18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkady Fiedler - uwiedziony przez Andy [ROZMOWA]

Anna Kot
Arkady Radosław Fiedler: –  Jestem zafascynowany indiańskimi kulturami, które kwitły w czasach, kiedy Europa dopiero powoli się rozkręcała
Arkady Radosław Fiedler: – Jestem zafascynowany indiańskimi kulturami, które kwitły w czasach, kiedy Europa dopiero powoli się rozkręcała Archiwum Arkadego Radosława Fiedlera
Arkady Radosław Fiedler, podróżnik z Puszczykowa na razie posłany do Warszawy na Wiejską, opowiada o fascynacji starymi kulturami Indian, urodzie umierających i rodzących się wokół Andów cywilizacji oraz uwodzicielskiej sile mieszkańców Ameryki Południowej.

Nie wydaje się Panu trochę aroganckie odkrywanie Ameryki Kolumbowi? Krzysztofowi Kolumbowi?!

Arkady Fiedler:Cha, cha, cha! – Może gdyby to było na początku XVI wieku to tak, ale u progu XXI wieku pomysł wydał mi się nawet zabawny i oryginalny.

No to proszę o szczegóły. Jak Pan odnalazł i poznał potomka odkrywcy Ameryki i wpadł na tak niezwykły pomysł?

Arkady Fiedler: To cała historia, więc ograniczę się tylko do kilku wydarzeń. O tym, że rodzina Kolumbów, tych Kolumbów, przetrwała i spokojnie żyje sobie w Hiszpanii, wiedziałem od dawna z literatury historycznej oraz prasy. Na dodatek jest bardzo rozpoznawalna w swym kraju. Podjąłem więc próby nawiązania kontaktu z jej przedstawicielem, ku mojej radości, noszącym imię praprzodka – Krzysztof Kolumb jest osobą publiczną, księciem de Veragua.

Ale nie tak od razu był ten kontakt Panu potrzebny.

Arkady Fiedler: Najpierw była wyprawa do Wenezueli. W parku w Caracas zobaczyłem kopię starej karaweli z okresu Kolumba. Jej widok tak zadziałał na moją wyobraźnię, że zapragnąłem mieć taki statek w skali 1:1 w naszym Ogrodzie Kultur i Tolerancji w Puszczykowie. I najlepiej, żeby to była Santa Maria [jeden z trzech statków, którymi dowodził Kolumb, płynąc na poszukiwanie zachodniej drogi do Indii – red.]. Po wielu długich staraniach pomysł się ziścił. Ale na otwarcie chciałem zaprosić potomka odkrywcy Ameryki. Już sam nie wiem, co było trudniejsze – zbudowanie karaweli czy odnalezienie Krzysztofa Kolumba.

Udało się jedno i drugie?
Arkady Fiedler: No bo jak człowiek o czymś bardzo, ale to bardzo intensywnie myśli, to wydarzenia tak się układają, że plany zaczynają się realizować. Tak więc w 2008 r. do Puszczykowa przybył cudem odnaleziony przeze mnie prawnuk w linii prostej wielkiego żeglarza, z którym to potomkiem nawiązaliśmy później serdeczną przyjaźń.

Ale upłynęło jeszcze sporo czasu, zanim umyślił Pan sobie odkrywanie Ameryki nowemu przyjacielowi.

Arkady Fiedler: Pomysł pojawił się, kiedy przystąpiłem do opisywania starych kultur andyjskich – inkaskich, ale i przedinkaskich w książce, która właśnie się ukazuje „Gloria Andów”. Okazało się bowiem, że potomek żeglarza, choć w Ameryce był, zbyt dobrze jej nie zna. Wydało mi się to oryginalne, że Fiedler podróżnik będzie odkrywał Amerykę Kolumbowi, potomkowi admirała, który odkrył ją pięć wieków temu, nie wiedząc, co właściwie odkrył. Dlatego książka przybrała postać listów, skierowanych do współczesnego Krzysztofa, którego od przodka dzieli... 20 pokoleń.

Jest Pan przekonany, że Ameryka Południowa wciąż potrzebuje odkrywania?

Arkady Fiedler: I tak, i nie. Nie odkrywam Ameryki, miejsc, o których nie piszą przewodniki. W większości te miejsca są opisane. Ale ja jako podróżnik odkrywałem je na nowo – to są Andy przefiltrowane przez moje doświadczenia, widziane subiektywnie. I refleksjami z tych obserwacji dzielę się z Kolumbem. Bo on tam nie był, bo nie ma czasu, bo jest zajęty w Hiszpanii. No i tak po ludzku, wcale nie miał obowiązku tam być. Ale przecież opowiadając jemu o dawnych kulturach Ameryki Południowej, opowiadam także polskiemu czytelnikowi.

Co chce Pan powiedzieć rodakom w książce opiewającej Andy?
Arkady Fiedler: To prosty przekaz – że jesteśmy ciągle europocentryczni, zapatrzeni we własny nos i często nie pamiętamy, nie myślimy, że przed naszą cywilizacją żyły kultury i cywilizacje, które osiągały wysoki poziom rozwoju. Cywilizacje, od których pewnie niejednego moglibyśmy się nauczyć, a jednocześnie – i to jest niezwykle ważne – było to bardzo dawno temu. Co typowe dla ludzi z kręgu kultury śródziemnomorskiej – panuje tu generalne przeświadczenie, że zanim nastała Persja, Egipt, Grecja czy Rzym, człowiek o tępym wyrazie twarzy biegał z maczugą po lasach na całym świecie. Tymczasem na przykład w Ameryce żyli ludzie wrażliwi, piękni, wyczuleni na sztukę, na jej tworzenie, rozwijali naukę, medycynę, rolnictwo, rzemiosło. Po prostu budowali wspaniałe cywilizacje.

Dość surowo ocenia Pan edukację rozpowszechnianą w Europie.
Arkady Fiedler: Bo jestem zafascynowany indiańskimi kulturami, które kwitły w czasach, kiedy Europa dopiero powoli się rozkręcała. W Ameryce kultury Indian, bo przecież niejedna, od tysięcy lat błyszczały, upadały i powstawały następne. Aż do czasów Inków, których rozwój brutalnie przerwała konkwista. Wszystkie one wyrastały i swój rozkwit zawdzięczały Andom. Były to kultury rolnicze na tak wyśrubowanym poziomie, że ich twórcy mieli potem czas na rozwój kultury, gromadzenie nadwyżek żywnościowych, unowocześnianie transportu i komunikacji, które wymuszała obecność Andów, a nadbrzeżne pustynie z kolei zainspirowały Indian do wynalezienia irygacji. Podziwiam ich niezwykłą zdolność organizacyjną do przeciwstawiania się naturze i zarazem do współpracy z nią.

Te stare przedinkaskie kultury nie funkcjonowały w świadomości Europejczyków. Jakby Inkowie wyrośli nagle wprost z dżungli.
Arkady Fiedler: O Inkach słyszeli chyba wszyscy, ale też im wszystkim wydaje się, że przed nimi była ciemność, kosmiczna dziura. A przecież Inkowie byli logicznym następstwem wcześniejszych cywilizacji – od kogo nauczyli się irygacji, zamiany górskich terenów na rolnicze, tworzenia tarasów, magazynów rolniczych, rozwoju rolnictwa, sztuki, architektury? To był proces trwający setki, co ja mówię, tysiące lat.

Tych cywilizacji jest wiele, ale Pana najbardziej urzekła kultura Mochica oraz królestwo Chimu.

Arkady Fiedler: O Mochikach dowiedziałem się z lektury podróżniczej. To ojciec nauczył mnie, że przygotowywanie wyprawy zaczyna się od głębokich studiów, co najmniej rok przed terminem wyjazdu. Bo jak się jedzie w ciemno, można wiele przegapić. Zanim więc wybrałem się do Ameryki, dużo czytałem o starych kulturach – głównie literatury angielskojęzycznej, bo Anglicy od lat mają doskonałą literaturę podróżniczą. Ale co innego poczytać o Mochikach, a co innego zobaczyć, dotknąć te kanały, akwedukty. Choć Mochikowie nie znali pisma, stworzyli przepiękne naczynia z gliny, na których uwiecznili sceny z życia. Proszę mi wierzyć, że nieomal oczy mi wychodziły z orbit, jak zobaczyłem, co oni tworzyli i jak wiele o nich można się dowiedzieć. A już sfera erotyczna jest wyjątkowa – to jedyna indiańska kultura, gdzie tak śmiało mówiło się o erotyzmie, bez najmniejszego skrępowania – mieli równie wybujałą wyobraźnię jak starożytni Grecy. Z kolei Chimu to wspaniałe wyroby ze złota, srebra, kamieni, nawet nie umiem wyrazić, jak mocno ich cywilizacja działa na moją wyobraźnię. Ale może to po prostu trzeba lubić.

Ale wszystkie one, choćby nie wiadomo, jak mądre, piękne i rozwinięte – przepadły. Próbuje Pan odpowiedzieć na pytanie, dlaczego?

Arkady Fiedler: Trudno nazwać moje myśli odpowiedzią, przecież ludzkość próbuje sobie to wyjaśnić od tysiącleci. Ale myślę, że po prostu trzeba przyjąć do wiadomości taki porządek świata. Każda cywilizacja jest jak kwiat – ukorzenia się, kiełkuje, pączkuje, wypuszcza płatki, które rozwijają się, a potem ten kwiat się męczy, obumiera, choć byśmy nie wiem jak dbali o niego. A cywilizacje osiągają apogeum i wydaje się, że są tak doskonale zorganizowane, że powinny trwać bez przerwy, a nagle coś je niszczy od środka niczym robak rozkładający wnętrze owocu . Czasem trwają nawet po trzy tysiące lat – jak egipska – zanim się zmęczą i wtedy z reguły napływają nowe, głodne, silne i agresywne plemiona, które podporządkowują sobie bez trudu rozleniwioną, sytą i przez to bezbronną cywilizację.

Warto więc może jakąś lekcję wyciągnąć z takiej naprzemiennej urody świata.

Arkady Fiedler: No cóż, skoro już tkwimy w jakiejś cywilizacji, nauczmy się czerpać z niej radość, bądźmy optymistami. Dostrzegajmy więcej pozytywnych zjawisk, bierzmy każdy dzień w ręce tak jak potrafiły to robić dawne kultury Mochicos czy Chimu, które osiągały wspaniały rozwój. Bo to przecież nie były ponure cywilizacje zabójców czy mutantów, owszem na początku były wojownicze i agresywne, ale potrafiły tworzyć i cenić piękno. Potrafili się cieszyć życiem.

Gdy tak Pana słucham, nie mam wątpliwości, że Ameryka Południowa mocno się usadowiła w Pana głowie i sercu.
Arkady Fiedler: Bo dla mnie to kontynent magiczny. Jak człowiek raz złapie Amerykę, ona wejdzie w jego krew, w serce, w rozum. U nas to było rodzinne – ojca Ameryka złapała już przed wojną, a potem dopadła nas – jego synów.

Umie Pan nazwać, na czym polega ten czar Ameryki Południowej?
Arkady Fiedler: Tam po prostu żyje inny gatunek ludzi, a ta inność polega m.in. na ich naturalności. Indianie na przykład mają naturalną żarliwość religijną – kiedyś zwracali się ku swoim bóstwom, ale odkąd stali się katolikami, są równie spontaniczni, wylewni i żarliwi w kościołach – ich wiara jest bardzo autentyczna, przekonująca, a ich modlitwa nie jest udawana, trudno ją nazwać dewocyjną – jest naturalna i budzi szacunek. Kiedyś byłem na niedzielnej mszy świętej w La Paz w Boliwii. Kościół był pełen Indian. Kiedy nadszedł moment przekazywania sobie znaku pokoju, wydarzyło się coś pięknego – nagle jakaś Indianka, już starsza dama rzuciła się na mnie, uściskała, no to ja też ją objąłem, a inni zachowywali się tak samo. To było takie wylewne i sympatyczne. Ameryka uwodzi właśnie tą wielką naturalną otwartością, brakiem wstydu w okazywaniu uczuć i pod tym względem jest absolutnie inna.

To biała cywilizacja nauczyła ludzi powściągliwości?

Arkady Fiedler: Trzeba pamiętać, że od czasu konkwisty powstała nowa rasa ludzka w Ameryce Południowej – Metysi. Czystej krwi Indianie stanowią już mniejszość – ale wpływu cywilizacji białej, choć jest on widoczny, nie przeceniałbym. Miejscowi ludzie są bardzo otwarci, ma na to wpływ klimat i samo położenie – ono oddziaływuje na nich: albo ich tłamsi, albo otwiera. Ameryka Południowa jako miejsce działa otwierająco, pobudzająco. Nasz polski czy szerzej europejski klimat jest chłodniejszy, musimy się zamykać, montować podwójne okna, stawiać mury. Tam przyroda jest bardziej wybujała, jest bliżej człowieka, który ma ją dosłownie pod ręką. Szkoda, że współczesny człowiek zapomina, iż przyroda ma na niego dominujący wpływ – jej bliskość, dotykalna obecność go zmienia. To nie przypadek, że za miastami odkrywamy inny świat, bardziej naturalny. A w Ameryce Południowej innych ludzi.

Arkady Fiedler o sobie:
Urodzony 23 marca 1945. Z wykształcenia geograf i belfer, z zamiłowania podróżnik i muzeolog, współtwórca i współwłaściciel rodzinnego Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera i Ogrodu Kultur i Tolerancji w Puszczykowie pod Poznaniem. Ukończyłem studia nauczycielskie (geografia z wychowaniem fizycznym) w Poznaniu.
Od trzech kadencji jestem posłem na Sejm RP. Sześciokrotnie podróżowałem w towarzystwie mego Ojca podróżnika i pisarza, Arkadego Fiedlera, do Azji, Afryki i obu Ameryk. Przywieźliśmy stamtąd wiele cennych pamiątek i trofeów do naszego Muzeum.
Po śmierci Ojca w 1985 roku organizowałem samotne wyprawy, m.in. do Peru śladami starych kultur andyjskich; do Ekwadoru, by spotkać się z fenomenem długowiecznych ludzi, żyjących na południu kraju; czy do Meksyku na spotkanie ze współczesnymi Majami, zamieszkującymi stan Chiapas, graniczący z Gwatemalą. Zawzięcie mocowałem się i mocuję ze słowem pisanym, pisząc książki „Barwny świat Arkadego Fiedlera”, „Wabiła nas Afryka Zachodnia”, „Najpiękniejszy ogród świata”, „Gloria Andów”, „Majowie. Reaktywacja”.
Jestem też współautorem trzech książek wydanych przez National Geographic: „Między niebem a piekłem”, „Wyprawy na koniec świata” i „Świat na talerzu”.
Obecnie piszę książkę o rajskim ustroniu w południowym Ekwadorze, będącym matecznikiem wielu długowiecznych ludzi, dożywających tu w zdrowiu i szczęściu wieku grubo ponad 100 lat.
Źródło: www.fiedler.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski