Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tydzień baby: Jak to Niczyperowicz krew babie od lat psuje

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Stała baba, a rzecz się działa ze 30 kilogramów temu w bufecie Prasy Poznańskiej i rozglądała się bacznie: który to ten Niczyperowicz być może? W „Expressie Poznańskim”, gdzie na praktykach była, dowiedziała się już, że to ów Puzonem jest, co muzyczną rubrykę w „Gazecie Poznańskiej” prowadzi. A taka rubryka to marzenie baby było. No więc z branży kogoś poznać chciała. W kolejce jednego długowłosego dostrzegła, uśmiechała się więc do niego i myślała już jak tu zagaić, gdy jej późniejsza przyjaciółka, a wówczas poważna pani redaktor Olga Kunze spytała: – A co tak się dziecko w tego Przybylskiego wgapiasz?

Bo to Marek Przybylski z „Głosu Wielkopolskiego” był. Dział ekonomiczny! Olga jednak potrzebę poznania Niczyperowicza zrozumiała, więc gdy tylko pojawił się, zaraz zawołała: – Andrzej, chodź, studentka poznać cię chce!

Z trudem baba rozczarowanie ukryć mogła. Ten cały Puzon to mało, że włosy krótkie miał, to jeszcze dobrze ponad trzydzieści lat! Może nawet ze 33. Taki stary, a o muzyce młodzieżowej pisze! Co on wiedzieć może? No to potem wielokrotnie spierali się na łamach. A Niczyperowicz przebiegły taki był. Jak baba w czwartek kolejną polemikę na piątek oddała, to odpytał ją, co napisała. Dumna baba była, bo pochwalił nawet, że błyskotliwie się odszczeknęła. W piątkowy poranek „Gazetę Poznańską” baba otworzyła i zamarła. ,,Jesteśmy szybsi od Expressu, wiemy już co oni po południu napiszą… (Express popołudniówką wówczas był – przyp. baba). I odniósł się do wszystkich baby zarzutów, co to ich jeszcze nikt nie przeczytał. I to błyskotliwe było dopiero!

Na dziadzie natomiast Niczyperowicz od pierwszego wejrzenia wrażenie dobre zrobił. Ten zapalony wędkarz i grzybiarz opowiedział, jak to w puszczy tydzień spędził właśnie, z natury uroków korzystając. – Jak z lasu do wioski jakiejś, co się Zdbice nazywała, wyszedłem, groza mnie przejęła, gdy w lusterko spojrzałem, taki zarośnięty byłem – opowiadał. – O fryzjera spytałem, a miejscowa ludność, że pewnie w Wałczu najbliższy jest, ale w kwestii golenia, to jest tu taki pan Zdzichu, co dobrze goli.
Udał się więc Andrzej do mieszkańca owego, trochę przekonywać go musiał. Zdziwił się, gdy usłyszał, że owszem, ogolonym zostanie, ale ma się na ławie położyć. Po skończonej robocie pan Zdzichu brzytwę wytarł, na lico Niczyperowicza z zadowoleniem łypnął i rzekł: – No, udało się. A pierwszy raz żywego goliłem…

Za taką historię, trudno było Niczypera nie polubić. Ale babie to wiele krwi napsuł. Na ten przykład, gdy ona młodą reporterką była, eliminacje do Miss Polonia w Poznaniu się odbywały. Jako, że ,,Express” patronem wydarzenia owego był, baba w jury zasiadała. Ucieszyła się, że aby nie krępować dziewczyn, co to w kostiumach kąpielowych wystąpić muszą, dziennikarze na salę wejść nie mogą. Niczyper i inni za drzwiami zostali i tylko ona, baba wiedziała, co się dzieje. Na dzień następny wyniki tylko podała, a smaczki wszystkie do najważniejszego, piątkowego wydania zostawiła sobie. A tu w piątek rano (a baba po południu dopiero) felietonista „Gazety Poznańskiej” Dziadek Jeremiasz, co także Niczyperowiczem był, wszystko, ze szczegółami najdrobniejszymi, co się za drzwiami zamkniętymi działo opisał. – Skąd wiedziałeś? – zaatakowała baba. Ze spokojem wyjaśnił, że jak na salę wejść nie mógł, to po żonę Wandę zadzwonił, żeby szybko z kostiumem kąpielowym przybiegła. I wystartowała owa w eliminacjach, awansowała nawet, ale uciekła, bo dowodu pokazać nie mogła, wszak panną nie była. Ale opowiedziała Andrzejowi wszystko.
A co się nakrzyczał przez te lata na babę! Wpadł na przykład pewnego piątku do redakcji, z wkurzeniem na twarzy wypisanym.

– Co ty do cholery robisz! – od progu sekretariatu „Gazety Poznańskiej”, gdzie baba zastępczynią jego była, krzyczał. – Moralitetu między osobami trzema się rozgrywającego, głupia, napisać nie potrafisz!

– Ale…, ale ja nie piszę moralitetów – baba zdenerwowana tłumaczyć się zaczęła.

– Prozą też pewnie nie gadasz – wkurzenie Andrzejowi nie przechodziło. – Sam wczoraj studentom felieton baby jako klasyczny przykład moralitetu między trzema osobami rozgrywającego się podałem. Że wśród bohaterów zawsze, ale to zawsze osoby trzy są: dziad, dziecko i baba. A dzisiaj co? Nie ma dziecka… Na idiotę wyszedłem.

– Dziecko wyjechało… – baba się broniła.

– To cholera, pisz to, starczy zdanie, ale dziecko ma być!
Jest też Niczyperowicz maniakiem point. Co by zawsze zabawne były. Jak baba „babę” pisze, to czuje się tak, jakby za plecami jej stał i nosem kręcił. To mu teraz pointę da. Ulubioną anegdotę o Andrzeju. Przyznać jednak musi, że ów autoironii wiele ma i sam często ją opowiada.

Młody dziennikarz, Andrzej Niczyperowicz spożywał alkohol z dwoma kolegami. Alkohol ma to do siebie, że się kończy, a Niczyper i koledzy nie. Udali się więc goście w poszukiwaniu meliny. Spotkali dwóch młodych milicjantów na patrolu. Okazali się pomocni, no to wypili wspólnie po nakrętce od gazu łzawiącego wódki. I dowcip zrobić postanowili. Do drzwi mieszkania Niczypera milicjanci ostro zadzwonili, między nimi, ze spuszczonymi głowami koledzy stali.

– Czy to obywatel wysłał tych obywateli po wódkę? – ostrym głosem milicjant zapytał.

– Ja?! – Andrzej się zadziwił. – Ja ich nawet nie znam…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski