Elektrę z Teatru Narodowego w Sibiu (Rumunia) spotykamy na zewnątrz pałacu. Wypędzona i oszalała z bólu znajduje zrozumienie i schronienie wśród innych wykluczonych oraz odrzuconych… Ich problemy, zwyczaje, rytuały okazują się jej bliższe niż te, które zostawiła w pałacu. Reżyser nie szuka jednak tanich aluzji do współczesności, nie kojarzy na siłę antyku z teraźniejszością. Próbuje natomiast godzić grecki dramat z rytuałami śmierci i pogrzebu występującymi w regionie Marmorosz. I to mu się udaje. Tworzy niesamowitą wręcz harmonię dramatyczną, która jest chropawa, szorstka, przejmująca, przenikliwa i… bolesna.
W jego "Elektrze" nie pada zbyt wiele słów. Reżyser pozamykał je na ruchu i emocjach. Dopiero, kiedy te nie wystarczają, bohaterowie zaczynają mówić słowami wielkich tragików.
Mihai Măniuţiu połączył teatr grecki z tradycją ludową, aktorów dramatycznych z muzykami ludowymi i powstał spektakl niesamowity, operujący z jednej strony grubą kreską, z drugiej - niezwykle wysubtelnioną, delikatną. Czułość miesza się tu z agresją, siła z tkliwością, miłość z nienawiścią, życie ze śmiercią… Sytuacja, w której pojawiają się pytania graniczne. Ale odpowiedzi musi każdy znaleźć w sobie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?