"Epitafium Biskupa Józefa Pawłowskiego" wisiało na bocznej ścianie kościoła. Obraz był oprawiony w masywną ramę o wymiarach 200 na 90 centymetrów. Nikt nie spodziewał się, że ktoś będzie na tyle śmiały, by go ukraść. A jednak! Popołudniem 24 stycznia tego roku konserwatorzy zobaczyli, że "Epitafium" nie ma. Gdy na posadzce dostrzegli odłupane fragmenty ramy, od razu przypomniało im się coś, na co wcześniej nie zwrócili uwagi: gdy pracowali w świątyni, rozległ się huk.
Polecamy: "Na sedes" i "cudowne poduszki" - nowe metody oszustów!
- Obraz musiał wypaść złodziejowi z rąk - komentowali głośno.
Później wszystko potoczyło się szybko. Na miejsce przyjechali kryminalni z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. Zaczęli przesłuchiwać świadków, przeglądać zapis obrazu z kamer monitoringu. Czegoś takiego się nie spodziewali. Kilka osób potwierdziło bowiem, że niedaleko placu Kolegiackiego widziało mężczyznę, który z trudem dźwigał ciężki obraz. Podejrzany był widoczny także na nagraniach: szedł z trudem, jakby nie miał siły nieść "pakunku". W ogóle nie starał się chować przed wzrokiem przechodniów.
32-letni Tomasz P., stały bywalec staromiejskiego komisariatu, został zatrzymany jeszcze tego samego dnia. Wpadł w ręce policji na podwórku kamienicy przy pl. Kolegiackim. Na tym samym podwórku, za śmietnikiem, ukryty był cenny obraz.
- Tomasz P. na początku postępowania usłyszał zarzut kradzieży. Później zmieniono go na udzielenie pomocy w ukryciu skradzionego obrazu - mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Tomasz P. ciągle powtarzał śledczym, że nie ukradł obrazu. - Tylko go niosłem - przekonywał. O treści jego wyjaśnień jednak oficjalnie nie mówiono.
- Żeby nie informować drugiego z podejrzanych, Krzysztofa W. - tłumaczą śledczy. Dziś, po sporządzeniu aktu oskarżenia, zdradzają więcej informacji.
- Jesteśmy przekonani, że Tomasz P. nie brał udziału w kradzieży obrazu ani jej nie zlecał. Pomagał tylko koledze, Krzysztofowi W. - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus. I dodaje, że postępowanie przeciwko Tomaszowi P. zostało umorzone, bo mężczyzna zmarł na początku maja.
Polecamy: "Na sedes" i "cudowne poduszki" - nowe metody oszustów!
Za kradzież dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury odpowie więc tylko 36-letni Krzysztof W. On także był w przeszłości karany i - tak jak Tomasz P. - również mieszkał na Starym Mieście, w pobliżu placu Kolegiackiego. Został zatrzymany 30 stycznia.
- Oskarżamy go o to, że działając w warunkach recydywy, dokonał kradzieży obrazu z kościoła, a także o posiadanie 3 gramów substancji psychotropowej - mówi Magdalena Mazur-Prus. I podaje przebieg zdarzeń ustalony przez śledczych.
Krzysztof W. wszedł do kościoła, a gdy zauważył obraz, zdjął go ze ściany i zaniósł do domu. Później - mówi prokurator Mazur-Prus - zapytał swojego znajomego, Tomasza P., czy pomógłby mu ukryć i sprzedać obraz. Tomasz P. zgodził się. Gdy przenosił obraz, zatrzymała go policja, a obserwujący zajście Krzysztof W. uciekł.
Krzysztof W. przyznał się do obu zarzutów, wyjaśniał, że kradzież była "impulsem chwili". Przekonywał śledczych, że nie planował przestępstwa i nie działał na zlecenie.
Mężczyzna nadal przebywa w areszcie. Za kradzież dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury (zabytkowego obrazu) grozi mu do 10 lat wiezienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?