Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderstwo 35-letniej fryzjerki z Środy Wielkopolskiej. Zabił swoją żonę Agnieszkę. Był przy tym ich 9-letni syn

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
Jacek D. upozorował porwanie, w które wciągnął 9-letniego syna, by ukryć zabójstwo swojej 35-letniej żony Agnieszki, fryzjerki z Środy Wielkopolskiej.
Jacek D. upozorował porwanie, w które wciągnął 9-letniego syna, by ukryć zabójstwo swojej 35-letniej żony Agnieszki, fryzjerki z Środy Wielkopolskiej. Sławomir Seidler
Jacek D. upozorował porwanie, w które wciągnął 9-letniego syna, by ukryć zabójstwo swojej 35-letniej żony Agnieszki, fryzjerki z Środy Wielkopolskiej. W morderstwie kobiety pomogła mu jego kochanka 25-letnia Magdalena M. i ojciec, który zacierał ślady zbrodni. Ta zbrodnia sprzed 15 lat wstrząsnęła Wielkopolską.

Agnieszka i Jacek D. mieszkali w Środzie Wielkopolskiej razem z 9-letnim synem Jackiem. 34-latka prowadziła w mieście swój zakład fryzjerski, i to ona utrzymywała rodzinę. Kobieta była lubiana, a jej zakład cieszył się dużym powodzeniem. Jej mąż zajmował się domem i wychowywaniem małego Jacka, czasem pomagał Agnieszce w salonie. Z pozoru wydawało się, że rodzina D. jest zgodna i niczego jej nie brakuje. Jednak koszmar Agnieszki rozgrywał się za zamkniętymi drzwiami.

Czytaj też: 21-letni Adam Czerniejewski z Konina śmiertelnie postrzelony przez policjanta. Wiadomo, kiedy ruszy proces

„Synu, byłeś dla mnie najważniejszy”

Jacek miał bardzo dobry kontakt z synem, był wzorowym ojcem, czego nie można powiedzieć o jego roli w małżeństwie. W domu D. często dochodziło do awantur. Jacek lubił flirtować z kobietami, czego nawet nie starał się specjalnie ukrywać. Jego żona była świadoma, że Jacek ją zdradza.

- On był typem mężczyzny, który przepuszczał pieniądze i lubił się zabawić

- mówiła klientka Agnieszki.

Przyszedł jednak moment, kiedy 34-latka postanowiła ukrócić przemoc psychiczną i fizyczną, jaką stosował wobec niej mąż. O wszystkim, co działo się w jej małżeństwie, opowiedziała rodzinie i przyjaciołom. Kobieta podjęła decyzję o wyprowadzeniu się z mieszkania, które znajdowało się nad salonem fryzjerskim, i wróciła do rodzinnego domu.

9-latek został z ojcem, z którym był bardziej związany niż z matką. Agnieszka zażądała rozwodu i podziału majątku. To nie spodobało się Jackowi, który dotychczas był na utrzymaniu żony. Mężczyzna zaczął grozić żonie i wystawał przed jej salonem.

Agnieszka opowiadała przyjaciółkom, że boi się męża. Wyznała im też, że syn - najprawdopodobniej za namową ojca - podał jej sok, do którego były dosypane narkotyki, że mąż również dodawał je do kawy, próbując zrobić z niej narkomankę i osobę chorą psychicznie. Kobieta zgłosiła sprawę na policję. Śledczy nie znaleźli jednak dowodu na winę Jacka i umorzyli postępowanie.

Trzy miesiące przed tragedią 34-latka napisała testament, w którym wskazała, że wydziedzicza swojego męża. Argumentowała to zdradami Jacka i jego podwójnym życiem.

„Synu, byłeś dla mnie najważniejszy w życiu. Wierzę w ciebie, w to, że będziesz uczciwym i wspaniałym człowiekiem. Wybaczam ci wszystko, co zrobiłeś złego za namową ojca. Nie mam do ciebie i nie miałam nigdy żalu.”

Upozorowane porwanie

W nocy z 16 na 17 grudnia 2008 roku na policję zadzwonił 9-letni Jacek i powiedział, że razem z rodzicami został porwany.

- Zostaliśmy z tatą wepchnięci do samochodu w Środzie Wlkp. Były to wieczorne godziny i było ciemno. Potem widziałem, jak ci mężczyźni wpychali tatę i mamę do Hondy. Nie pamiętam, w okolicę jakiej miejscowości zostaliśmy wywiezieni do lasu. Nie znam tego pana, który kierował samochodem marki BMW, z którym jechałem za samochodem Honda. Cały czas był on w kominiarce

- zeznał później chłopiec.

Policjanci pojechali na miejsce. W lesie w Marianowie Brodowskim pod Środą Wielkopolską znaleźli 9-latka oraz jego ojca, który był rozebrany do połowy i przywiązany do drzewa. W samochodzie znajdowały się zwłoki Agnieszki.

Kobieta zmarła na skutek uduszenia; jej ciało nie było zmasakrowane. Jacek D. miał jedynie niewielkie zadrapanie na palcu.

Już od początku policjanci mieli wątpliwości co do wiarygodności wersji przedstawionej przez rzekomo porwanego mężczyznę. Twierdził on, że razem z żoną i synem stali się ofiarami porywaczy, ponieważ nie chcieli zapłacić im haraczu. Szybko okazało się, że wersja Jacka D. i jego syna to kłamstwo.

Mężczyzna porwał swoją żonę. W zabójstwie uczestniczyła też 25-letnia kochanka Jacka, Magdalena M. Syn, który początkowo potwierdzał wersję ojca, zmienił zeznania.

- Była to noc. Jeździliśmy samochodem z tatą. Wiem, dlaczego jeździliśmy, ale nie chcę powiedzieć. Zatrzymaliśmy się przed salonem. Tam czekaliśmy w samochodzie. Wiem, na co czekaliśmy, ale nie chcę powiedzieć

- zeznał 9-latek.

I dodał: - W lesie była jeszcze mama. Stałem kawałek od samochodu. Tata kazał mi odwrócić się i nie patrzeć. Nic więcej nie słyszałem. Nie wiem, co robiła pani Magda, nie było jej koło mnie - była tam z tatą. Nie wiem, gdzie była moja mama, wiem, że była z nimi, ale dokładnie nie wiem, gdzie. Nie słyszałem, żeby ktoś płakał. Nie słyszałem, żeby ktoś krzyczał. Nie pamiętam, jak długo stałem odwrócony tyłem, ale dość długo, około 20-30 minut.

Chłopiec opowiedział śledczym, co działo się później.

- Później mogłem się już odwrócić. Tata pozwolił mi się odwrócić i mówił, żebym nie zaglądał do samochodu. Gdy się odwróciłem, tata stał przywiązany do drzewa, pani Magda poszła w stronę drugiego samochodu. Tata powiedział jej, że ma odjechać tamtym samochodem. Tata kazał mi zadzwonić na policję. Tata kazał mi powiedzieć policji, że zostaliśmy porwani. I tak powiedziałem

- przyznał mały Jacek.

Nieodwracalna krzywda

Na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym zasiadły trzy osoby: 39-letni Jacek D. i 25-letnia Magdalena M. odpowiadali za zabójstwo, natomiast ojciec mężczyzny, Leon D., był oskarżony o utrudnianie śledztwa i zacieranie śladów.

W trakcie procesu obrońca Jacka D. próbował udowodnić, że padaczka, na którą cierpiał oskarżony w dzieciństwie, miała znaczący wpływ na jego zachowanie w dniu, w którym doszło do morderstwa. Biegły stwierdził jednak, że choroba nie miała żadnego wpływu.

Magdalena M. tłumaczyła przed sądem, że w dniu zabójstwa bała się oskarżonego. Jacek D. nazwał to „wyrafinowaną linią obrony”. Gdy sąd chciał przesłuchać 39-latka, ten stwierdził, że nie jest przygotowany.

- Skrupulatnie przygotowuję się do złożenia wyjaśnień, bo nie chciałbym popełnić gafy

- mówił z ławy oskarżonych.

W sądzie Jacka D. pogrążyli policjanci, którzy przyjechali na miejsce przestępstwa. Wszyscy zwracali uwagę na dziwne zachowanie Jacka D. i jego syna. Żaden z nich nie zapytał ani razu policjantów, czy porwana wraz z nimi Agnieszka D. żyje. Zdaniem funkcjonariuszy, zachowywali się zbyt spokojnie, jak na sytuację, w której się znaleźli.

- Gdy uwolniliśmy skrępowanego sznurami Jacka D., ten spokojnie poszedł do samochodu i zaczął się ubierać. To wyglądało, jakby miał już przygotowane ubrania i buty. Z doświadczenia wiem, że człowiek uprowadzony zachowuje się inaczej

- opowiadał jeden z policjantów.

W styczniu 2011 roku sąd wydał wyrok. Jacek D. za zabójstwo żony został skazany na dożywocie. Karę 4,5 roku więzienia usłyszała Magdalena M. za pomoc w zabójstwie, z kolei Leon D. za zniszczenie dowodów został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i karę grzywny.

Uzasadniając wyrok, sędzia Antoni Łuczak stwierdził, że Jacek D. zabił swoją żonę w sposób przemyślany i bezwzględny. Planował to, co zrobił, i dodatkowo włączył w to kolejne osoby: małoletniego syna, swojego ojca oraz Magdalenę M. Sędzia szczególnie podkreślił fakt, że Jacek D. przede wszystkim nie zważał na krzywdę, jaką wyrządził psychice własnego dziecka. Uczestnictwo chłopca nazwał perfidnym działaniem.

- Krzywda, jaką mu wyrządzał, i to niezależnie od tego, czy przestępstwo byłoby wykryte, czy nie, była olbrzymia i nieodwracalna. Nie tylko oskarżony pozbawiał swojego syna matki, a faktycznie też ojca, lecz także w psychice dziecka tworzył skazę, która niewątpliwie wpłynie na całe jego życie

- powiedział sędzia.

„Moja zmarła żona”

W listopadzie 2012 roku Sąd Najwyższy odrzucił kasację obrońcy Jacka D. i podtrzymał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.

To, co najbardziej może zaskakiwać, to fakt, że w 2011 roku Jacek D. złożył do sądu wniosek o ustalenie majątku „po zmarłej żonie” - jak ją określał.

Chciał przejąć spadek. Nie zgodziła się na to rodzina zamordowanej Agnieszki, która w 2013 roku zawnioskowała o uznanie mężczyzny za niegodnego dziedziczenia majątku. To nie powstrzymało Jacka D. Trzy lata później ponownie upomniał się o spadek „zmarłej żony”. Ostatecznie majątek Agnieszki trafił do jej syna.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Większość z nich już nie żyje, bo dostali najsurowszą z możliwych kar - karę śmierci. Seryjni mordercy, bo o nich mowa, jeszcze nie tak dawno grasowali w Polsce. Zabijali z zimną krwią nie tylko kobiety, czy mężczyzn, ale i dzieci. Znany w Poznaniu morderca-nekrofil już jako nastolatek podglądał sekcje zwłok, jego fantazja doprowadziła do okropnych czynów, jakich się dopuścił. Znany jako "Władca Much" zabijał prostytutki, których poćwiartowane ciała trzymał w domu. Zobacz najsłynniejszych seryjnych zabójców w Polsce.Przejdź dalej -->

Nekrofil z Poznania, "Władca Much", "Skorpion"... Ci seryjni...

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski