Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny: Podpisz pan, będzie miał pan spokój

Piotr Talaga
Na msze za ojczyznę do Biechowa zjeżdżały tłumy zwolenników „Solidarności” nie tylko  z Wielkopolski.
Na msze za ojczyznę do Biechowa zjeżdżały tłumy zwolenników „Solidarności” nie tylko z Wielkopolski. Jan Kołodziejski
Dziecko było w drodze... Zostałam sama. Było wcześnie rano. Nie chciałam do nikogo iść i pukać, by nie niepokoić. Nie wiedziałam, co się dzieje z mężem. Dopiero po kilku dniach poszłam na komendę Milicji Obywatelskiej we Wrześni. Alicja Kostrzewska, komendantka MO, powiedziała, że nie może mi udzielić informacji, gdzie przebywa mój mąż. O tym, że jest internowany w Gębarzewie, dowiedziałam się od niego samego. Krótko przed świętami dostałam kartkę, którą wysłał 15 grudnia - wspomina Basia Narożna.

Czytaj także:
Zatrzymanych demonstrantów pałowano jawnie i po kryjomu
Jestem internowany - ta informacja sprawiła mi ulgę
Stan Wojenny: Nie wywieźli mnie jak kaczkę

Jak tylko samochód wyjechał z Wrześni w kierunku Gniezna, Bogdan Narożny domyślił się, że jadą do Gębarzewa. To w sumie niedaleko. Nie był załamany czy przygnębiony, a raczej wściekły i nagrzany, zwłaszcza po założeniu kajdanek. Jeszcze w "suce" ponownie jeden z funkcjonariuszy próbował go nakłonić do podpisania lojalki.
- Podpisz pan, króle nawet podpisywali, będziesz pan miał spokój.
- Przestań pieprzyć, człowiek wie, co robi - uciszył kolegę kierowca "suki".

Narożny myślał już wówczas raczej o tym, że może trafić do celi z recydywistami. Słyszał, że nowym rzucają przed wejściem ręcznik pod nogi. By być uznanym za swego, należy ponoć w niego wytrzeć buty. - Cześć Narożny, Polska - witają go jednak znajome głosy.

W tym czasie Basia siedziała sama w mieszkaniu. W zaawansowanej ciąży. Nie bardzo wiedziała, co będzie dalej. Gdy się rozwidniło, postanowiła udać się do rodziców, którzy zawsze dla niej byli wielkim wsparciem. - Nagle ktoś przyniósł informację, że można wysłać paczkę - opowiada Basia Narożna. - Ale to już była Wigilia... Mama szybko usmażyła karpia, wrzuciła jeszcze jakieś ciasto i to wszystko mój brat zabrał i pojechał pociągiem do Poznania na Kochanowskiego. Paczkę trzeba było bowiem pokazać w SB. Doszła do Bogdana w drugie święto.

- W samą Wigilię zrobili nam kipisz - mówi Bogdan Narożny. Gdy wszystko uporządkowaliśmy, kazali nam się spakować. Myśleliśmy, że nas wypuszczają na święta do domu. Przeniesiono nas jedynie do innej celi... Na Wigilię był jedynie suchy dorsz i to było wszystko.

Gdy do Gębarzewa dotarła informacja o pacyfikacji kopalni "Wujek", internowani rozpoczęli cowieczorne śpiewy pieśni patriotycznych. Narożny za śpiewanie hymnu i "Boże coś Polskę" otrzymał pisemną naganę. - Do dziś tę naganę traktuję jako odznaczenie - mówi Bogdan Narożny.

Basia wspomina, że korespondencja z Gębarzewa przychodziła z opóźnieniem i często hurtem, na przykład po trzy kartki wysłane w różne dni. Całość była cenzurowana. Treści "niesłuszne" były zamazywane. Tak było, gdy mąż prawdopodobnie zbyt wiele chciał napisać o strajku głodowym.

- Kiedyś jesteśmy na spacerniku i nagle słychać strzały z pistoletu maszynowego i krzyk: "zabili" - wspomina Bogdan Narożny. - Wszystkie spacerniki natychmiast opróżniono, pozamykali drzwi od cel. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Zaczęliśmy trzaskać w drzwi.

Po tej strzelaninie internowani nie przyjęli posiłku i na znak protestu wyrzucili więzienne miski na korytarz. Rozpoczęła się głodówka. - Miałem zaszczyt jako pierwszy cisnąć "platerą" - mówi Narożny. - Pod każdą celę przynosili na noszach tego chłopaka, żeby nam pokazać, że żyje.
Dopiero po wyjściu z internowania Narożny dowiedział się, że strzelanina była sfingowana przez esbeków.
- Ani przez moment nie czułam się opuszczona - mówi Basia Narożna. - Ze Stokbetu, w którym oboje pracowaliśmy, przychodzili koledzy i przynosili mi pieniądze. Zbierali je w czapkę po każdej wypłacie. Nigdy nie było problemu, żeby pojechać do Gębarzewa. Zawsze miałam zagwarantowany transport. Koledzy lub sąsiedzi zawozili mnie i po widzeniu odwozili do domu. Ludzie się zgłaszali i pytali, jak mi pomóc. To wszystko trzymało mnie na duchu. Byłam i jestem wszystkim tak bardzo wdzięczna. Do dziś nie potrafię o tym mówić spokojnie. Ale byli i tacy, którzy - widząc mnie na ulicy - przechodzili łukiem na drugą stronę. Bali się, że ktoś może ich ze mną skojarzyć.

Gdy zbliżał się termin porodu, z pomocą zaoferowali się Ewa i Stanisław Szumińscy, którzy poprzez swych krewnych zorganizowali poród w Poznaniu, żeby Basia nie musiała rodzić wśród obcych. Sąsiad zawiózł ją na miejsce syreną bosto.

- Po urodzeniu Pawła napisałam do męża kartkę. Zapytałam siostrę oddziałową, czy zgodziłaby się ją wrzucić do skrzynki, jak będzie wracać z pracy do domu. Zgodziła się, ale jakby niechętnie - wspomina Basia Narożna. - Na drugi dzień wpada do sali i ze łzami w oczach mówi mi, że pozwoliła sobie przeczytać tę kartkę. Mówiła, że nie sądziła, że może być tak, że ja tu rodzę i nawet nie mam jak poinformować o tym męża.

Żona Bogdana Narożnego wielokrotnie występowała z podaniami do Służby Bezpieczeństwa o zwolnienie go z internowania lub o możliwość dodatkowych widzeń. W odpowiedzi SB wskazywało, że ma przecież nieograniczoną możliwość korespondencji... Podczas pierwszego po urodzeniu syna widzenia Basia postanowiła przechytrzyć strażników. - Zawiozłam wówczas mężowi kurtkę na wymianę - wspomina. - Trzymałam ją na ręku, zaś w dłoni był słoik po odżywce dla dziecka. W słoiku był alkohol.

- Toast wypiło około 20 osób - mówi Bogdan Narożny. - Dla każdego wypadło po małej łyżeczce.
Bogdan Narożny został wypuszczony na wolność 29 kwietnia 1982 roku. Wrócił do pracy w Stokbecie. Wytrzymał jednak tylko kilka dni.

- W zakładzie czułem się osaczony z każdej strony. Otoczenie mnie podłamywało. Ludzie się bali, bezpośredni kierownik mnie pilnował, z biurka znikały moje notatki. Na dodatek byłem odwiedzany w firmie przez esbeków - mówi Narożny. - Poszedłem do psychologa.

Ten skierował go do gnieźnieńskiej dziekanki. Na zwolnieniu Narożny przebywał do września. W szpitalu spotkał się z niektórymi kolegami z Gębarzewa, którzy trafili tam ze względu na zły stan zdrowia, choć nadal formalnie byli internowani. Narożny jednak tylko dojeżdżał do Gniezna. Lekarze zdecydowali o jego urlopowaniu do domu.
W tym czasie zaangażował się w działalność opozycyjną. Poznańskie podziemie koncentrowało się wówczas w dwóch ośrodkach: Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność" Regionu Wielkopolska i pisma "Obserwator Wielkopolski" oraz Tymczasowego Konspiracyjnego Zarządu Regionu Wielkopolska i pisma "Solidarni". Z tym drugim środowiskiem związał się także Narożny, a szczególnie z Aleksandrą, Marią i Tatianą Pietrowicz. W grudniu zaczęły się aresztowania. W ręce SB wpadł Janusz Pałubicki i inne czołowe postaci poznańskiej opozycji.

Wiosną 1983 roku Bogdan Narożny współtworzył grupę pomocową dla rodzin aresztowanych i represjonowanych.

- Zasada była taka, że Poznań zbierał pieniądze, a ja załatwiałem świnię - opowiada Bogdan Narożny. - W zaprzyjaźnionym zakładzie przerabiano ją na wyroby, które zawoziłem do Zosi Bartoszewskiej do Poznania. Dystrybucją do potrzebujących zajmowali się koleżanki i koledzy. Pierwsze pieniądze przekazano mi podczas pogrzebu ojca Honoriusza. Tę działalność prowadziliśmy do 1989 roku.

Podobnie jak w wielu innych kościołach, ojcowie paulini z maleńkiego Biechowa zaczęli także organizować msze święte "Za Ojczyznę". Przybywały na nie tłumy nie tylko z pobliskiej Wrześni, ale i z wielu zakątków Wielkopolski, a także z Bydgoszczy czy Torunia.

- Szczególnie dużo kolegów i koleżanek zaczęło przyjeżdżać na msze, które były organizowane po zamordowaniu księdza Popiełuszki - wspomina Bogdan Narożny. - Organizowaliśmy pielgrzymki do Biechowa. Powstała tam także pierwsza w Wielkopolsce symboliczna mogiła księdza Jerzego.

- Przyszli któregoś razu do Stokbetu dwaj esbecy i zapytali mnie, dlaczego tak do tego Biechowa jeździmy? - opowiada Basia Narożna. - Pytali też, dlaczego mój mąż trzyma podczas śpiewu uniesioną rękę z symbolem "V". Powiedziałam im, że przecież nie jest on jedyny, że tak robią tam wszyscy. Zapytałam ich, czy wszystkich teraz zamierzają z tego odpytywać? - Niech lepiej tej ręki tak nie trzyma - odparł esbek.

Czekamy na Wasze wspomnienia
W związku z 30. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego publikujemy cykl artykułów przygotowanych przy współpracy oddziału IPN w Poznaniu. Przypominamy kulisy jego wprowadzenia, przebieg w Wielkopolsce i przedstawiamy relacje osób prześladowanych. Zapraszamy Państwa do _przesyłania swych wspomnień z tamtego okresu. Najciekawsze relacje zostaną opublikowane. Prosimy przesyłać je pod adresem: [email protected] w temacie wpisując "Stan wojenny".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski