Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszła matka uczy się odpoczywać

Agnieszka Goździejewska
Agnieszka, przyszła mama
Agnieszka, przyszła mama fot. Archiwum
- Czy ty jesteś nienormalna? Odwracam się. - Przecież wieszam firanki… - mówię z poczuciem samozadowolenia, że jeszcze daję radę i odwracam się do okna. - Jesteś głupia - stwierdza Mój Kochany i wychodzi do drugiego pokoju. - Dzięki! - rzucam przez ramię, nie dając poznać, że… ma rację.

Leżę na plecach i ciężko oddycham. Firanka wisi nienagannie. A ja jestem cholernie zmęczona.

Wcześniej były inne demony perfekcyjnej pani domu. Brudna podłoga, którą trzeba było umyć przed wyjazdem do rodziców, nieumyte okna i kabina prysznicowa ("no przecież sama się nie umyje"), która stała się punktem kulminacyjnym kampanii Mojego Przyjaciela pod hasłem "Kobieto! Opanuj się! Jesteś w ciąży!" Treść komunikatu dotyczącego szkodliwości pracy ze środkami czyszczącymi na przyszłość naszą i naszego potomka niestety nie nadaje się do publikacji.

Potem - jak na złość, albo w efekcie zmowy Mojego Mężczyzny i sił natury - dopadło mnie przeziębienie. W efekcie na tydzień wylądowałam w łóżku z uczuciem bezsilności i potrzebą odpoczynku. I nawet nie przeszkadzało mi, że to Mój Przyjaciel po powrocie z pracy robił obiad, sprzątał, dbał o mnie i robił wszystko, co "ja powinnam robić".

Taka to właśnie jest ta babska głupota, która bardzo chce związku partnerskiego z podziałem ról, obowiązków - nowoczesna i życiowa. Ta sama, która wpędza matki w nadopiekuńczość, żony i partnerki w upierdliwość względem mężczyzn i nieustanną rywalizację z innymi kobietami.

Dość, szchluz, kaniec, finito! Wprowadzamy do systemu opcję "odpuść, nikt od tego nie umrze".

I faktycznie: w łazience posprzątanej dzień później nie narodził się potwór z kibla, w kuchni Mój Mężczyzna został mistrzem kotletów, a podłogi wcale nie wyglądają tak źle, jeśli nie są myte co drugi dzień. Za to ja mam czas na spacer, czytanie i - uwaga, tu pada kluczowe słowo - odpoczynek.

Mały fika koziołki w brzuchu. Chwilami rozpycha się tak, że rękę wciska się w mój pęcherz a nogą kopie w żebra. I weź tu przetłumacz takiemu, że cię boli, żeby się trochę wyluzował… Najciekawiej jest na spacerach, kiedy dostaję kopa z zaskoczenia. Idę jak taka matka-zombiaczka-paralityczka wykonując niekontrolowany półskłon, bo Janek akurat znalazł tunel ucieczki i przepycha głowę przez pępek.

Po spacerze wracam do domu, wysikuję zawartość pobitego pęcherza, uzupełniam płyny i z rozkoszą rozkładam się na łóżku. Jak to dobrze, że nauczyłam się odpoczywać.

Zobacz też inne teksty przyszłej mamy
- Czekając na bohatera - o trudnym wyborze imienia dla dziecka
- Czy rozmiar ma znaczenie, czyli o tym, ile dodaje ciąża
- Opowieść o pierwszej wyprawie - po wyprawkę
- O matko! Jestem matką

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski