy mówimy, że tor jest źle przygotowany? - pyta Holder

Czemu dochodzi do wypadków? Często przyczyną jest błąd, czasami brawura, wielokrotnie złe przygotowanie toru, mające na celu utrudnić rywalom walkę. Po śmierci Lee Richardsona uwagę na ten fakt zwrócił jego kolega, Chris Holder. - Jak można spierać się z nami, gdy mówimy, że tor jest źle przygotowany? Jak można na nas wywierać presję i zmuszać do jazdy na takich nawierzchniach? Lee był prawdziwym dżentelmenem na torze. Jeździł bardzo bezpiecznie. Tor we Wrocławiu nie był dobry - złościł się Australijczyk.

Podobnego zdania jest Rafał Dobrucki.

- Ciągła pogoń za zwycięstwami powoduje, że nie szanuje się zdrowia żużlowców. We Wrocławiu tor był niebezpieczny, źle przygotowany i prędzej czy później musiało dojść do wypadku - stwierdzi szkoleniowiec Falubazu.

Śmierć Lee Richardsona już wywołała dyskusję na temat bezpieczeństwa w żużlu. Nawet jednak sami zawodnicy przyznają, że ryzyka w pełni wyeliminować z tego sportu nie można.

- Szybkość i walka to niebezpieczna mieszanka - uważa Rafał Dobrucki.

Jeszcze dalej idzie w swoich opiniach Zenon Plech. - Śmierć jest wliczona w ten sport - twierdzi najwybitniejszy, obok Tomasza Golloba, polski żużlowiec w historii. Jak zatem widać, zawodnicy doskonale zdają sobie z tego faktu sprawę. Kilku z nich, już dzień po śmierci Lee Richardsona, wyjechało na tor, w meczu ligi angielskiej. Dwa dni po tragedii we Wrocławiu odbyła się też niemal cała kolejka ligowa w Szwecji. Bo żużel jest jak narkotyk. Bez niego trudno żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski