W kwietniu 2016 roku maszyna produkcyjna zmiażdżyła i „ugotowała” rękę młodego Ukraińca. Sprawę wciąż wyjaśnia prokuratura z Grodziska Wlkp., do której niedawno wpłynęła opinia biegłego z zakresu BHP.
Jak ustaliliśmy, opinia eksperta jest bardzo krytyczna wobec właściciela zakładu Roberta S. Wynika z niej, że w jego firmie Wiel-Pol, produkującej pojemniki na owoce, nie spełniono różnych przepisów BHP. Młody Ukrainiec Dima nie był przygotowany do pracy na specjalistycznej maszynie, nie miał przeszkolenia, nie został zapoznany z instrukcjami napisanymi w jego ojczystym języku.
Sama maszyna miała zdjęte zabezpieczenia zapobiegające ewentualnym wypadkom, nie przechodziła też przeglądów prowadzonych przez specjalistów.
Jakie kroki, po wpłynięciu opinii, podejmie prokuratura? Czy postawi zarzuty właścicielowi zakładu?
- Postępowanie wciąż jest prowadzone w sprawie, do tej pory nikomu nie postawiliśmy zarzutów. Gromadzimy dowody, zamierzamy uzupełniająco przesłuchać niektórych świadków. Po zebraniu tych materiałów zapadnie decyzja o dalszych krokach - mówi prokurator Przemysław Wojtkowski, szef grodziskiej prokuratury.
Z naszych informacji wynika, że właściciel Wiel-Polu bronił się, że sprawami BHP w zakładzie zajmował się jego syn Norbert. Ma uprawnienia inspektora BHP. Podobno, jak twierdził jego ojciec, syn pasjonuje się produkcją opakowań i szkolił się m.in. na uniwersytecie w Chinach.
Nie wiadomo jeszcze, jak zareaguje prokuratura. Wiadomo za to, że sąd, do którego trafił pozew o odszkodowanie, przyznał już Dimie 235 tys. zł. Zostały przeznaczone na zakup specjalistycznej protezy, która zastąpiła amputowaną prawą rękę. Łączna kwota pozwu opiewa na 535 tys. zł.
19-letni Dima, po tym jak uległ wypadkowi, najpierw kłamał w szpitalu, że rękę spalił w piecyku wynajmowanego mieszkania.
Taką opowieść przedstawił lekarzom z Grodziska tuż po wypadku. Musieli amputować jego prawą rękę powyżej nadgarstka. Dima mówił później, że do przedstawienia wersji z wkładaniem ręki do piecyka nakłaniał go właściciel zakładu wraz z synem. Prokuratura bada również ten wątek pod kątem nakłaniania do składania fałszywych zeznań.
Prawda o wypadku jest taka, że Dima próbował wyciągnąć papier z zablokowanej maszyny. Nagle jego ręką została przyduszona i przez ok. 15 minut działała na nią temperatura o wysokości 150 stopni Celsjusza. Pracował w głębokiej piwnicy i nikt nie słyszał jego krzyków. Pomógł dopiero jego kolega z Ukrainy, z którym razem pracował w Wielichowie. Zareagował na smsa, którego wysłał do niego 19-letni Dima.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?