Baba w obronie się ujęła. Że taki pobyt to wiele nauczyć może.
- Będzie nam śniadanka szykować - rozmarzyła się. - A może i obiad czasem przyrządzi...
- E, tam, zanim się czegoś nauczy, poznają się na niej... - dziad tylko ręką machnął i nos w komputer wsadził.
- A nie mówiłem! - radośnie wykrzyknął. - Mail od dziecka przyszedł. Wszystko, jak przewidywałem...
I czytać zaczął: "Poranek w pracy koszmarny, bo nie włożyłam jakiegoś ustrojstwa do maszyny do parzenia kawy i lała się tak, że bryzgało na klientów, o reszcie pracownic nie wspominając..."
- Wyrzucili? - baba krótko spytała.
- Jeszcze nie, ale następnym razem na pewno - dziad nie wiedzieć czemu zadowolonym był. - Ale słuchaj dalej, z tym skąpstwem Szkotów też miałem rację.
"Najprzyjemniej jest jak przychodzą klienci-obcokrajowcy, bo dają napiwki... "
Na tych napiwkach dziad zaniemówił całkiem i oczy wybałuszył.
- Co, napiwków dziecku zazdrościsz? - baba nawet się specjalnie nie zdziwiła.
- Nie - dziad trochę doszedł do siebie, ale przemawiał głosem raczej grobowym. - Słuchaj dalej: "Dziś jeden stary Duńczyk zaproponował mi małżeństwo".
- To i dobrze - baba spokojnie odparła. - Jak wyrzucą z pracy, to sobie za mąż pójdzie.
- Zwariowałaś? Za starego Duńczyka?
- Nie przejmuj się tak, dziadzie - baba drażniła coraz bardziej. - Dla takiego dziecka stary to może raptem czterdziestkę mieć...
Tego dziadowi było już za wiele. Zamilkł na resztę wieczoru, co znaczenia większego nie miało, bo baba z koleżanką na kolację elegancką wychodziła, celem ploteczek wymiany i ważnych informacji też. Meksykańskie jedzenie wybrały i meksykańskiej margaritty spróbowały. Miło było bardzo i wieczór szybko minął.
- Babo, możesz zobaczyć ile płacimy? - koleżanka szeptem konspiracyjnym spytała. - Okularów nie wzięłam.
Baba też nie mogła. Też okularów nie wzięła, bo całkiem niedawno usłyszała, że jej i tak nadwątloną urodę psują, a wieczór przyjemnym miał być.
- A! Mam w torebce lupę, to przeczytamy - koleżanka się ucieszyła. Jeszcze bardziej się ucieszyła, gdy rachunek odczytała: - Ale tu tanio! Tylko dwadzieścia dwa pięćdziesiąt.
- Widzisz, warto się odchudzać - baba skromność rachunku podsumowała. - Dajmy 25, albo 30. Taka miła ta kelnerka.
Trzy dziesiątki nie wywołały jednak uśmiechu na twarzy dziewczyny.
- Za mało - rzekła zwięźle.
- Jak to? - koleżanka się zdziwiła i raczej intuicyjnie, bo lupa już w torebce była, miejsce na rachunku wskazała: - Przecież tak pisze.
- Pisze 91 - kelnerka wyjaśniła. - A pani wskazuje na godzinę wystawienia...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?