Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Streetworking w Poznaniu: Młodzi gniewni i ich pedagog

Anna Solak
Pracując w "Rezerwacie" Paweł obronił licencjat z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, w tym roku kończy resocjalizację
Pracując w "Rezerwacie" Paweł obronił licencjat z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, w tym roku kończy resocjalizację Paweł Miecznik
Zamiast szkolnej ławy - ulica. Zamiast świadectwa z paskiem - brak wybryków, a zamiast rozczarowania rodziców - satysfakcja. W takich warunkach pracują pedagodzy ulicy, którzy w Poznaniu prowadzą zajęcia z trudną młodzieżą.

Na poznańskiej Wildzie Paweł Budajczak zagadał do grupy chłopaków. Zwietrzyli okazję i sprzedali mu starą piłkę za 2,30 zł. Kupił, bo wiedział, że w ten sposób zdobędzie ich sympatię - i tak się stało. Właśnie tak działają streetworkerzy, czyli pedagodzy uliczni. Innym razem przechodził jedną z ulic na Starym Mieście, gdy nagle usłyszał "rzucające mięsem" dzieciaki, miały może po 10 lat. Podszedł, zagaił.

- Nie spodobałem im się, więc usłyszałem tylko "Chodź na solo" - wspomina. Sprawdzali go. Przewidział to, więc powiedział tylko: "Ok, no to chodź".

- Dostałem wtedy kopniaka, a moja partnerka Gosia straciła frisby, które chłopaki rozwalili w drobny mak. Mimo to od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się na dłużej - mówi streetworker z Poznania.

Astrid Lindgren i buty na rzepy
Streetworker - jak wiele nowinek - jako profesja i termin przyszedł do nas z Zachodu. W polskim słowniku nie ma jeszcze odpowiednika dla ludzi pracujących w najtrudniejszych dzielnicach miast, dlatego sami nazywają siebie "pedagogami ulicy". To właśnie tam najczęściej szukają podopiecznych, czyli dzieci, którym chcą pokazać, że życie w mieście oferuje więcej niż tylko przesiadywanie z kumplami na trzepaku albo bójki i wagary. I że tylko od nich zależy, czy odnajdą to bogactwo.

A praca do łatwych nie należy. Na dodatek szokuje, bo 13-letni chłopcy nie wiedzą na przykład, jak interpretować oznaczenia na drzwiach publicznych toalet. To co dla nas jest oczywiste, dla nich jest zupełnym odkryciem, bo nikt nigdy nie zabrał ich np. do restauracji. - Pracowałem z nastolatkiem, którego uczyłem wiązać buty. Do tej pory nosił takie na rzepy, bo nikt go tego w domu nie nauczył - mówi Paweł.

Kiedy zaczynali pracę, było ich sześcioro. Teraz jest więcej, ale i tak na każdym kroku widzą, że to za mało, bo zaniedbanych, opuszczonych dzieci wciąż przybywa. A Poznań ich zdaniem i tak nie jest złym miastem, bo w Łodzi czy Szczecinie pod tym względem bywa znacznie gorzej. Na razie dziewięć osób musi wystarczyć, by zająć się sześcioma grupami. Spotykają się z nimi trzy razy w tygodniu, w wakacje częściej. Zwykle popołudniami, bo rano dzieciaki mają lekcje. Oczywiście o ile w ogóle na nie dotrą, bo nie wszyscy regularnie chodzą do szkoły. Wspólnie chodzą na basen, kręgle i do kina, często grają też w piłkę albo bilard. Największą furorę robią gokarty, uwielbiają je absolutnie wszyscy. Zwykle początek zajęć z grupą jest właśnie takim konsumpcyjnym sposobem spędzania wolnego czasu. Później przychodzi czas na konstruktywne zajęcia i warsztaty.

- Wbrew pozorom te ostatnie sprawiają dzieciom dużą przyjemność, bo konsumpcja szybko im się nudzi - twierdzi Paweł. Sam od dziecka gra na instrumentach, ma nawet własny zespół pod nazwą Astrid Lindgren. Swoich podopiecznych też uczy gry na perkusji, gitarze i instrumentach klawiszowych.

Kastet na I Komunię
Grupa nigdy nie jest taka sama. Zwykle są w niej chłopcy nadpobudliwi, którzy szybko się nudzą oraz tacy, którym trzeba poświęcić więcej uwagi. Mają od 9 do 13 lat, bo to w tym wieku najłatwiej zbudować dobrą relację. Potem wzajemne zaufanie zawiązuje się trudniej, bo młodzi wkraczają w okres dojrzewania, buntują się, szaleją hormony. Ale dzieci i tak trafiają się różne. Są 9-latki, z którymi rozmawiają o ulubionych kreskówkach, są i takie, które mają nadzór kuratora za kradzieże i pobicia. Jeden z podopiecznych marzy, aby na Pierwsza Komunię, zamiast PlayStation czy komórki, dostać kastet, inny już teraz pali papierosy.

- Rzecz w tym, że jeśli tak od zawsze wyglądał ich świat, nikt nie zmieni tego od ręki - tłumaczy Paweł.

Dlatego podstawą jest tu wprowadzenie racjonalnych zasad, a nie forsowanie ich na siłę. Jeśli chłopak przeklina od I klasy podstawówki, zakaz używania wulgaryzmów będzie narzucony sztucznie i zniechęci go do pracy nad sobą. Dlatego opiekunowie mówią: "Ok, możesz przeklinać, ale tylko na podwórku. Kiedy jesteśmy w miejscu publicznym, nie rób tego, żebym nie musiał się ciebie wstydzić" - tłumaczy Paweł. W ten sposób młodzi zamiast moralizatorstwa i protekcjonizmu, z jakim zwykle odnoszą się do nich dorośli, otrzymują poczucie akceptacji, czyli coś, czego dotąd nie znali.

Opiekunowie pracują w koedukacyjnych parach. Założenie jest takie, że jeśli w domu nie ma któregoś z rodziców, właśnie od nich dzieci mogą uczyć się kształtowania właściwych relacji damsko-męskich.

Dlatego Paweł na Wildzie pracuje z Olą, a na Starym Mieście - z Gosią. Zapuszczają się również m.in. na Łazarz i Zawady tworząc własne mapy ulic w poszukiwaniu dzieci, z którymi mogliby pracować. - Mostowa, Grobla, Chwaliszewo, rejon Głównej - wyliczają. Współpraca kończy się zwykle wtedy, gdy młodzi osiągają 16 lat.

Z wszystkimi dzieciakami od początku są na "ty". Obowiązuje jednak pewna hierarchia, a jej nieprzestrzeganie grozi konsekwencjami. Za kradzież czy bójkę można wylecieć z grupy, niekiedy nawet z wilczym biletem. Mimo to dzieci przychodzą chętnie i zawsze dobrowolnie. Może to dlatego, że nikt nie próbuje zmienić ich na siłę.

Za pomocą własnego zachowania budujesz swój autorytet, a od tego jak umiejętnie to zrobisz zależy, czy dzieciaki będą chciały cię naśladować - wyjaśnia Paweł.

Jesteś brudna i śmierdzisz
Sam od kilku lat współtworzy poznańską Grupę Animacji Społecznej "Rezerwat". Ta swoją nazwę wzięła od filmu Łukasza Palkowskiego z 2007 roku. Obraz pod tym samym tytułem opowiada o specyfice warszawskiej Pragi, a więc odpowiednika poznańskiej Wildy czy Jeżyc. To właśnie w tych częściach miasta Paweł rozpoczął przygodę ze streetworkingiem. Początkowo pracował z dziewczętami, teraz prowadzi chłopców. Przyznaje, że to zupełnie dwa różne światy.

- Nastoletnie dziewczyny z trudnych domów biją się i wyzywają, wbrew pozorom potrafią być bardzo okrutne - uważa. Jako przykład podaje sytuację, w której jedna z nich usłyszała od koleżanki z podwórka, że "jest brudna i śmierdzi". - Po czymś takim trudno było załagodzić konflikt w grupie - tłumaczy. - Wiadomo jak bardzo emocjonalnie reagują dziewczyny na tego typu zaczepki.

Mimo wszystko on sam dobrze sobie radzi w tak ekstremalnych warunkach. Pracując w "Rezerwacie" obronił licencjat z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, w tym roku kończy resocjalizację. Na początku kwietnia został prezesem Grupy.

W tym roku planują objąć opieką starsze dzieci. Złożyli projekt pilotażowy w ramach konkursu ogłoszonego przez Regionalny Ośrodek Pomocy Społecznej. Codziennej pracy jest mnóstwo, dlatego cały czas potrzebują wsparcia. Bywa, że w różnym czasie pracują z tą samą rodziną. W nowej grupie na Wildzie spotkali brata jednego ze starszych podopiecznych.

Paweł przyznaje, że to praca, w której nie ma natychmiastowych rezultatów. Cele są bardzo odległe, a efekty odroczone w czasie. Rozwiązania problemów nie są podawane na tacy, a współpraca przypomina raczej asekurację - młodzi dostają wędkę, ale to czy złowią na nią stary kalosz czy wielką rybę zależy tylko i wyłącznie od nich.

Z lekcjami muszą poradzić sobie sami. Nie pomagają im w ich odrabianiu, bo taka sytuacja doprowadziłaby do pomieszania ról. Zamiast tego organizują wolontariuszy, którzy pomagają im w pracach domowych. Część dzieci chodzi do świetlic, ale streetworkerzty nie chcą ich naśladować, bo tam panują twarde reguły i zasady. - Bez nich jest trudniej, ale skuteczniej - mówią.

Wskrzesić zombie
Ostatni etap wspólnej pracy to tak zwane projekty. Najczęściej filmowe, chociaż było i jedno graffiti. W Poznaniu istnieje co najmniej kilkanaście murów, na których można tworzyć je legalnie. Opiekunowie starają się pokazać dzieciakom, że w ten sposób można łączyć przyjemne z pożytecznym. Cały proces przygotowywania projektu realizują wspólnie z nimi, od podstaw.

Warsztaty filmowe powstawały przy współpracy poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka. Uczestnicy sami wybrali temat, zorganizowali rekwizyty i wcielili się w role. W ten sposób powstała etiuda z Jeżyc pod tytułem "Gonito" i "Kryminalna zagadka Wildy" - niemy film, w którym gościnnie wystąpił popularny aktor serialowy Kuba Wesołowski. Ich dzieło zdobyło międzynarodowe wyróżnienie za oryginalność i zostało wyświetlone na poznańskim festiwalu "Ale Kino!".

- Podczas seansu wyraźnie było widać, że mamy chłopców są bardzo wzruszone. W szkole zwykle słuchały skarg, że ich dzieci kiepsko się uczą albo źle zachowują, a tu nagle mają się czym pochwalić i po raz pierwszy mogą być z nich dumne - cieszy się Paweł.

Obecnie znów kręcą film, tym razem na Łazarzu. To zwariowana opowieść o szalonym naukowcu, który wskrzesza zombie. - Ale póki co więcej szczegółów nie zdradzę - zastrzega.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski