Dla rac na stadionach powinno znaleźć się miejsce

Kary dla kibiców, pewnie też dla klubu oraz przesądzone już zamknięcie "Kotła". Gra była warta rac?
Jarosław Pucek: Była warta, choć na razie wszyscy przegrali. Kibice, klub i państwo ze swoimi przepisami. Dlaczego więc było warto? Bo sama gra toczy się o coś znacznie więcej. W piątek na Bułgarskiej zostały złamane przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, ale nie zostały złamane niepisane prawa kultury kibiców. Oprawa z użyciem rac to ważny i piękny jej element, dla którego powinno się znaleźć miejsce na stadionach.

PRZECZYTAJ:
JEDNA OSOBA ZATRZYMANA PO MECZU

Czyli race są ważniejsze od bezpieczeństwa?
Jarosław Pucek: Tylko od "bezpieczeństwa" z ustawy, nie dla prawdziwego bezpieczeństwa. Problem z tą ustawą polega na tym, że jest nieskuteczna, bo kibice zawsze wniosą race, a nieskuteczne prawo demoralizuje. Rok temu we wrześniu jako Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców rozmawialiśmy z premierem o możliwości legalnego użycia pirotechniki w oprawach meczu. Zapewnialiśmy, że zajmą się tym przeszkoleni ludzie, którzy zadbają o bezpieczeństwo, przede wszystkim obserwatorów tego widowiska. Premier sam przyznał, że widzi taką możliwość i że jest to temat do rozmowy. Tyle, że już do niej nie wrócił. Rac na stadionie jednak ubyło. Pojawiły się, bo kibice mają już dość ignorowania ich.

A co z petardami, które poleciały w stronę dzieci?
Jarosław Pucek: Nie wierzę w to, że ktoś zrobił to celowo. To byłoby chore.

To jaki będzie finał? Pozamykane trybuny i stadiony?
Jarosław Pucek: Represje będą prowadzić tylko do eskalacji problemu, ale go nie rozwiążą. Tutaj muszą ustąpić obie strony, a jedynym sensownym wyjściem jest kompromis. Nikt nie chce przecież cichych stadionów.

ZOBACZ TEŻ:
KOCIOŁ ZAMKNIĘTY - DECYZJA WOJEWODY!