Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie przypuszczali, że mogą zabić człowieka

Barbara Sadłowska
W proteście przeciwko bezsensownej śmierci Krzysztofa F. ulicami Piły rok temu przeszedł Czarny Marsz
W proteście przeciwko bezsensownej śmierci Krzysztofa F. ulicami Piły rok temu przeszedł Czarny Marsz fot. Agnieszka Świderska
Wczoraj przed poznańskim Sądem Okręgowym rozpoczął się proces pięciu młodych mieszkańców Piły, oskarżonych o udział w bójce. Jeden z jej uczestników, 27-letni Krzysztof B., zmarł w szpitalu. Zabiły go kopniaki w głowę. W proteście przeciwko tej bezsensownej śmierci ulicami Piły przeszedł wówczas Czarny Marsz...

Do tragedii doszło w nocy z soboty na niedzielę, 23 sierpnia ubiegłego roku. Koło sklepu Orient w Pile, tuż przy dworcu kolejowym, spotkały się dwie grupki młodych ludzi. Nie byli trzeźwi, chociaż część z nich zapiera się dzisiaj, że wypili tylko po jednym piwie. Ósemka młodszych - uczniowie, maturzysta i dwóch bezrobotnych, w wieku od 16 do 23 lat - bawiła się w Browarze. Trójka nieco starszych - w Trzynastce. Oskarżeni twierdzą, że trzech chłopaków próbowało ich sprowokować do bójki. Wyzywali od "wieśniaków" i szli za nimi aż do nocnego sklepu. Tam najwyższy z prowokatorów popchnął najdrobniejszego z nich. Mateusz przewrócił się na schody, obtarł łokieć do krwi. Z kieszeni wypadły mu pieniądze i komórka...

- To ci młodzi prowokowali nas do bójki - stwierdził wczoraj 27-letni Michał Cz., kolega Krzysztofa. Awanturę przypłacił stłuczonymi żebrami. Ale jako świadek niewiele widział i mało słyszał, bo utyka i wolniej szedł niż koledzy, a poza tym, pisał SMS-a. Potem oberwał kilka razy od trzech, czterech, może pięciu chłopaków. Przewrócił się i osłaniał głowę, gdy go kopali. Nie wie, co działo się z jego kolegami.

- Michał B. powiedział mi, że "Bari", to jest Krzysio, leży i się nie podnosi. Odchyliłem mu głowę na bok, bo krztusił się krwią. Przyjechał mój brat, który jest ratownikiem i udzielił mu pierwszej pomocy, a potem pogotowie... - zeznawał Michał.

Reasumując: niby nie wiadomo, kto zaczął. Jedni winią drugich. Co ciekawe: po incydencie z przewróceniem Mateusza, młodzi ludzie sięgnęli po telefony. Mateusz zadzwonił do starszego brata, który trenuje sztuki walki. Prosił go, żeby przyjechał. Również Michał Cz. zadzwonił do swojego brata. Poprosił o to samo.
Pierwszy przyjechał brat Mateusza. Pobiegł w kierunku chłopaka, który go popchnął. Michał B. uciekł. Na "placu boju" przed sklepem pozostało jego dwóch kolegów oraz szóstka młodych ludzi (jeden z nich jest tylko świadkiem w poznańskim procesie, bo odpowiada przed sądem dla nieletnich).

Bijatykę przerwał pracownik sklepu, który kijem - może deską - rozganiał młodych ludzi. Liczebniejsi napastnicy uciekli, gdy pojawił się kolejnym samochodem brat Michała Cz.

Wczoraj oskarżeni nie chcieli mówić. Przyznali się do winy. Niektórzy - w części. Ubolewali, nie przypuszczali nawet, że podczas "zadymy" może zginąć człowiek. Przepraszali rodzinę zmarłego. Chociaż, gdy za barierką dla świadków stanął Michał Cz., zaczęli się uśmiechać. Do siebie, do koleżanek i kolegów, którzy przyjechali do Poznania na proces. Tylko matki ściskały wilgotne chusteczki...

Być może dziennikarzy nieco rozczarowała nieobecność ojca jednego z oskarżonych, a raczej jego nowej żony - jurorki telewizyjnego "Tańca z gwiazdami". Chłopak, ubiegłoroczny maturzysta, który w Pile mieszkał u babci, powiedział:

- Chciałem bardzo przeprosić rodzinę. Nie przypuszczałem, że tak się może stać. Trzy tygodnie przed tym zdarzeniem zostałem pobity. Pięć osób kopało mnie i skakało po głowie i byłem jedynie posiniaczony  - wyznał Jakub O., który obawiał się, że może się to powtórzyć, dlatego, gdy przed sklepem dostał pięścią w twarz, też uderzył.

On i jego koledzy twierdzą, że największy z tamtej trójki - Michał B. - wyzywał "najsilniejszego" z ich grupy na pojedynek. To on miał być najbardziej agresywny. Oni chcieli tylko posiedzieć przy sklepie i napić się wody. Jeden z oskarżonych, który trenował boks i ćwiczył sztuki walki ze starszym bratem Mateusza, powiedział, że "kulawemu" dał "z liścia", a potem "obezwładnił" wraz z kolegami.

- Z naszej trójki nikt nie trenował sztuk walki - przyznał Michał Cz. - Ja, broniąc się, mogłem kogoś uderzyć.
Oskarżonym, którzy przebywają w areszcie, grozi kara więzienia od roku do dziesięciu lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski