Występ Filharmonii Poznańskiej pod batutą Christophera Hogwooda

- Wbrew pozorom nie zacząłem od muzyki dawnej, choć większość płyt nagrałem z zespołami Early Music Consort i Academy of Ancient Music. Początek to Strawiński, którym zadyrygowałem w wieku 16 lat - mówił dyrygent podczas wczorajszego spotkania z dziennikarzami.

Zapytany o stosunek do wykonawców z kręgu muzyki pop, rocka czy jazzu, którzy sięgają po klasykę, odpowiedział... anegdotą.

- Cecilię Bartoli zapytano, czy nagrałaby płytę z muzyką crossover. Odpowiedziała: Nie ma najmniejszego problemu pod warunkiem, że oni przejdą na moja stronę.

Zdaniem Hogwooda, w kwestii aranżacji wszystko zaczęło się od Czajkowskiego i jego "Mozartianów".

- Kiedy Sting, którego uważam za ciekawego muzyka, nagrywał muzykę Johna Dowlanda z niezbyt dobrej jakości akompaniamentem na lutni, jego interpretacja była ciekawa, ale potrzebny był jeszcze cały kontekst. Haendel w interpretacji Haydna jest w porządku, Strawiński robiący Czajkowskiego też. Ale w przypadku Stinga grającego Dowlanda wolałbym, aby popisał się on jako samodzielny kompozytor. Kiedy transponuje się czyjąś muzykę, mamy do czynienia zarówno z wkładem czegoś od siebie, jak i wyciąganiem czegoś od autora. To się musi równoważyć. Spotkałem Stinga 10 lat temu na ceremonii nagród Grammy, gdy Academy of Ancient Music uhonorowano za "Cztery pory roku". Siedzieliśmy przy jednym stole i Sting zapytał: Cóż takiego zrobiliście, że otrzymaliście tę statuetkę? Powiedziałem, że zagraliśmy "Cztery pory roku" tak, jak moim zdaniem wyobrażał sobie to Vivaldi - opowiadał ze swadą maestro Hogwood.

Występ Filharmonii Poznańskiej pod batutą Christophera Hogwooda w piątek, o godzinie 19 w Auli UAM