- Jest to rywal solidny, grający bardzo konsekwentnie, ale też szczęśliwie, bo potrzebuje pół sytuacji by zdobyć bramkę - mówił przed meczem w Gdańsku trener Kolejorza Dariusz Żuraw. Lechia słynie z tego, że jest bardzo groźna przy stałych fragmentach gry i ma najwięcej goli zdobytych w pierwszym kwadransie.
Niestety wszystko to potwierdziło się w sobotni wieczór. Już w 10 min. lechici "zaspali", gdy gospodarze wykonywali rzut rożny. Udało im się co prawda na moment oddalić niebezpieczeństwo, ale zbyt blisko wybili piłkę. Przejął ją w okolicach lewego narożnika pola karnego Błażej Augustyn, popisał się ładną przewrotką i z 5. metra Artur Sobiech uderzeniem głową pokonał Jasmina Buricia.
Lechia znów więc miała sporo szczęścia, lecz trzeba też podkreślić, że potem próbowała iść za ciosem, zastosowała wysoki pressing i Kolejorz miał olbrzymie kłopoty z wyprowadzeniem piłki spod swojej bramki. Nerwowość naszych obrońców o mało nie skończyła się stratą bramki. Vujadinović nie mógł zdecydować się czy wybijając piłkę, czy zostawić ją Kostewyczowi i w efekcie na bramkę sprintem popędził Michał Mak. Skrzydłowy Lechii w idealnej sytuacji trafił jednak w słupek. W tej sytuacji fortuna uśmiechnęła się do gości.
Zobacz też: Oceniamy piłkarzy Kolejorza w meczu z Lechią Gdańsk
Gdy chwilę później, tuż obok słupka uderzył Haraslin, można było odnieść wrażenie, że lechici są kompletnie zaskoczeni grą gospodarzy i nie mają planu, jak przenieść grę na połowę rywali. Pomogli im gospodarze, którzy w swoim stylu cofnęli się do defensywy, czekając na kontry.
Lech po 20 min. odzyskał rytm, zaczął wreszcie konstruować akcje, wywalczył sobie kilka rzutów rożnych. Mecz się wyrównał, jednak nie potrafił celnie strzelić na bramkę Kuciaka. Dwa razy z dystansu uderzał Łukasz Trałka, potem próbował piłkę "wkręcić" do bramki Kamil Jóźwiak. Nie udało się.
Dobrą okazję miał też Vujadinović, gdy z rzutu wolnego "kąśliwe" dośrodkowanie w pole karne posłał Jevtić. Czarnogórzec główkował niecelnie.
Tuż przed przerwą próbkę swoich wielkich możliwości pokazał Robert Gumny. Młody obrońca w brazylijskim stylu, ograł przy końcowej linii dwóch rywali, niestety decydujące podanie do Jóźwiaka było zbyt lekkie i do przerwy Kolejorz przegrywał 0:1.
Po zmianie stron, znów lepsze wrażenie sprawiała Lechia i to ona byłą bliżej strzelenia drugiego gola niż Lech wyrównania. W 53 min. arbiter podyktował faul, którego Rogne nie popełnił i znów Buriciowi dopisało szczęście. Lukas Haraslin trafił w poprzeczkę.
Dariusz Żuraw zapowiadał, że w Gdańsku Kolejorz podejmie ryzyko, będzie grał ofensywnie, ale lechici prezentowali się równie słabo jak w poprzednich meczach wyjazdowych. Brakowało agresji i jakości. Z radarów zniknęli skrzydłowi, nieporadni byli Tiba oraz Jevtić. Kolejorz niby coś próbował skonstruować, ale było to łatwe do przeczytania przez uważnie grających gospodarze.
Irytujący był też Christan Gytkjaer. W pierwszej połowie mógł być sfrustrowany brakiem prostopadłych podań, ale gdy wreszcie urwał się spod pieczołowitej opieki obrońców Lechii, fatalnie wykończył dobrze zapowiadającą się kontrę Kolejorza.
Nic nie wnieśli też zmiennicy. Pragmatycznie grająca Lechia na nic nie pozwalała gościom. Miała mecz pod całkowitą kontrolą. Czas uciekał, a lechici nie potrafili niczym zagrozić liderowi ekstraklasy.
Końcówka meczu była wręcz nudna. Gospodarze chcieli utrzymać korzystny wynik i swój plan realizowali z żelazną konsekwencją. Lech czekał na cud i... się nie doczekał. Do końca był niemrawy i tego wrażenia nie zamazał nawet mocny strzał w 93 min. Wasielewskiego.
ZOBACZ TEŻ:
POLECAMY:
Najnowszy odcinek magazynu "Wokół Bułgarskiej":
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?