Kiedy w zeszłym roku posadę dyrektora poznańskich ogrodów zoologicznych obejmował Aleksander Niweliński, nikt nie spodziewał się, że jego osoba wywoła takie kontrowersje wśród... samych jego pracowników, a zoo zasłynie z otwartej wojny między związkami zawodowymi a dyrekcją. Że polecą też głowy, nie tylko samego Niwelińskiego, ale także szefa związku.
Dyrektor jeszcze wiosną snuł plany poprawy jakości zoo. W rozmowie z „Głosem” opowiadał, jak ważna jest reanimacja Starego Zoo przy ul. Zwierzynieckiej. Mieliśmy mieć dżunglę w sercu miasta. W Nowym Zoo miały powstać nowe pawilony, mieliśmy doczekać się jeszcze w tym roku małych pand. W końcu zadomowić miał się także u nas król zwierząt - lew, a nawet pingwiny, czy w dalszej perspektywie małpy człekokształtne - goryle, orangutany i szympansy. Gdzieś w tych koncepcjach dotyczących przyszłości ogrodu zoologicznego dyrektor zapomniał, że nawet najbardziej wyczekiwane gatunki zwierząt nie poprawią sytuacji wizerunkowej ogrodu. Że na dobry PR składa się praca zespołowa. A ta, niestety, okazała się kompletną klapą.
Aleksander Niweliński przyjechał do Poznania z Płocka. Andrzej Nowakowski, prezydent Płocka powiedział wtedy o nim: To dobry fachowiec w swojej dziedzinie, ale musi jeszcze nauczyć się administracji i zarządzania.
Zobacz też: Głowa szefa związków na odejście dyrektora poznańskiego zoo?
Podobnie jego kadencję podsumował Arkadiusz Stasica, wiceprezydent Poznania, który zaraz po wynikach kontroli przeprowadzonej w zoo powiedział: - Największym problemem dyrektora jest jego nieumiejętność zażegnania konfliktu z pracownikami.
Już wiosną zaczęły się wzajemne oskarżenia, medialne pranie brudów. O każdej wpadce kierowników Starego Zoo i współpracowników w pierwszej kolejności byli informowani dziennikarze. Zarzucano eutanazję żółwi, głodzenie zwierząt, a nawet przetrzymywanie ich w skandalicznych warunkach. Zarzuty były poważne. Urząd Miasta zarządził więc kontrolę, która... nic nie wykazała. Nic, oprócz braku woli współpracy między pracownikami a A. Niwelińskim.
Sam dyrektor „na odchodne” chce teraz zwolnić Piotra Arndta, szefa związku zawodowego Solidarność, o którym nie miał zbyt dobrego zdania i był z nim skonfliktowany. Dodatkowo szef związku przyszedł na konferencję prasową, zwołaną przez pracowników popierających dyrektora, będąc pod wpływem alkoholu.
Nie tylko pracownicy ogrodów podzielili się. Także urzędnicy, radni, a także wspierający zoo wytoczyli swoje działa w tej sprawie. Katarzyna Kretkowska, radna SLD od samego początku konfliktu zabiegała o to, by zwolnić dyrektora Niwelińskiego. Jej zdaniem, to on był główną przyczyną sporu.
Zobacz też: Zoo w Poznaniu: Dyrektor Niweliński złożył rezygnację
Natomiast Towarzystwo Przyjaciół Ogrodu Zoologicznego, które niedawno reaktywowało swoją działalność, z powrotem ją zawiesiło. Powód? Bez Niwelińskiego nie chcą pomagać i wprowadzać zmian. - Dyrektor miał plany, wizje, z którymi się zgadzaliśmy. Teraz zastanawiamy się, czy jest sens inwestować w ogrody. Niweliński wzbudził w nas nadzieję - mówił Paweł Leszek Klepka, były wiceprezydent Poznania, a także członek Towarzystwa.
Chociaż wciąż nieznane są prawdziwe źródła konfliktu, wydaje się, że spór w ogrodzie ma drugie dno. Nieumiejętności Niwelińskiego w zarządzaniu ludźmi sprawiły, że nie poradził sobie z wewnętrznymi konfliktami i to go skazało na niepowodzenie. A pewnie ktoś miał w tym niepowodzeniu interes. I tylko żal zwierząt i pracowników, którzy od lat starają się o pozytywny odbiór zoo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?