Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liliana 4,5 miesiąca. Zginęła z ręki własnej matki, bo płakała

Agnieszka Świderska
Dla śledczych Paulina S. jest wciąż zagadką
Dla śledczych Paulina S. jest wciąż zagadką Fot. Archiwum
Liliana miała dopiero 4,5 miesiąca. I już zawsze będzie tyle miała. Zginęła z ręki własnej matki. 21- letniej Paulinie S. nie udało się napisać w życiu szczęśliwego zakończenia. O dramacie w Lesznie w reportażu Agnieszki Świderskiej.

Paulina podeszła do łóżka. Pokazała, gdzie leżała mała, gdzie stała ona. Nacisnęła szyję lalki w tym samym miejscu, gdzie nacisnęła szyję Liliany. Zabiła po raz drugi. Jej twarz nie wyrażała przy tym niczego.

- Rzeczowo przedstawiła przebieg wydarzeń - skomentuje Jerzy Maćkowiak, szef leszczyńskiej prokuratury, który był na wizji lokalnej.

Wyglądała tak, jakby ktoś wyłączył w niej emocje. A może wyłączyła je sama? Jeszcze przed Lilianą. Żeby poradzić sobie ze swoim 21-letnim życiem, które nie chciało się udać. Z życiem na Rumuńskiej, jednym z najgorszych adresów w mieście. Z życiem już z dzieckiem u znajomych, gdzie alkohol był chlebem powszednim.

Nakarmiła je, ale dziecko nadal miało płakać. To ją zdenerwowało. Dlatego zabiła

I z nadzieją, że w pokoiku na poddaszu na Wąskiej uporządkuje wreszcie swój świat. Miała przecież plany. Kiedy "maleństwo" podrośnie, odda ją do żłobka i pójdzie do pracy. Nie bała się pracy. Nie miała jeszcze złych nawyków i innych nałogów, oprócz papierosów i wiary w to, że los się w końcu musi odmienić.

Może gdyby dwa dni wcześniej Kuba nie wyzwał jej na ulicy od kurew, ona nie musiałaby go uderzyć i kazać mu się wynosić. Byłby wtedy z nią tamtego sobotniego poranka, kiedy piła kawę. I nie zdarzyłoby się nic, co by mogło jej w tym przeszkodzić. Coś się jednak zdarzyło. Coś, po czym nie była już w stanie dopić kawy ani dokończyć śniadania, które zostało na talerzu.

- Jakby coś ją wyrwało z normalności - mówi Jerzy, właściciel kamienicy, w której mieszkała z Lilianą i Kubą.

I nie było już niczego, co mogło ją do niej przywrócić. Żadnego zaklęcia. I żadnego przekleństwa. Nawet gdyby dopiła tę kawę, świat i tak nie wróciłby z tego powodu na swoje miejsce. Bo śmierć jest nieodwracalna.

Nie od razu przyznała się do zabójstwa. Miała się obudzić już obok martwej córeczki. Dopiero potem wyznała, że ją udusiła. Na drugim końcu niemal każdego zabójstwa jest motyw. Tylko psychopaci zabijają bez powodu.

- Jak na razie nie ma żadnego konkretnego motywu tej zbrodni - mówi prokurator Jerzy Maćkowiak. - To, co podaje jako motyw, trudno bowiem nim nazwać. Nie ma sensu. Według jej relacji, dziecko obudziło się koło siódmej rano. Zaczęło płakać. Nakarmiła je, ale dziecko nadal miało płakać. To ją zdenerwowało. Dlatego zabiła. Ułożyła dziewczynkę na brzuszku i położyła się spać obok niej. Obudziła się trzy godziny później i wezwała pogotowie. Zanim przyjechało, jak twierdzi, próbowała ją jeszcze reanimować.

Gen znieczulenia
Paulina przyznała się do zabójstwa, ale prokurator postawił jej jeszcze jeden zarzut, do którego nie chce się przyznać. Usiłowanie zabójstwa. Po raz pierwszy próbowała zabić Lilianę, gdy ta miała dwa miesiące. Tak zeznał mężczyzna, który był z nią wtedy w tamtym pokoju. Uratował je obie. Nikomu jednak nie powiedział o tym, co się stało. Zrobił to dopiero po śmierci Liliany.

Czy tym mężczyzną był Kuba? Nie był ojcem Liliany, ale próbował go zastąpić. O tym prawdziwym Paulina nie chciała opowiadać: "To zachlapana historia. Lepiej nie wspominać".

- Zapytałem ją o niego, bo różnie ojcowie reagują na to, kiedy matka ich dziecka mieszka z innym mężczyzną. Mogą przychodzić, awanturować się - mówi właściciel. - Uspokoiła mnie, że ojciec Liliany na pewno tu nie przyjdzie. Mówiła prawdę. Nigdy się tu nie pokazał. Nie było zresztą nikogo oprócz niej i Kuby. Nawet jej własny ojciec nie przyszedł zobaczyć wnuczki.

Na Wąską Paulina wprowadziła się w niedzielę, 13 kwietnia. To był ten dobry dzień w jej życiu.

- Naprawdę się cieszyła - wspomina właściciel. - Mówiła, że ma już dość melin, a w takich miejscach wcześniej mieszkała, że wreszcie będzie żyć jak człowiek. Że może tu się jej w końcu poszczęści.

Czy kiedykolwiek w życiu zaznała szczęścia? O jej matce wiadomo, że mieszka gdzieś na wsi pod Zieloną Górą. O ojcu tyle, że po jej zatrzymaniu nie przyszedł nawet zabrać rzeczy córki. Zrobiła to jej ciotka. Jeżeli nawet nie była kochana, a sama chciała kochać, to też nie miała szczęścia. Może Kuba byłby tym jedynym na całe życie, gdyby nie pił, ale on nawet, gdyby nie chciał, to alkohol miał już w genach.

W piątek, w dzień po rozstaniu z Kubą i na dzień przed zabiciem Liliany wyznała, że ona już takich jak on miała w rodzinie. I nie chce już ani jednego więcej. Że sama sobie świetnie bez niego poradzi. Nawet, jeżeli już wtedy nie radziła sobie z niczym, a Kuba był tą ostatnią osobą, która odgradzała ją od ciemności. Może naprawdę zabiła Lilianę tylko dlatego, że mała płakała. Bo ona sama nigdy nie płakała.

- Ona była z tych, co nigdy nie mogą się wypłakać, co nie pokazują złości - mówi właściciel kamienicy. - Miała serce, ale zamknięte. Była obojętna, kiedy mówiła o sobie. Tak jakby mówiła o obcej osobie. Ta obojętność była u nich chyba dziedziczna, bo nigdy nie słyszałem, żeby jej mała płakała. Sam mam dzieci. Teraz już dorosłe. Kiedy były takie jak Liliana, krzyczały, ile sił miały w płucach. To normalne, że dzieci płaczą, krzyczą. Dlatego tak dziwne wydało mi się dziecko, które nie płacze.

Liliana nigdy go nie zaskoczyła. Paulina tylko raz. Ten jeden jedyny raz, kiedy zdradziła swoje emocje, a Kuba wrócił do domu z rozbitym nosem.

- Nigdy wcześniej nie okazała agresji, a już na pewno nie wobec dziecka - zapewnia Jerzy. - Zachowywała się jak każda inna matka. Brała na ręce, tuliła, mówiła do niej. Dbała o jedzenie, o sen małej, o jej spacery. Kiedy w piątek wieczorem wróciła do domu, miała ze sobą dwie paczki pieluch. Jeżeli nawet zabiła małą, w co wciąż nie chce mi się wierzyć, to na pewno tego nie planowała. Gdyby chciała się jej pozbyć, to by o nią nie dbała. Kiedy pomagałem ciotce zabrać jej rzeczy były wśród nich buciki i kombinezon jeszcze z metkami, a w lodówce pełno było zupek. Nie była złą matką.

Jak domek z kart
Oprócz Liliany miała swój świat. Mieścił się na półce z jej płytami. Muzyka była dla niej ważna. Może dlatego, że lubiła ważną muzykę - Kult, Republikę, Pidżamę Porno, Dżem czy Queen. Może był ktoś, kto znał jej ulubione piosenki, bo przecież ktoś taki musiał być. W marcu założyła sobie profil na Facebooku.

Pierwszym zdjęciem, które na nim umieściła, było zdjęcie Liliany. Potem nie było już tak wesoło. Wpis z 10 marca: "Znów pora do snu:/ a jutro nowy dzień. Zwykła szara rzeczywistość". Wpis z 30 marca: "Związek jest jak domek z kart - tak trudno zbudować, a tak łatwo zburzyć". Wpis z 4 kwietnia: "Jutro sprawa o alimenty:/ Trzymajcie kciuki, żebym wygrała 400 zł" (przegrała tę sprawę). Wpis z 27 kwietnia: "Życie jest okrutne... Dlaczego mnie to spotkało?"

Tego dnia, 27 kwietnia, udusiła swoją córeczkę. Badanie psychiatryczne to już standard w sprawach o zabójstwo. Jeżeli nie wystarczy jednorazowe badanie, konieczna będzie obserwacja - minimum sześć tygodni. W przypadku Pauliny prokuratura chce zlecić dodatkowe badanie przez psychologa. Już teraz. Mogła, ale nie musiała, cierpieć na depresję poporodową. Mogło, ale nie musiało, coś wcześniej już w niej pęknąć.

- Rzeczy niewytłumaczalne można wytłumaczyć jedynie zaburzeniami sfery emocjonalnej - mówi prokurator Jerzy Maćkowiak. - Na tę chwilę nie dysponujemy jednak żadną diagnozą. Podejrzana jest wciąż dla nas zagadką. Niewykluczone, że może coś jeszcze ukrywać, co rzuciłoby więcej światła na tę tragedię.

- Są ludzie, którzy mają dwie twarze - mówi właściciel kamienicy. - Paulina mogła być taką osobą. W 90 procentach była najzupełniej normalną osobą, ale było jeszcze te dziesięć procent. To ten jej brak emocji. Jeżeli zabiła, to jedynie pod wpływem silnego impulsu, który rozsypał, rozbił tę jej obojętność. Może ktoś do niej zadzwonił? Wysłał SMS-a? W piątek, jak wyszła na papierosa, bo nie paliła przy dziecku, jeszcze raz mi dziękowała za to, że wynająłem jej ten pokój. Powiedziała, że wreszcie może tu oddychać. Może by się jej udało, gdyby miała w kimś oparcie? Przecież ona miała dopiero 21 lat.

Miejski Ośrodek Pomocy Rodziny w Lesznie zapewnia, że Paulina była objęta nawet ponadstandardową pomocą. Tyle że nie zawsze z niej korzystała. Co proponował jej MOPR? Co odrzuciła? Dyrektor MOPR odsyła do wydanego w tej sprawie oświadczenia wiceprezydenta Grzegorza Rusieckiego.

Wprost z niego wynika, że już po przyjściu na świat Liliany Paulina nie była objęta żadną pomocą: "W minionym roku wielokrotnie nawiązywano kontakt z Pauliną S…". I ani jednego słowa o tym, co MOPR zrobił dla niej między styczniem a kwietniem. A w tym właśnie czasie zdarzyło się najwięcej.

Na jej kawałku poddasza - w kuchni i w pokoju, panował idealny porządek. Taki sam, jaki chciała zaprowadzić w swoim życiu. Kupiła nawet serwis obiadowy. Dla rodziny. Bo los miał się przecież odmienić. Mogła rozbić tylko złudzenia. Rozbiła jednak całe życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski