Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof ma nowe serce, a w nim tę samą miłość

Marta Żbikowska
Bożena i Krzysztof przeszli w życiu wiele i wierzą, że i tym razem przetrwają trudne chwile. Znają się od czasów szkoły podstawowej, kiedy to zaczęli się spotykać. Dzisiaj mają dwoje dzieci i troje wnucząt
Bożena i Krzysztof przeszli w życiu wiele i wierzą, że i tym razem przetrwają trudne chwile. Znają się od czasów szkoły podstawowej, kiedy to zaczęli się spotykać. Dzisiaj mają dwoje dzieci i troje wnucząt Łukasz Gdak
Krzysztof wiele razy próbował wyobrazić sobie tę chwilę. Czekał na nią dwa miesiące. Gdy nadeszła, wszystko było inaczej. Lekarz zadzwonił około godziny 23. - Powiedział, że jest dla mnie serce - wspomina Krzysztof. - Żabko, będę miał przeszczep - usłyszała godzinę później Bożena, która dobrze pamięta, że była godzina 00.04.

Wtedy nadeszły te emocje, których Krzysztof wcześniej nie mógł sobie wyobrazić. - To nie do opisania, co wtedy czułem - wyznaje. Uczucie radości nie przypominało tego, które znał do tej pory. Strach nie dał porównać się z żadnym innym lękiem przeżywanym wcześniej.

- Może to teraz wydawać się dziwne, ale gdy usłyszałem sygnał karetki, coś mnie tknęło, jakbym przeczuwał, że to serce dla mnie przyjechało - niepewnie wyznaje Krzysztof. - Chociaż ja mogę być teraz w takiej euforii, że cuda tu będę opowiadać.

Teraz chodzi o przetrwanie
Najtrudniejsze było czekanie. To był pierwszy etap, który Krzysztof musiał przejść, aby otrzymać szansę na drugie życie. - To były tak ogromne emocje, że gdy dostałem wiadomość, że to już koniec tego etapu, to zamiast okazać radość, rozpłakałem się - mówi Krzysztof.

- Nie mogłem przestać myśleć o tym, że ktoś musiał umrzeć, żebym ja mógł żyć. Wielokrotnie rozmawiałem o tym z panią psycholog w szpitalu, wytłumaczyłem to sobie, rozumiałem wszystko. Ale wiedzieć, a czuć, to dwie różne sprawy.

Krzysztof próbuje uporządkować targające nim wtedy uczucia. Radość, strach, żal, wdzięczność, euforia, panika, przerażenie - trudno opisać taką mieszankę. - Zacząłem wyobrażać sobie człowieka, który mnie uratował - mówi Krzysztof. - Nie wiem, kto to był, jakim był człowiekiem, ani jak umarł. Nie wiem, gdzie mieszkał, ile miał lat. Nie pytam. Na razie wyobrażam go sobie tylko i dziękuję w myślach jemu i jego rodzinie.

Mówienie o przeszczepach organów od zmarłych dawców ciągle jest w Polsce trudne. - Trzeba to zmienić, trzeba o tym mówić jak najwięcej, aby ten sposób ratowania życia przestał być tematem tabu - mówi Krzysztof. - Myślę, że trzeba zacząć edukować dzieci od początku. Nie na siłę, nie jakoś agresywnie, ale kiedy dziecko pyta, dlaczego pan ma bliznę na klatce piersiowej, to nie wolno wykręcać się i udzielać wymijających odpowiedzi. Warto, żeby dzieci wiedziały, że są sytuacje, kiedy serce czy nerka odmawia nam posłuszeństwa i jest sposób, aby te chore organy zastąpić. Nie chodzi mi o całkiem małe dzieci, ale takie w wieku szkolnym mogłyby już zacząć oswajać się z tym tematem. Gdy te odpowiednio przygotowane dzieci dorosną, to temat przeszczepów przestanie być taki uwierający.

Krzysztof powiedział 10-letniemu wnukowi, że idzie do szpitala, bo ma chore serce, które już nie chce pracować i dziadek potrzebuje nowego. Powiedział, że czasem zdarza się, że ludzie odchodzą, ale zostawiają po sobie dobre organy. Jeśli wcześniej zgodzili się, żeby te organy oddać drugiemu człowiekowi, to ich serca, nerki, kończyny mogą potem służyć komuś innemu. 10-letni Fabian już wie, że transplantacje to sposób leczenia chorych serc i ratowania życia.

Żona jest moim przyjacielem
Niewydolność serca u Krzysztofa to konsekwencja nieleczonej rwy kulszowej spowodowanej stanem zapalnym. Infekcja objęła również mięsień sercowy. - Gdy trafiłem do lekarza, od razu wiedziałem, że prędzej, czy później będę potrzebował nowego serca - mówi Krzysztof.

Serce dla Krzysztofa znalazło się w ostatniej chwili. - Miałem pożyć jeszcze kilka dni, bo leki, które cały czas dostawałem, nie mogły mi już pomóc - mówi Krzysztof. - Czułem się coraz gorzej, wiedziałem, że jeśli nie będę miał przeszczepu, to czeka mnie szybka śmierć.

Operacja przeszczepienia trwała 7 godzin. Po tym czasie Krzysztof długo spał. Gdy się obudził, nie dowierzał, że żyje. Patrzył wokół siebie tak, jakby jednocześnie żył i nie żył w tym samym czasie. Jak w zasadzie nieoznaczoności Heizenberga. - Pierwszą osobą, którą zobaczyłem, była moja żona, machała do mnie ręką, stała obok swojego brata, który przyjechał specjalnie z Hamburga - wspomina Krzysztof. - Gdy ją zobaczyłem, wiedziałem już gdzie jestem. Wiedziałem, że jeśli jest ze mną żona, to jestem we właściwym miejscu.

Bożena, żona Krzysztofa, codziennie odwiedza męża w szpitalu. - Rozmawiamy często o tym, jak będziemy żyć po moim powrocie do domu - mówi Krzysztof. - Pierwszy rok jest trudny, chodzi w nim o przetrwanie. To taki okres przejściowy. Nie wiadomo jeszcze do końca, czy mój organizm nie odrzuci nowego serca. Będę też musiał uważać na wszelkie infekcje, prowadzić bardzo higieniczny tryb życia.

Krzysztof wie, że z rodziną wszystko jest prostsze. Łatwiej przetrwać trudne chwile, łatwiej znaleźć w sobie siłę do walki o życie. - Żona jest moim przyjacielem, mogę jej powiedzieć o wszystkich moich lękach i obawach - przyznaje Krzysztof.

Bożena przeszła w ostatnim czasie bardzo trudne chwile. Towarzyszył jej strach o męża, tęsknota, myśli o niepewnej przyszłości. Na szczęście, mieszka z dorosłą córką. Kobiety wspierały się nawzajem. - Gdy wtedy, cztery minuty po północy zadzwonił Krzysztof i powiedział o przeszczepie, usiadłyśmy z córką w kuchni przy stole i czekałyśmy do rana - wspomina Bożena. - Rozmawiałam z lekarzem, który odradzał nam przyjazd do szpitala. Powiedział, że mąż będzie spał i lepiej zbierać siły, aby towarzyszyć mu po przebudzeniu. Doskonale pamiętam, jak się obudził i zaczął pierwszą godzinę swojego drugiego życia.

Bożena swoje życie i plany podporządkowała chorobie męża. Bez żalu. Z miłością. - Jestem nauczycielką, w pracy wzięłam roczny urlop, żeby móc każdy dzień spędzać z mężem - mówi Bożena. - Będziemy sobie siedzieć na tarasie, pić kawę, podziwiać przyrodę. Najważniejsze, że będziemy razem.

Bo Bożena i Krzysztof są razem od ósmej klasy szkoły podstawowej. W czerwcu obchodzili 36. rocznicę ślubu. Pamiętają, jak spotykali się jeszcze po kryjomu przed rodzicami. Dziś czule wspominają tamte chwile, podobnie jak wspólny bal maturalny, wakacyjne wyjazdy. Mają dwoje dorosłych już dzieci, dwie wnuczki i jednego wnuka.

Gdy mąż Bożeny trafił do szpitala, była wiosna. - Krzysztof zawsze bardzo lubił śpiew ptaków, zawsze obserwował budzącą się do życia przyrodę - mówi kobieta. - Codziennie starałam się mu nagrywać na tablecie widok z naszego tarasu. Nagrywałam też śpiew ptaków i potem razem oglądaliśmy to w szpitalu. Taka namiastka naszego domowego rytuału.

Czas spędzony na oddziale Krzysztof wykorzystuje na refleksje o życiu. Obserwuje też szpitalny mikroświat, zawiera przyjaźnie.

- Spędziłem w szpitalach w sumie wiele miesięcy - mówi Krzysztof. - Spotkałem ludzi, których nikt nie odwiedzał, nikt do nich nie przychodził. Widzę, jakie ja mam wielkie szczęście. Codziennie za nie dziękuję.

Krzysztofowi trudno jeszcze określić, kto nad nim czuwa wyżej, poza ziemską świadomością. - Nigdy nie byłem osobą szczególnie religijną, ale teraz często myślę o Bogu. Rozmawiam też z księdzem, który mnie odwiedza - przyznaje Krzysztof. - Wiara jest ważna. Nie musi to być wiara w Boga, ale żeby żyć, trzeba wierzyć w jakieś dobro.

Każdy potrzebuje jednego serca
Nowe serce w piersi mężczyzny bije mocno i miarowo. - Wreszcie czuję, jak krew pulsuje w moich żyłach - mówi Krzysztof. Z jednej strony, dobrze pracujące serce daje nową energię, z drugiej, zapewnia spokój. Z takim sercem można żyć i pomagać innym. Tego właśnie chciałby Krzysztof.

- Na razie muszę dojść do siebie, wrócić do domu - przyznaje mężczyzna. - Szukałem już stowarzyszeń, fundacji, które pomagają osobom chorym na serce, ale na razie myślę, że to nie dla mnie. Chciałbym pomagać realnie, konkretnemu, drugiemu człowiekowi.

Nie każdy ma tyle szczęścia, że otaczają go osoby potrafiące udzielić wsparcia. Krzysztof wspomina przyjaciela, którego serce też było niewydolne. - Tak jak u mnie - mówi Krzysztof. - Ten mój przyjaciel miał trudną sytuację materialną, nie stać go było na regularne wyjazdy do lekarzy. Mieszkamy na małej wsi, taka podróż dla kogoś może stanowić problem. On nigdy nie prosił o pomoc, nie skarżył się. Do końca pracował jako stróż, próbował radzić sobie sam. Teraz myślę, że mogłem zareagować, mogłem coś zrobić.

Przyjaciel Krzysztofa zmarł w wieku 38 lat. Jego serce nie wytrzymało. - Nie chcę, aby wokół mnie zdarzały się takie sytuacje - mówi Krzysztof. - Dlatego będę starał się pomagać. Myślę sobie, że jak sam jadę do kardiologa, czy do innego lekarza, to przecież mogę zawsze kogoś zabrać. Nie wiem jeszcze, jak to zorganizować, ale myślę, że jest to możliwe.

W swoim drugim życiu, które Krzysztof dostał od anonimowego dawcy, mężczyzna nie chce wiele zmieniać. - Chciałbym pomagać innym, ale też bardziej zadbać o relacje z bliskimi. Zamierzam też żyć bardziej uważnie, nie wiem, na ile mi się to uda i czy wytrwam w tych postanowieniach, ale na razie mam taki plan - przyznaje Krzysztof.

Serce to prosta konstrukcja. Dwie komory, dwa przedsionki, między nimi zastawki. Do przedsionków krew wpływa przez żyły, wypływa z komór tętnicami. Zwykła pompa. W czerwcu czekało na nią 372 potrzebujących. Bez tej pompy umrą. W tym roku w Polsce przeprowadzono 41 operacji przeszczepienia serca. Nie wiadomo, ilu z oczekujących nie uda się uratować. - Gdy dostałem to serce, nie mogłem przestać żałować jednego - przyznaje Krzysztof. - Że nie mogę się nim podzielić z Tadeuszem z sali obok, z Maciejem, który czeka już tak długo. Że to tylko dla mnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski