Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy ratują nawet koty

Robert Domżał
Są bohaterami, kiedy z płonących mieszkań wyprowadzają dzieci, a z łazienek wynoszą zatrutych czadem. Do tego zobowiązuje ich prawo. Ono każe im też ratować zwierzęta, na przykład koty.

Najwyższa drabina, jaką posiadają poznańscy strażacy, pozwala wejść 50 metrów nad ziemię. Ale nie zawsze można jej użyć. Wystarczy silniejszy wiatr i trzeba szukać innego sposobu. Wtedy na ratunek ruszają oni. Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wysokościowego. Gdy zjawiają się na miejscu, wystarczy rzut okiem, by stwierdzić, że przypominają alpinistów. Kaski mają takie jak wspinający się w górach. Obwieszeni są linami. Karabinki, małpy, ósemki, czyli przyrządy ułatwiające wspinaczkę przytroczone mają do uprzęży.

Do pewnego stopnia dorównują komandosom. Potrafią zjeżdżać na linach ze śmigłowców i podejmować na ich pokład poszkodowanych.

- Są dwa rodzaje kursów przygotowujących do pracy ze śmigłowcem. Po pierwszym ratownik może latać pod helikopterem. Kto kończy kurs drugiego stopnia, zostaje ratownikiem pokładowym. To druga osoba po pilocie na pokładzie. Od niego zależy bezpieczeństwo osób znajdujących się w maszynie, bo pilot nie zawsze wszystko widzi, gdy steruje maszyną - opowiada Krzysztof Bugajak.

W Poznaniu w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 5 jest jedenastu tak wyszkolonych strażaków, kolejnych dwóch jest w JRG nr 4. Specjalistyczne grupy działają też w Pile i w Kaliszu. Nie ma takich miejsc, gdzie ci ratownicy by nie zajrzeli. Kilka lat temu w Poznaniu wyciągali dwóch pracowników, którzy wpadli do kolektora ściekowego. Mężczyźni spadali prawie kilka metrów. Poobijali się. Obydwaj mieli połamane kończyny. Jeden zatruł się wyziewami fekaliów. Nie przeżył.

- Robiliśmy, co mogliśmy. Mieliśmy świadomość, że każdy, kto tam schodzi, może się zatruć. Akcja trwała 20 minut - opowiada Krzysztof Bugajak, zastępca dowódcy JRG nr 5 w Poznaniu. To niejedyna w ostatnim czasie interwencja, kiedy strażacy napotykali na swojej drodze śmierć. Kaliscy ratownicy wydobywali ze studni samobójcę.

- Mężczyzna miał na szyi ciężki kamień. Akcja była wyjątkowo trudna. Wokół stali krewni, bo do tragedii doszło na podwórzu gospodarstwa, które należało do samobójcy - mówi st. kpt. Roland Egiert z KP PSP w Kaliszu.
Zdarza się, że policja prosi strażaków o wejście do zamkniętego mieszkania.

- Liczymy się wówczas z tym, że właściciel już nie żyje. W takich przypadkach ciało bywa w różnym stopniu rozkładu. To trudny moment na służbie - opowiadają strażacy.

W ciągu roku Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wysokościowego z poznańskiego Piątkowa wysyłana jest do kilkudziesięciu akcji. Część tych interwencji to wyjazdy na ratunek zwierząt. Lista jest długa. Najbardziej oryginalnym ratowanym gatunkiem był legwan.

- Zwierzę wydostało się z mieszkania na 15. piętrze. Utknęło jednak w szczelinie dylatacyjnej. Chociaż był to sierpień, wiadomo było, że noc będzie chłodna. Może więc jej nie przetrwać. Z drabiny nie można było dostać się do niego. Pojechaliśmy więc, by zjechać po zwierzaka z dachu na linach - mówi st. kpt. Krzysztof Bugajak.

Często zdarza się im zjeżdżać poniżej poziomu ziemi. Do najrozmaitszych studzienek. Wyciągali już sarny, a nawet dziki. Wpadają one do niezabezpieczonych przez ludzi studni i studzienek na wody deszczowe.

Z kolei chodziescy strażacy niedawno uwolnili bociana, który ugrzązł w kominie. Odkryli go pracownicy spółdzielni mieszkaniowej w Milczu. Ptak najprawdopodobniej spadł ze szczytu mierzącego 27 metrów komina i zaklinował się na dole. Potrzebny był podnośnik hydrauliczny, ale bociana udało się wydostać dopiero przez tzw. czystkę. Ptakowi nic się nie stało, szybko odleciał.

- Zazwyczaj dziko żyjące zwierzęta są tak przerażone, że nie utrudniają nam działań - mówią poznańscy strażacy.
Bywa jednak, że w studzience znajdują się zwierzęta domowe i gospodarskie. Pilscy strażacy wyciągali byczka. Pod Kaliszem do studzienki wpadł koń.
- Byliśmy też wzywani do rannego łosia. Ten gatunek jest pod ochroną, więc potrzebny był weterynarz, by zwierzę uśpić. Okazało się, że przyjedzie, ale aż z Poznania - opowiada Sebastian Andrzejewski, oficer prasowy KP PSP w Koninie. Strażacy z tego miasta ratowali też psa, który płynął Wartą na krze. Ze studni wydobywali kozę.

- Studnia była głęboka. Zwierze utknęło 11 metrów pod ziemią - przypomina sobie Sebastian Andrzejewski.

Na poznańskim Strzeszynie ratownicy próbowali wydobyć ze studzienki psa. Był to pitbul bez kagańca. Czy trzeba mówić, co było dalej? Mimo że nie miał szans, by wydobyć się samodzielnie, nie pozwalał, by ratownik założył mu specjalny trójkąt ratowniczy, na którym zwierzę zostałoby wyciągnięte na górę. Na szczęście na miejscu był jego właściciel. Został przeszkolony, jak ma założyć ów trójkąt psu i opuszczony na linach do swojego pupila.

Jest tylko jeden gatunek zwierząt, po które najchętniej, by nie wyjeżdżali. Są to koty. Najczęściej też wezwanie brzmi: Kotek siedzi na drzewie. I co się dzieje? Strażacka drabina jedzie. Rozstawia się. Ratownik dociera do konaru, na którym siedzi kocisko, a ten przeskakuje na inną gałąź czy wręcz na inne drzewo, umykając na ziemię.

Strażacy nie chcą oceniać ludzi, którzy domagają się, by wyjeżdżali na takie kocie interwencje. Pytają jednak: "Czy ktoś widział, kiedykolwiek szkielet kota na drzewie? Te zwierzęta z natury potrafią poruszać się po gałęziach". Mieli też taką akcję, podczas której okazało się, że wręcz przeszkadzają kocurowi, w którym obudził się instynkt łowiecki.

- Siedział długo na drzewie, to prawda. Dlaczego? Bo czaił się na gniazdo, które było na sąsiednim drzewie. Strażak zorientował się, że na pobliskim drzewie w gnieździe są pisklęta, gdy dotarł niemal do kota. A co stało się ze zwierzakiem? Czmychnął.

- W trakcie takich akcji bywa, że kot na widok człowieka rzuca się na niego. Traktuje go jako dodatkowy element, po którym może zejść na ziemię - opowiada Krzysztof Bugajak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski