Pod przyjaciółką nogi się ugięły. Nie to, żeby teściowej nie lubiła, przeciwnie, ale wizyta w najgorszym z możliwych tygodni wypadnie. Gdy owa dyżury dwa mieć będzie, fryzjera od miesiąca umówionego ma i jeszcze spotkanie z koleżankami, co to przełożyć go się nie da, bo jedna z Francji przyjeżdża. Z obiadami jakoś się upora, na wywiadówkę mąż pójść obiecał, ale co ta teściowa pomyśli sobie? Że dzieci na głowie jego są, a ona o dom nie dba, jak nic.
Kąpiel relaksacyjną zażyć postanowiła. I dobry to pomysł był, bo myśli uspokajające ją naszły. Teściowej stale coś dolega ostatnio, to na pewno zrezygnuje z przyjazdu. Co tam się będzie dwieście kilometrów pociągiem tłuc… Wystarczy, że zawieje ją na ten przykład, to już się przeziębi i w domu zostanie…
Jak przyjaciółka z wanny w nastroju lepszym wyszła, w lustro spojrzała - z tego pędu do relaksu, to makijażu zmyć zapomniała. No to sięgnęła po mleczko. I prawie nie zemdlała z bólu, tak ją oczy piec zaczęły. Bo to nie było mleczko do demakijażu, a krem do opalania. Na roztargnienie własne zajście owo zwaliła, gdy oczy wodą polewała obficie. Ale gdy zamiast dezodorantu, lakieru do włosów użyła pewności nabrała.
- Jak nic, babo klątwa teściowej to była - oznajmiła. - Bardzo na nie uważać trzeba….
Dziad, gdy historii wysłuchał, głową pokiwał tylko i oznajmił, że jemu to nic takiego nie grozi. I rację miał, bo przez wakacje całe (co to jeszcze je ma) u mamy baby plusował tylko. Drzwi nowe do piwnicy sam zrobił i jeszcze ławkę do ogródka też. I ładnie wszystko bardzo wykonał, że nawet refleksja babę naszła, że jak na uczelni wolnego tak dużo jest, to mógłby dorabiać latem.
A w tygodniu mijającym właśnie, to życie ryzykował nawet dla teściowej. Na dach z bratankiem baby wszedł, celem gałęzi, co to po wichurach zostały, sprzątnięcia i rynien oczyszczenia też.
Baba, co lęk wysokości ma, prawie zemdlała jak pod dom podjechała. Dziad na dachu spadzistym stał.
- Złaź natychmiast! - zażądała. A on jej tylko radośnie pomachał.
- Zobacz co mam - krzyknął na paski skórzane wskazując, nogę odrywając zarazem, celem baby postraszenia. - Uprząż specjalną, do prac na wysokościach i wspinaczki.
- I tak, złaź - baba nalegała. - Uprząż z człowieka alpinisty nie czyni…
Nie posłuchał. Zszedł dopiero jak skończyli. I jeszcze zdjęcie w uprzęży zrobić sobie kazał. Po nim bratanek się pojawił. Łypnął na dziada, coś z podziwem jakby.
- Kurcze, nie myślałem, że ta uprząż, to i psychologiczne działanie takie ma - westchnął. I dodał: - Na dachu tym, to dziadzie jak nie przymierzając akrobata się poruszałeś…
Dziad aż z dumy pokraśniał. Baba po przeżyciach nerwowych do siebie dochodziła jeszcze.
- A o co z tym psychologicznym chodzi? - dziad w końcu spytał. - Że mocna jest, to ważniejsze znacznie…
- Nic dziadzie nie słyszałeś? - bratanek ledwo wydukał. - Krzyczałem przecież, że liny od uprzęży przyczepić się nie da…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?