78 lat musiałby czekać Roman Mycielski na odzyskanie swojej własności - działki przy ulicy Miłosławskiej zajętej w części pod Kaufland. Skarb Państwa, który najpierw bezprawnie odebrał majątek jego rodzinie, równie bezprawnie oddał ją w 1993 roku w użytkowanie wieczyste.
Sąd Okręgowy za drugim razem (za pierwszym uznał, że nie ma sprawy i odrzucił pozew) nie miał wątpliwości: od nikogo nie można żądać, by czekał tyle lat na swoją własność. Mycielskiemu należy się odszkodowanie i w styczniu mu je przyznał. I sprawa miałaby może na tym swój koniec, gdyby nie to, co wydarzyło się jeszcze w trakcie procesu.
Czytaj też: Września: Nie ma wyroku w sprawie Tonsilu. Będzie nowy proces
Kiedy pojawiła się pierwsza opinia biegłego, który wycenił działkę na 2,8 mln złotych, Mycielski, który żądał na nią 4,7 mln złotych, gotów był zrezygnować z tej różnicy i ograniczyć swoje roszczenia.
- Miało to służyć szybszemu zakończeniu postępowania - tłumaczył wczoraj w sądzie jego adwokat Ireneusz Zieliński.
Tyle że sprawa wcale szybko się nie zakończyła, gdyż na ustępstwo Mycielskiego nie zgodził się Skarb Państwa reprezentowany na sali sądowej przez Prokuratorię Generalną.
- Myślę, że wynikało to z zasady bycia na "nie" - komentuje Stanisław Ziemecki, pasierb i pełnomocnik hrabiego. - Że nie miało to żadnego sensu i logiki, bo Skarb Państwa jeszcze przed wyrokiem mógłby zaoszczędzić dwa miliony złotych? To okazało się bez znaczenia. Najważniejsze było, żeby się nie zgodzić na nic, co proponuje druga strona.
- Od samego początku kwestionowaliśmy żądania pana Mycielskiego, więc mogło nas satysfakcjonować jedynie cofnięcie pozwu i zrzeczenie się roszczenia - wyjaśnia Marek Jaślikowski, radca Prokuratorii Generalnej. - Nie mogliśmy się zgodzić tylko na ograniczenie.
Tymczasem sąd nie do końca zadowolony z pierwszej opinii zamówił drugą, z której wynikało, że działka była warta o 120 tys. złotych więcej. Tyle że sama opinia okazała się mniej warta od poprzedniej i ostatecznie sąd przyznał Mycielskiemu odszkodowanie w tej wysokości, jaką wyliczył pierwszy biegły - 2,8 mln złotych.
I na tym sprawa również się jeszcze nie skończyła. Trafiła do apelacji, w której Mycielski zażądał uwzględnienia tej drugiej, korzystniejszej dla siebie opinii.
- Nic nas nie ograniczało - tłumaczy Stanisław Ziemecki.
Według Prokuratorii, było dokładnie odwrotnie. I co z tego, że odrzuciła wniosek o ograniczenie powództwa, skoro według niej nie stracił przez to na ważności. Chciał Mycielski 2,8 mln złotych, to je dostał. I nie ma prawa teraz żądać nawet złotówki więcej.
Sąd Apelacyjny zamykając wczoraj ostatecznie sprawę wydał iście salomonowy wyrok: Mycielski miał prawo żądać więcej, ale nie dostanie, gdyż druga opinia biegłych była obarczona zbyt wieloma błędami.
Na Miłosławskiej są jeszcze inne działki należące w przeszłości do Mycielskich. Pozew o odzyskanie pięciu kolejnych trafi wkrótce do sądu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?