W niedzielne popołudnie pracownik firmy na poznańskiej Starołęce odebrał SMS-a z informacją, że w pomieszczeniach ukryte są dwa ładunki wybuchowe. Natychmiast zaalarmował policję. Przyjechały służby ratownicze. Rozpoczęto ewakuację, a jednocześnie policjanci zaczęli namierzać osobę, która wysłała powiadomienia.
Po dwóch godzinach pracownicy mogli już wrócić do swych obowiązków, bo żadnych ładunków w budynku nie znaleziono. Szybko okazało się też, że głównym podejrzanym jest jeden z pracowników firmy.
Jak ustalili nowomiejscy policjanci, mężczyźnie po prostu nie chciało się tego dnia pracować. Kupił więc "starter" telefoniczny, wysłał do swojej firmy wiadomość o ładunkach. Mimo to przyszedł do pracy, ale... wtedy zaczynała się już ewakuacja.
- Przestraszony, przypuszczając, że mogą to być działania spowodowane jego SMS-em, wyciągnął wtedy kartę z telefonu i pozbył się jej - komentują policjanci z komisariatu Poznań Nowe Miasto. Mimo to udało się zebrać materiał dowodowy. 21-letni poznaniak, po przesłuchaniu i przedstawieniu zarzutów, został wypuszczony do domu.
Za to, że chociaż wiedział, iż nie ma żadnego zagrożenia, powiadomił o rzekomej bombie, przez co służby ratownicze podjęły działania, grozi mu kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Kary za "bombowe żarty" podwyższono po serii fałszywych alarmów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?