Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcje nie są obowiązkowe, a chodzą na nie tłumy

Anna Jarmuż
Lekcje nie są obowiązkowe, a chodzą na nie tłumy
Lekcje nie są obowiązkowe, a chodzą na nie tłumy Grzegorz Dembiński
Mimo że ich lekcje nie są obowiązkowe, przychodzą na nie tłumy. Zofia Drossel-Jórdeczka i Iwona Jachnik pokazały, że etyka i wychowanie do życia w rodzinie nie muszą być traktowane po macoszemu. Poznańskie nauczycielki podzieliły się z nami swoją receptą na sukces.

Zofia Drossel-Jórdeczka uczy w Szkole Podstawowej nr 11 w Poznaniu. Jest absolwentką filozofii. Swoją przygodę z etyką zaczęła w zeszłym roku szkolnym

Jest piątek, siódma, ósma lekcja. Wchodzę do klasy, a na tablicy napis "Kochamy etykę". Mimo zmęczenia, dzieci czekają. To dla mnie najlepsza nagroda. Mówi się, że etyka to taka "nie religia". Ministerstwo wprowadziło ten przedmiot jako alternatywę. Rodzice myślą, że ich dziecko musi chodzić na etykę albo na religię. To nieprawda. Sama etyka nie ma z religią związku - choć bywa, że poruszamy jej temat podczas lekcji. Etyka to dziedzina filozofii. Dlatego też nazywam tę lekcję edukacją filozoficzną. Uczeń nie musi uczęszczać na żaden z tych przedmiotów. Może też chodzić na jeden i drugi. W naszej szkole 99 procent dzieci, które chodzą na etykę, uczęszcza także na religię.

Samo życie
Inspirację do zajęć czerpię z życia. Bo etyka to właśnie życie. Nawet zwykły spacer do parku pokazuje nam przemianę. Rozumieją to już małe dzieci. Widząc drzewo, wnioskują, że najpierw jesteśmy ładni, a potem... już nas nie ma. Im prościej przekażemy uczniom wiedzę, tym lepiej.

Filozofia kojarzy nam się z czymś bardzo trudnym, ale tak naprawdę dotyczy prostych problemów. Dzieci lubią ten przedmiot, bo mogą wtedy mówić o tym, co je rzeczywiście interesuje. Uczniowie otwierali się jednak powoli. Byli nauczeni, że jeśli nie są pewni odpowiedzi, to lepiej się nie odzywać.

U mnie nie ma złych odpowiedzi. Nie gram na lekcji osoby wszechwiedzącej. Prawdziwy nauczyciel nie mówi, lecz słucha. Na mojej lekcji nie padają słowa: "Ja wam teraz powiem, jak żyć, czym jest moralność, co jest dobre, a co złe". Nie mam prawa tak mówić. Zwłaszcza że to jest moje subiektywne zdanie. Staram się być neutralna światopoglądowo. Muszę uważać na to, co mówię. Na lekcji dzieci mają wygłaszać swoje poglądy, to ma być ich spojrzenie na świat - nie moje. Nie mają kopiować moich myśli. Uczę samodzielnego myślenia, a dzieci czują, że to może im się przydać. Podczas lekcji zostaną wysłuchane, lecz nie będą oceniane. Nie możemy przecież oceniać ludzi ze względu na poglądy.

W czasie lekcji zwykle siedzę z boku i słucham. Interesuje mnie, co dalej dzieci zrobią z tematem. Nie należy się bać takiego podejścia. To działa. Wiem, że to trudna sztuka - rozmawiać z małymi dziećmi na poważne tematy, ale one świetnie sobie z tym radzą. Naprawdę je to interesuje. Nie jest prawdą, że młodzież się nie uczy, siedzi tylko przed komputerami. Młodzi ludzie są ciekawi całego świata - innych kultur oraz tego, co ich otacza. Dużo czytają. Może jest to literatura inna niż ta, którą my czytaliśmy w ich wieku, ale świat przecież się zmienia.

Zeszyt należy do ucznia
Nauczyłam się, że podstawa programowa jest jak guma. Można ją trochę... naciągnąć. Mam jedenaście grup - od zerówki do szóstej klasy. Każda z nich jest inna. Mało tego, inne jest każde dziecko. Nie dzielę jednak tematów ze względu na wiek. Wszystkie grupy omawiają jednocześnie te same zagadnienia, ale zajęcia idą innym torem.

Podczas lekcji etyki nie da się stosować szablonu. Zajęcia byłyby wtedy za bardzo akademickie. Najpierw muszę zobaczyć, dowiedzieć się, co ucznia interesuje. Kiedyś chłopiec w czwartej klasie chciał rozmawiać o terroryzmie. Interesowało go, dlaczego istnieje i skąd się wziął? Poruszyliśmy ten temat. Oczywiście wcześniej musiałam się do tej lekcji przygotować. Dzieci pytają też, na przykład, o cierpienia. Skąd się biorą? Dlaczego cierpienie uszlachetnia? Często słyszą takie hasła z ust dorosłych.

Podczas lekcji nie podaję też uczniom gotowych regułek. Nie mówię do nich: "Dziś sobie to zapiszecie, a jutro was z tego odpytam". Moi uczniowie podczas lekcji mają zeszyty, ale dla siebie. Kiedy uczeń pyta mnie, jaki jest dzisiaj temat, odpowiadam mu: Kochanie, sam zapisz sobie datę i temat. Niektórzy uczniowie robią w zeszytach komiksy, inni coś do nich wklejają. Dla uczniów to nadal nowość. Wychodzą z założenia, że to ja powinnam im podyktować notatkę, oni ją zapiszą, a potem się nauczą. To jest ich zdaniem bezpieczne.

Etyka, co się za tym kryje?
Na rynku brakuje pomocy naukowych do etyki. Nie ma podręczników dla uczniów i nauczycieli. Trzeba szukać samemu… Na przykład, są powieści filozoficzne Matthewa Lipmana, które w ogóle nie są dostępne w Polsce. Pomagałam sobie niemieckimi i holenderskimi opracowaniami. W tych krajach etyka i filozofia są obowiązkowe, dlatego tamci nauczyciele mają bardzo fajne programy i ramówki na cały rok. Dzięki temu zobaczyłam, w jaki sposób są prowadzone tam takie zajęcia. Nie wszystkie tematy nadają się jednak do poruszenia u nas. W Niemczech czy Holandii od najmłodszych lat mówi się o homoseksualizmie i innych mniejszościach. Nas w tej dziedzinie życia czeka jeszcze trochę pracy. Sam przedmiot etyka jest wielką nowością. Wielu rodziców obawia się go, bo nie wiedzą, co się za nim kryje.

Gry i zabawy
Nie może być też tak, że podczas lekcji uczniowie ciągle mówią, a ja tylko rzucam pytania. Tak można pogadać u cioci. Moi uczniowie to dzieci, więc ich edukacja powinna być łączona z zabawą - nawet w klasach szóstych. Dzieci w tym wieku są bardzo aktywne. Nie siedzą równo w ławkach. Trudno tego od nich wymagać. Większość to kinestetycy. Na lekcji muszą czegoś dotykać. Dlatego mamy gry - karty dixit i kości opowieści. Dla mnie to filozofia połączona z zabawą. Takie gry ćwiczą skojarzenia i wyobraźnię. Pokazują dzieciom, że świat niekoniecznie musi być taki, jak ktoś im powiedział. Na wszystko można spojrzeć inaczej, z własnej perspektywy.

Podczas lekcji z maluchami wprowadzam też zwykłe zabawy ruchowe. Czasem wykonujemy jakieś czynności, a potem wymyślamy nazwę dla tej zabawy.

Wspólnie z uczniami, ilustrujemy też książki. Mamy "13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki" Leszka Kołakowskiego. Książka jest fajnie wydana. Brakuje w niej jednak ilustracji. Dzieci wykonały obrazki do czytanych bajek.

Dobry nauczyciel
Nauczyciel nie może myśleć w kategoriach: mam do zrobienia temat, nieważne, czy uczniom będzie się on podobać, czy nie. Potem zrobię podsumowanie: zasady fair play mam, kim jestem - mam, ojczyznę kocham - mam... To nie jest dobra droga.
Nauczyciel powinien mieć w sobie pokorę. Musi pamiętać, że pracuje z dziećmi, ale też dla dzieci. To, co robię, robię dla nich i dzięki nim. Gdyby nie było czegoś takiego jak etyka lub filozofia w szkole, wtedy może pisałabym doktorat... i nie miałabym szansy dowiedzieć się tego wszystkiego o moich uczniach i od moich uczniów.

Bo to nie jest tak, że oni uczą się tylko ode mnie. Ja też dowiaduję się od nich na co dzień wielu fajnych rzeczy. Wiele się dzięki nim nauczyłam.

Iwona Jachnik jest nauczycielką w Gimnazjum nr 22 w Poznaniu. Z wykształcenia jest anglistką. Od zeszłego roku uczy wychowania do życia w rodzinie

Z zawodu jestem anglistką. W pewnym momencie pomyślałam, że nauczanie języka angielskiego mi nie wystarcza. Stwierdziłam, że chcę być nauczycielem, który pozna dzieci od innej strony. Przedmiot wychowanie do życia w rodzinie na to pozwala. Umożliwia poznanie uczniów nie tylko z punktu widzenia wykładowcy, który przekazuje wiedzę, ale nauczyciela, który - przede wszystkim - przemyca im pewne życiowe wartości. Rozpoczęłam studia na tym kierunku. Nie dlatego, że nie miałam wystarczającej liczby godzin w etacie. Po prostu chciałam to robić.

Trzeba poznać uczniów
Najpierw zrobiłam wywiad wśród moich absolwentów. Zapytałam ich, co mam zrobić, by zachęcić gimnazjalistów do uczestnictwa w wychowaniu do życia w rodzinie. Wiele osób mówiło, że te lekcje muszą być po prostu ciekawe. Nie mogę przez pół semestru opowiadać uczniom wyłącznie o wartościach rodziny. Te zagadnienia poruszają często na innych lekcjach, m.in. godzinie wychowawczej. Inni zwracali uwagę, że zajęcia powinny być prowadzone "na luzie" - z pizzą czy ciastem. Spodobał mi się ten pomysł. Jedzenie więc pojawia się podczas naszych lekcji.

Aby prowadzić lekcje z wdż, muszę najpierw poznać moich uczniów. Dlatego na początku staram się zorientować w potrzebach grupy - dowiedzieć się, jakie ma zainteresowania oraz jaka jest ich dotychczasowa wiedza. Czasem rzucam jakieś kontrowersyjne hasło i obserwuję grupę. Jeśli uczniowie się śmieją, wiem, że będę miała dużo pracy.

Aby młodzież chciała chodzić na zajęcia, musi się z nich czegoś nowego dowiedzieć. Jako nauczyciel, który spędza z nimi kilka godzin dziennie, mogę się jedynie domyślać, czego nie wiedzą. Kiedyś zapytałam uczniów, czy oglądali filmy pornograficzne. Byłam w szoku. Od wzorowych uczennic usłyszałam: oczywiście, proszę pani, każdy oglądał. Zrozumiałam wtedy, że już uczniowie w pierwszej klasie gimnazjum mają z nimi styczność, a może nawet wcześniej. Kiedyś myślałam, że zaciekawię uczniów w trzeciej klasie, przynosząc na lekcje prezerwatywę. Okazało się, że już wszyscy mieli ją w rękach.

Co nurtuje młodzież?
Hasło wychowanie do życia w rodzinie jest szerokie, a podstawa programowa bardzo ogólna. Składa się ona z kilkunastu punktów. Tak naprawdę każdy nauczyciel może jednak przedstawić te zagadnienia zupełnie inaczej. Jeśli uważam, że temat antykoncepcji powinien być poruszany na dwóch zajęciach, to skrócę inne - mniej ważne dla grupy. Muszę trzymać się podstawy programowej, ale też odnaleźć w niej odpowiedzi na pytania, które nurtują młodzież. A nurtuje ich wiele...

Podczas ostatnich zajęć w pierwszej klasie dałam uczniom puste kartki. Mieli napisać, jakich tematów oczekują ode mnie w drugiej klasie. Niemal wszystkie zagadnienia związane były z seksem - seks analny, seks oralny, orgazm...

Poruszamy to, co interesuje daną grupę, ale nieprawdą jest jednak, że na zajęciach z wdż mówię tylko o seksie. Najpierw muszę zbudować w młodym człowieku poczucie własnej wartości. W pierwszej klasie rozmawiam z uczniami o rodzinie, związkach partnerskich, tolerancji, o tym, jak być dobrym przyjacielem, mężem...

Mówię o seksie, gdy wiem, że grupa jest na to gotowa i tego ode mnie oczekuje. Nie będę rozmawiała o seksie analnym z trzynastolatkami. Najpierw poruszamy temat samej seksualności. To bardzo szerokie pojęcie, w którym seks to tylko cztery litery. Podczas tych zajęć rozmawiamy o intymności, orientacji i tożsamości seksualnej, seksualizacji, różnicach między kobietą a mężczyzną, higienie, zdrowiu, ciąży, porodzie.

Przede wszystkim dialog
Pamiętam lekcje z jedną z grup klas pierwszych. Mieliśmy sobie zapisać wartości rodzinne. Jeden z uczniów na szczycie piramidy postawił seks. Jako nauczyciel musiałam zmierzyć się ze śmiechem pozostałych uczniów. A także, dowiedzieć się, o co mu dokładnie chodzi. Uczeń pięknie to wyjaśnił. Powiedział: proszę pani, gdyby nie seks w rodzinie, mnie by tutaj nie było. Jeśli nauczyciel nie dopytałby o co uczniowi chodzi, mógłby zapytać: jak to? Ja go nie wyśmiałam, nie powiedziałam "nie masz racji". Dzięki temu, chłopak mógł wytłumaczyć, o co mu chodzi, inni to zrozumieli, a on poczuł się swobodnie.

Ten przykład pokazuje, jak ważna jest rozmowa. To klucz do sukcesu. Lekcja nie może mieć formy czystego wykładu. To nie trafi do uczniów. Ja z nimi rozmawiam. Bardzo często przechodzimy z jednego tematu w drugi. Bywa, że zaplanuję sobie lekcję, lecz uczniowie potrzebują więcej wiedzy na inny temat. Chcą się wygadać. Mój zaplanowany tok lekcji schodzi wtedy na drugi plan.

Myślę, że najważniejsze, czego brakuje gimnazjalistom, to właśnie rozmowa. Podczas większości lekcji przez 45 minut siedzą cicho. Muszą słuchać wykładu nauczyciela. Potem jest 5-10-minutowa przerwa. Uczniowie ze sobą rozmawiają i znowu jest cisza, chyba że nauczyciel zada pytanie. Nie mają kiedy ze sobą porozmawiać. Wydaje się często, że ja jestem prowokatorem, mediatorem do tego, by młodzież ze sobą w ogóle rozmawiała na takie tematy. Podczas lekcji uczniowie zdobywają wiedzę od siebie, a ja ją tylko modyfikuję, dodaję filmy, prezentacje, ciekawostki z życia. Taką była np. historia poznańskich osiołków (zwierzątka kopulowały publicznie w starym zoo, co oburzyło rodziców dzieci, interweniowała poznańska radna - red.). Młodzież się otworzyła, opowiadała, jak ich dziadkowie podchodzą do tej sprawy, jak nazywają narządy rozrodcze.
Siedzieliśmy wtedy w szkole 1,5 godziny.

Moi uczniowie przyznają, że wiedzę na temat seksu czerpią z internetu. Oni nie rozmawiali z rodzicami, bo się wstydzą. Podczas moich zajęć młodzież się otwiera. Sala lekcyjna zamienia się w miejsce, w którym uczniowie mogą ze sobą porozmawiać, a nie popisać na facebooku.

Miałam kiedyś sytuację, która mnie zaskoczyła. Jak pod koniec każdej lekcji, uczniowie zapytali mnie, co będzie na kolejnych zajęciach. Powiedziałam, że temat homoseksualizmu i związków partnerskich. Podczas przerwy podeszła do mnie dziewczynka, która powiedziała, że jest działaczką w zgrupowaniu, działającym na rzecz równości, przeczytała wiele książek na ten temat. W związku z tym prawdopodobnie wie więcej na temat homoseksualizmu niż ja. Uczennica chciała poprowadzić tę lekcję. Pozwoliłam jej. Później przeprowadziła tę samą lekcję we wszystkich moich grupach.

Trudne pytania
Pierwsze trudne pytanie, z którym przyszło mi się zmierzyć dotyczyło smaku spermy. Uczeń przyszedł podczas przerwy. Wiedziałam, że wraz z kolegami rozmawiali na ten temat wcześniej w czasie innej lekcji, ale nie uzyskali odpowiedzi. Przyszli więc do mnie. Wiem z doświadczenia, że z młodzieżą trzeba rozmawiać otwarcie - nie teoriami i ogólnikami, najlepiej na ich własnym przykładzie. Odpowiedziałam, że smak spermy zależy od nawyków żywieniowych. Mocz kolegi i pot koleżanki też pachną lub śmierdzą - w zależności od odczuć - inaczej. Tyle mu wystarczyło. Ktoś powiedział mi później, mogłaś powiedzieć: "Spróbuj, a się przekonasz...". Ale co to za odpowiedź? Nie mogłam tak potraktować ucznia - mojego towarzysza rozmowy. Młodzież trzeba szanować i szanować ich pytania. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy powiem uczniowi, że w podstawie programowej tego nie ma, dowie się w liceum. Podczas tych lekcji najważniejsza jest otwartość, szczerość i zaufanie.

By prowadzić taki przedmiot i być w 100 proc. usatysfakcjonowanym, to musimy czuć, że uczniowie nas lubią, a oni muszą czuć, że ja ich lubię. Wtedy można z nimi szczerze porozmawiać, być ich przyjacielem. W momencie, gdy wytworzy się dystans, nauczyciel nie trafi do dzieci. Nie na tym przedmiocie. Musimy też pamiętać, by przedstawiać fakty absolutnie obiektywnie.

Każdy nauczyciel, który prowadzi zajęcia z wdż, ma jakieś swoje wewnętrzne przekonania. Trzeba się jednak tego wyzbyć. Być obiektywnym, otwartym i wyrozumiałym. Obawiam się, że jeśli ktoś ma bardzo konserwatywne opinie na temat seksu, to będzie mu trudno poprowadzić zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Taka osoba może czasem nie powiedzieć prawdy lub nie dopowiadać prawdy. Chce przedstawić taką wersję, jaką sama ma w głowie. Nauczyciel wdż powinien mieć świadomość, że to zajęcia, które pozostaną młodzieży na całe życie. To od nich często zależy, czy dziewczynka będzie uprawiała seks ze swoim chłopakiem, czy nie. Aby prowadzić te lekcje trzeba mieć też odwagę i być konsekwentnym w swoim działaniu. Zdaję sobie sprawę, że środowiska konserwatywne bardzo negują to, co robię ja i inni nauczyciele. Nie rozumiem jednak, jak można zarzucać mi, że zachęcam młodzież do seksu czy przekazuję im treści nieodpowiednie do ich wieku. Nie mogę tego zrozumieć. Przecież nam - nauczycielom, rodzicom, księżom - chodzi o to samo - by młodzież nie uprawiała seksu w wieku 14-15 lat, by nie było niechcianych ciąż i by nasi uczniowie byli dobrymi ludźmi.

Często powtarzam, że podczas lekcji języka angielskiego przygotowuję uczniów do egzaminu gimnazjalnego, a w czasie zajęć z wychowania do życia w rodzinie do - egzaminu z życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lekcje nie są obowiązkowe, a chodzą na nie tłumy - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski