W Anetę wjechał lokalny biznesmen spod Wolsztyna, ale najpierw oskarżono jego mechanika
W tej sprawie dochodziło do kilku zwrotów akcji. Zaczęło się w 2015 roku. Pod Wolsztynem w samochód prawidłowo jadącej Anety wjechał mercedes prowadzony przez lokalnego biznesmena. Piotr J. zajmował się sprowadzaniem z Hiszpanii rozbitych aut, remontował je tanio w Polsce i potem wysyłał do swojej wypożyczalni na Wyspach Kanaryjskich.
Nietypowy wypadek w Poznaniu. Zobacz film
Takim właśnie naprawionym powypadkowym mercedesem, bez ważnych badań technicznych, wyjechał w 2015 roku na drogę publiczną. Na testy. Choć słyszał, że w aucie coś stuka i puka, nie zatrzymał się. Jechał dalej. Po chwili odkręciło mu się koło. Zjechał na lewy pas i czołowo zderzył się z samochodem prowadzonym przez Anetę. Kobieta zginęła na miejscu. Była jedynaczką. Jej rodzice nigdy nie pogodzili się z jej śmiercią.
Biznesmen przeżył i został uznany za... pokrzywdzonego.
Wolsztyńska prokuratura oskarżyła bowiem nieobecnego na miejscu zdarzenia mechanika Jacka Kaczmarka. Pracował w firmie lokalnego biznesmena. Zarzut śledczych: on dokręcał koło, które potem odpadło.
Mechanika obciążały głównie zeznania innego pracownika biznesmena – Ukraińca Tarasa T. Ukrainiec był przesłuchany wyłącznie na etapie śledztwa. Potem zniknął. Miałby interes w tym, by obciążać kolegę z pracy, bo on także naprawiał powypadkowego mercedesa.
Czytaj też: Tragiczny wypadek pod Wolsztynem - szczegóły sprawy
Główny świadek - pracownik z Ukrainy - zniknął. Nie został przesłuchany w sądzie, ale to nie przeszkodziło w skazaniu mechanika
Sąd w Wolsztynie już nie przesłuchiwał głównego świadka prokuratury, czyli Tarasa T. Nie było możliwości skonfrontowania jego wersji z twierdzeniami oskarżonego mechanika. Sąd powołał się jednak na zeznania Tarasa T. ze śledztwa oraz na opinię biegłych, których zdaniem powypadkowa przeszłość auta nie miała wpływu na wypadek. Jedyną przyczyną, zdaniem biegłych, było źle przykręcone koło.
W 2017 roku sąd w Wolsztynie skazał nieprawomocnie mechanika Jacka Kaczmarka na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok. We wtorek ten wyrok został podtrzymany przez poznański Sąd Okręgowy. Dlaczego?
- Na winę oskarżonego wskazują zeznania Tarasa T., zeznania innych pracowników firmy oraz opinia biegłych. Ponadto sąd nie dał wiary oskarżonemu, że nie brał udziału w końcowym etapie naprawy samochodu. To jemu powierzono naprawę mercedesa. Montaż półosi nie mógł odbywać się bez jego udziału. A nawet gdyby na końcu to nie on przykręcał koło, powinien sprawdzić czy zostało przymocowane z należytą siłą
– mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Anna Judejko.
Odniosła się ponadto do faktu, że lokalny biznesmen Piotr J. wyjechał na drogę bez ważnych badań technicznych. Zdaniem sędzi Judejko nie miało to jednak istotnego znaczenia. Bo nawet gdyby powypadkowe, naprawione auto pojechało na lawecie do stacji diagnostycznej, to jeszcze nie przesądzałoby, że badanie wykazałoby złe przykręcenie koła. W tej ocenie oparła się na opinii biegłych. Opinii, która była kwestionowana przez oskarżonego mechanika i jego obrońcę.
Czytaj też: Biznesmen Piotr J. chciał pogrążyć swojego mechanika?
Sąd zwrócił również uwagę na zachowanie kierowcy, czyli lokalnego biznesmena Piotra J. Poznański sąd „rozgrzeszył go”, bo przecież miał prawo nie pamiętać, kiedy dokładnie usłyszał stukanie podczas jazdy próbnej. Przecież po wypadku – tak przynajmniej deklarował – miał kłopoty z pamięcią. Poza tym wypadek na pewno wywołał u niego stres.
- Kierujący samochodem zeznawał, że słyszał stukanie w samochodzie tuż przed wypadkiem. Ale w różnych zeznaniach różnie opisywał moment, w którym zdał sobie z tego sprawę. Nie można obiektywnie ustalić, kiedy je usłyszał – oceniła sędzia Anna Judejko.
Prokuratura w końcu oskarżyła lokalnego biznesmena Piotra J. Jego proces trwa
Wyrok poznańskiego Sądu Okręgowego jest prawomocny, ale być może nieostateczny. Obrońca skazanego mechanika, adwokat Piotr Bogacz, rozważy złożenie wniosku o kasację do Sądu Najwyższego. Zaskoczony skazaniem jest również mechanik. Jego zdaniem wszystkie wątpliwości i niejasności rozstrzygnięto na jego niekorzyść, a powinno być dokładnie odwrotnie.
- Nie dokręcałem tego koła, nie było mnie wtedy w firmie. Okazuje się jednak, że dla sądu najbardziej wiarygodny jest świadek Taras, który zniknął po wypadku oraz mój szef, który zdaniem sądu ma prawo nie pamiętać tego, co się stało przed samym zdarzeniem
– mówił na sądowym korytarzu skazany mechanik Jacek Kaczmarek.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że wolsztyńska prokuratura wcale nie domagała się skazania mechanika. Owszem, najpierw go oskarżyła, ale potem, na polecenie poznańskiej Prokuratury Okręgowej, zmieniła optykę. Podczas procesu odwoławczego domagała się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia wątku mechanika.
Skąd taka postawa prokuratury? Gdy kilka lat temu zaczęliśmy pisać o sprawie, przyjrzała się jej wspomniana już poznańska Prokuratura Okręgowa. I uznała, że o spowodowanie wypadku trzeba oskarżyć kierowcę, czyli lokalnego biznesmena Piotra J. Przecież wyjechał na drogę autem bez badań technicznych, słyszał też niepokojące stukanie.
Czytaj też: Biznesmen Piotr J. usłyszał zarzuty dopiero cztery lata po wypadku. Nie przyznaje się do winy
Stan sprawy jest więc taki, że poznański sąd, wbrew obecnemu stanowisku prokuratury, skazał właśnie mechanika Jacka Kaczmarka. Z kolei sąd w Wolsztynie, z inicjatywy prokuratury, prowadzi w pierwszej instancji proces lokalnego biznesmena Piotra J.
Bezsporne jest to, że Aneta nie żyje. Niedawno zmarł także jej ojciec Józef, który od lat przekonywał, że mechanik stał się kozłem ofiarnym, a jedynym sprawcą jest lokalny biznesmen. Poznański sąd był jednak innego zdania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?