Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Rutkowski superstar. Co jeszcze wymyśli?

Redakcja
Ona - była zakonnica, on - prywatny detektyw
Ona - była zakonnica, on - prywatny detektyw Cezary Pecold
Oglądamy coraz to fantastyczniejsze odcinki medialnego serialu pod tytułem "Rutkowski". W najnowszym narzeczona głównego bohatera aranżuje samobójstwo. Co będzie dalej? - pyta Zuzanna Michałowska

Tę historię można by zacząć tak: słynny nadwiślański detektyw rozwiązuje zagadkę zaginięcia małej Madzi. Jednak zawistni przeciwnicy doszukują się w jego działaniach naruszenia zasad etycznych i wyciągają na światło dzienne sprawę jakiejś tam licencji. Akcja zagęszcza się, gdy media nagłaśniają sprawę zatrzymania przez niemiecką policję czterech pracowników detektywa wymierzających sprawiedliwość w Berlinie. Czy naprawdę działali niezgodnie z prawem? Na domiar złego ukochana detektywa dokonuje próby samobójczej. Co skłoniło dziewczynę do tak dramatycznego kroku? Jak potoczą się dalsze losy detektywa Rutkowskiego?

CZYTAJ TEŻ:

CZYM ZASŁYNĄŁ KRZYSZTOF RUTKOWSKI?
POZNAŃŚCY DETEKTYWI NEGATYWNIE OCENIAJĄ KRZYSZTOFA RUTKOWSKIEGO

Najnowsza odsłona serialu o przygodach nieustraszonego detektywa na antenach wszystkich chyba stacji telewizyjnych w kraju trzyma nas w napięciu od kilku dobrych tygodni. Zaczęło się od poszukiwań Madzi z Sosnowca. Mamy podstawy, by sądzić, że ten akurat wątek wszyscy Polacy znają już praktycznie na pamięć. Pokrótce wygląda to tak, że obdarzony ogromnym zaufaniem zrozpaczonej rodziny detektyw nakłania matkę dziecka do wstrząsającego wyznania. Dziecko wyśliznęło się jej z rąk, upadło i zmarło, a ona w przypływie paniki postanowiła ukryć ciało i wymyślić historyjkę o zakapturzonym porywaczu. Jakkolwiek by patrzeć, w rozwikłaniu zagadki, którą żył cały kraj, detektyw miał spore zasługi. Dlaczego więc zamiast pochwał, laurów i wyrazów uznania Rutkowski zbiera teraz cięgi?

Nagranie ze "spowiedzią" Katarzyny W. obiegło media i - jak się okazało - do mediów należało. Lubiący rozgłos Rutkowski miał ponoć stałą umowę z "Super Expressem", który w zamian za pierwszeństwo w otrzymaniu newsów użyczał detektywowi niezbędnego sprzętu. Właśnie do tabloidu należał ten, którym nagrano wyznanie. Co jednak najciekawsze: film jako pierwszy trafił do stacji TVN 24, co rozwścieczyło jego prawowitych właścicieli. Detektyw okazał się więc nielojalny nie tylko wobec dziewczyny, ale też żerujących na jej nieszczęściu mediów. I po co to wszystko? Dla rozgłosu, bo trudno w tych działaniach dopatrzeć się podstaw uzasadnionych dobrem sprawy . A że sam detektyw nigdy nie ukrywał, że szum wokół swojej osoby wzbudzać lubi, to już inna sprawa.

Nagranie z odkrycia miejsca porzucenia zwłok dziecka było już prawdziwym hitem. I właśnie chęć wzbudzenia przez Rutkowskiego medialnej sensacji była podobno przyczyną, dla której nieszczęsna matka podała początkowo fałszywy trop. Tuż po wyjawieniu przez dziewczynę prawdy o zaginięciu dziecka detektyw miał wydzwaniać do kolejnych dziennikarzy, dzieląc się przełomowymi dla śledztwa informacjami. Sam tłumaczył później, że kolejne kłamstwo dziewczyny spowodowane było jej paniką i nadzieją, że może znajdą się jeszcze dla niej okoliczności łagodzące. Jednak, tak między Bogiem a prawdą, czy można się jej dziwić, że nie chciała z tego miejsca zrobić planu zdjęciowego telewizyjnego serialu?

Podczas gdy sprawa śmierci Madzi biegnie dalej własnym torem, akcja serialu "Rutkowski" rozwija się. Sam detektyw, czując że trafił na medialną falę, nie stroni od wywiadów i wizyt w kolejnych studiach telewizyjnych. W końcu każdy aktor swój serial promuje, jak może. Kolejnym wątkiem, szeroko komentowanym przez opinię publiczną, jest kwestia licencji detektywa, a raczej jej brak. Tę Rutkowski stracił w roku 2009, zatem od tamtej pory nie może sam uzyskiwać informacji, zbierać ich i przetwarzać. A tym właśnie, nie bacząc na przepisy prawa, zajmował się przy ostatniej sprawie.

Żeby nie było nudno, bo ile można drążyć to samo, pojawia się nowy temat. Na łamach gazet czytamy o akcji prowadzonej przez pracowników biura detektywistycznego Rutkowski na terenie Niemiec. Z informacji przekazanych przez tamtejsza policję wynika, że usiłowali oni porwać 22-letnią Polkę, po czym zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy niemieckiej policji. Po zastosowaniu wobec nich podstawowych czynności policyjnych zostali wypuszczeni.

Zainteresowani zaprzeczają, jakoby próbowali kogokolwiek uprowadzić, a i historia o ich zatrzymaniu miała być nieprawdziwa. Niedoszła ofiara twierdzi jednak, iż zdarzenie jak najbardziej miało miejsce. A sam Rutkowski wyznał jej w rozmowie, że prędzej czy później porwana zostanie, bo jej rodzice już za to zapłacili. Następnie głos w dyskusji zabrał sam detektyw, zaprzeczając z kolei słowom niewiasty i zapewniając, że akcja w Niemczech przeprowadzona była zgodnie z procedurami, a dotyczyła gangu Romów spod Gniezna. I tak w koło Macieju. Policja sobie, Rutkowski sobie, a media mają się nad czym rozwodzić.

W kolejnych wywiadach detektyw stara się utwierdzić widzów w przekonaniu, że akcja nie miała nic wspólnego z żadnym porwaniem. Prostować informacji przekazanych przez niemieckie służby nie chce, w końcu nawet go tam nie było, ale zapewnia, że swoim pracownikom nie ma nic do zarzucenia. Czyżby więc tamtejsza policja się na niego uwzięła? Całe zamieszanie skomentował między innymi w programie Moniki Olejnik, stwierdzając , że jest to "robienie sensacji przez media, bo jest on ostatnio pod ostrzałem". Ale czy sam się pod ten ostrzał nie podkłada?

W tej samej audycji z ust dziennikarki padło pytanie: "Co się stało z pana partnerką Luizą?". Bardzo zasadne, bo oto okazało się, że w ostatni poniedziałek narzeczona Rutkowskiego Luiza Kobyłecka próbowała popełnić samobójstwo. Kobieta usiadła w otwartym oknie na dziewiątym piętrze Collegium Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie jest doktorantką. Według Pudelka świadkowie twierdzą, iż roztrzęsiona kobieta krzyczała, że "ma przesrane życie i chce się zabić". Pracownikom uczelni w ostatniej chwili udało się jednak namówić dziewczynę do rezygnacji ze skoku.

Dramatyczne chwile zakończyły się szczęśliwie, lecz - co warto zaznaczyć - historia tej pary, jak na porządny tasiemiec przystało, do prostych od początku nie należała. Młoda zakonnica zakochuje się z wzajemnością w o 25 lat starszym byłym milicjancie i agencie ZOMO. Po trzech miesiącach od pierwszego spotkania postanawia zrzucić habit i poświęcić życie miłości. Dla osoby silnie wierzącej i uduchowionej decyzja ta zapewne łatwa nie była. A że obiekt jej westchnień do świętych nigdy nie należał, media tym chętniej sprawę rozdmuchały. Być może właśnie z powodu szumu wokół pary jeszcze do niedawna partnerka Rutkowskiego występowała pod zmyślonym nazwiskiem, przedstawiając się jako Luiza Krużyńska.

Miłość jednak kwitła. Luiza skończyła studia magisterskie i otworzyła przewód doktorski. W tym czasie pracowała u swego ukochanego, ratując innych z opresji. Jakkolwiek by patrzeć, to też pewna misja. Oboje chętnie mówili o swej miłości i wspólnym szczęśliwym życiu.

- Czuję się jak dziewczyna Bonda. Uwielbiam to życie! - wyznała Luiza w jednym z wywiadów.

Kolejne poruszenie w mediach wywołała plotka o ciąży Kobyłeckiej. Para potwierdziła pogłoski na łamach magazynu "VIVA", gdzie opowiadali o swej radości związanej z przyszłym potomkiem. - Będziemy mieć dziecko. Czy trzeba lepszego dowodu łaski? - przekonywała Luiza, zakonna dezerterka. - Oszalałem z radości. Będzie Franek albo Franczeska - planował Rutkowski. Nic nie zapowiadało tragedii. Do feralnego poniedziałku 13 lutego.

Co skłoniło Luizę do tak drastycznej decyzji? Cóż, to wie już tylko ona sama. Ale zatroskany narzeczony dość chętnie spekuluje na ten temat w mediach, wciąż podkreślając, jak wrażliwą istotą jest jego partnerka. Możliwych przyczyn nerwowego załamania ukochanej Rutkowski doszukuje się w ostatnim szumie wokół jego osoby. Słowa krytyki pod jego adresem, nieprzychylne opinie w prasie i artykuł w "Przekroju", gdzie obok jego zdjęcia sprzed lat, na którym towarzyszy mu kilka ponętnych dziewczyn, umieszczono fotografię z kościoła, na której klęczy obok ubranej w zakonny habit Luizy. - Zaszczuły ją media. Nie wytrzymała - dowodzi detektyw w rozmowie z nami.

Dociekliwe tabloidy odkryły jednakże zgoła inny powód samobójczych myśli kobiety. Jak doniósł "Super Express", Kobyłecka poroniła. Rutkowski przyznał, że jego ukochana nie jest już przy nadziei, jednak sprawy nie chciał szerzej komentować. Są zatem jeszcze takie tematy, których detektyw gwiazda na łamach tabloidów nie chce roztrząsać. I dobrze.

Z dumą natomiast wspomina ostatnie zadanie, jakie realizowała jego dzielna partnerka. - W Syrii z narażeniem życia przeprowadziła przez granicę dwoje dzieci i ich matkę. Znaleźli się pod ostrzałem, mogli zginąć - mówi. Faktycznie, media informowały wówczas, że tego dnia zginęło tam 200 osób. Detektyw podkreśla więc, że dla niego Luiza jest bohaterką, a sukces ten winien być dla niej powodem do chluby, a nie załamania nerwowego. Skoro jednak Luiza jest tak bardzo wrażliwa, może wypadałoby raczej wyperswadować jej z głowy takie eskapady?

Trudno nie odnieść wrażenia, że pomysłów na uatrakcyjnienie własnej osoby Krzysztofowi Rutkowskiemu nie brakuje. O czym usłyszymy niebawem? Bo że usłyszymy, nie ma wątpliwości. Wprawionej w ruch propagandowej machiny nie da się tak łatwo zatrzymać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski