Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koń islandzki to zacne stworzenie

Marcin Mortka
Przybył tu z pierwszymi osadnikami i pozostał aż do dziś, nie krzyżując się po drodze z żadną inną rasą i zasługując tym samym na miano jednej z najczystszych na świecie. Drobne, ale silne, mądre i wytrzymałe idealnie wpasowują się w tutejszy klimat. Bez nich życie Islandczyków, trapionych niepogodą, epidemiami, klęskami głodu i erupcjami wulkanów, byłoby o wiele gorsze.

Choćby przez to, że nie mieliby co jeść.

Patrzę na konie, stojące wzdłuż ogrodzenia i zbieram w sobie odwagę. Przekleństwem pilota jest to, że nierzadko musi z uśmiechem robić to, na co zupełnie nie ma ochoty, a ja i konie czujemy się najlepiej po dwóch, przeciwnych stronach płotu.

"Jeździsz konno?" - pytam Haflede.
"Nie - kierowca uśmiecha się rozbrajająco. - Mama zawsze mi powtarzała, że nie wolno bawić się jedzeniem."

Niewiele mi to pomaga. Z zuchowatą miną wskakuję w siodło i od razu przybywa mi odwagi. Eskortowani przez islandzkich przewodników wyjeżdżamy na długą wyprawę po wzgórzach i łąkach. Wystarczy odwrócić głowę od głównej drogi, biegnącej nieopodal, a potem przymknąć oczy i człowiek czuje się jak przed wieloma stuleciami.

"Horses can be fun" - mówię do Haflede.
“Of horse" - odpowiada, jak zwykle z niezmiernie poważną miną.

Za cel tego dnia powziąłem sobie maksymalnie przybliżyć mentalność Islandczyka. Zwiedzamy skansen budownictwa darniowego w Glaumbaer, a potem gnamy dalej na południowy wschód, a ja opowiadam o wojnach dorszowych, długowieczności, wierze w życie nadprzyrodzone, islandzkich siłaczach i miss świata. Słońce cierpliwie przygląda nam się z niemal bezchmurnego nieba.

Kilka godzin później ze szczytu wulkanu Grabrok patrzę na drogę, wijącą się między szarymi od mchu polami lawowymi. Za nimi potężnieją cielska gór, migocze bielą lodowiec Langijokul, gdzieś krzyczy kruk. Trudno sobie uzmysłowić, że spoglądam na krainę, gdzie kiedyś rozgrywały się niektóre wydarzenia "Sagi o Egilu". Pamiętam siebie tuż po egzaminach na studia, gdy ślęczałem nad sagami i usiłowałem ogarnąć klimat Północy. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że kiedyś ruszę śladami Snorriego i Egila, parsknąłbym gorzkim śmiechem.

Schodzimy do autokaru. Haflede wita nas informacją, że przy Keflaviku pojawiło się stado trzystu grindwali, które zapędziło się na mieliznę, przypuszczalnie w pościgu za ławicą makreli, a teraz usiłuje popełnić zbiorowe samobójstwo. Na pomoc waleniom ściągnęli ludzie z całego półwyspu i z powodzeniem spychają zwierzęta z powrotem na wodę.

Dałbym wiele, by nagłówki gazet w Polsce mówiły o podobnych rzeczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski