Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie na pograniczu okiem pastora ze Skalmierzyc

Marek Weiss
Czym żyli mieszkańcy Nowych Skalmierzyc 100 lat temu? Jak w małej, nadgranicznej osadzie wyglądało życie społeczne w niezwykle burzliwym okresie schyłku wojny i pierwszych miesięcy niepodległej Polski? Jak przyjmowano echa światowych wydarzeń, które zburzyły XIX-wieczny porządek w Europie?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań przynosi kronika parafii ewangelickiej w Nowych Skalmierzycach. Zawiera ona wspomnienia niemieckiego pastora Friedricha Rutza i z tego względu różni się od innych, dotychczasowych opracowań uwzględniających polski punkt widzenia.

Friedrich Rutz urodził się w 1869 roku w Łętowie na Pomorzu, w rodzinie nauczyciela wyznania ewangelickiego. Po zdaniu matury podjął w Berlinie studia teologiczne. Kilka kolejnych lat spędził jako nauczyciel prywatny w majątkach na Pomorzu i Wielkopolsce. W 1890 roku zawarł związek małżeński z pianistką Metą Krossin. Był pastorem kolejno w Bydgoszczy, Obornikach, Tarnowie Podgórnym i Odolanowie. W 1916 roku przenosi się do pogranicznych Nowych Skalmierzyc, gdzie obejmuje parafię składającą się głównie z urzędników celnych i kolejarzy. Wtedy też rozpoczął pisanie swojej kroniki. Oprócz spraw parafialnych przedstawia ona blaski i cienie życia na krańcach imperium.

Już na początku pastor opisuje swoje wizyty w sąsiednim Kaliszu, gdzie jeszcze nie usunięto zniszczeń po wydarzeniach z sierpnia 1914 roku.

- Całe centrum miasta jest jednym spustoszonym polem gruzów, gołe mury poczerniałe od dymu sterczą ku niebu. Tu i ówdzie wisi jeszcze jakaś poręcz schodów lub piec przy murze. Miasto jest nieprzyjazne i niezbyt czyste. Wspaniałym przeciwieństwem brudnych ulic, gdzie przy pogodzie deszczowej spaceruje się po kostki w błocie są rosyjskie monumentalne budowle - pisze w czerwcu 1916 roku.

Autor podaje długie listy poległych na froncie parafian. Podkreśla, że wszędzie widać krążące kobiety w czarnych woalkach. Niektóre nie pozwalają aby je pocieszyć, odwracając się od Boga i kościoła. Przedmiotem jego szczególnej troski jest zauważalny upadek obyczajów.

- Gdyby znane nam były tylko przypadki, że owdowiała kobieta zadaje się z kimś innym, nie potrzeba by specjalnie narzekać. Jednak jest rzeczą straszną, gdy na 26 chrztów w tym roku, przy 4 chodziło o dzieci pozamałżeńskie. Wprawdzie dwa z nich nie były stąd, ale kto widzi tutaj wieczorami, jak żołnierze urzędują z dziewczętami ten zdaje sobie sprawę, jakie demoralizujące skutki ma ta wojna dla zaplecza. Szczególnie zasmucający był przypadek związany z wdową mającą już dorosłego syna, która nazwała jednego z najbogatszych Żydów w Ostrowie uwodzicielem i pozwała go o alimenty - relacjonuje pastor.

Ogromne problemy z żywnością sprawiły, że wielkim wydarzeniem było przydzielenie przez burmistrza mieszkańcom Skalmierzyc znacznej ilości rosyjskich gęsi. Pastor postarał się o 12 sztuk. Ponieważ jednak można je było karmić tylko burakami, zamiast ziarnem, mało, że nie przybierały na wadze, to wręcz chudły w oczach. Czym prędzej więc trafiły do garnka. Na kłopoty żywnościowe nałożył się brak opału. W marcu 1917 roku panowały jeszcze 26-stopniowe mrozy, toteż w zimnym kościele nie sposób było wytrzymać i wierni musieli tłoczyć się w zakrystii. Tej zimy kury zamarzały w kurnikach, a dzieci ze szkoły w Ociążu musiano przenieść do Skalmierzyc. Tamtejsza nauczycielka cały zapas węgla szkolnego zużyła bowiem na własne potrzeby, więc dalsze nauczanie okazało się tam niemożliwe.

W sierpniu 1917 roku pastor z ulgą donosi o śmierci swej teściowej. - Do pozostałych cierpień wojennych, które ciążyły nad naszym domem dodała jeszcze dodatkowy krzyż w postaci bardzo ciężkiej opieki nad sobą, w której nikt nie chciał wytrwać, a jej śmierć była wybawieniem dla niej i całego otoczenia - pisze Rutz, narzekając kilka stron dalej, że nie skutkują żadne duchowe upomnienia i godni potępienia są ci mężczyźni bez sumienia, którzy zadają się z mniej lub bardziej ,,doświadczonymi'' dziewczętami.

Pod koniec 1918 roku pastor wspomina o przerażających nastrojach, jakie zapanowały gdy jasne stało się, że Niemcy przegrali wojnę, bo Bóg zapragnął cały swój naród strącić w otchłań. Pisze o intrygach, jakie zaczęli knuć Polacy w Ostrowie, a później w Poznaniu, w których chodziło o zdradę państwa. Gdy w noworoczny poranek 1919 roku pastor usłyszał dochodzące zewsząd strzały stało się jasne, że obudził się w Polsce. - Staliśmy się Polakami i utraciliśmy nasz honor narodowy - komentuje to, co stało się na jego oczach.

Kronika odnaleziona przez polską tajną policję stała się przyczyną aresztowania Rutza pod zarzutem próby zdrady kraju. Gdy został oczyszczony, na wszelki wypadek ukrył ją. Odnalazła się dopiero po latach w zbiorach jego najmłodszej córki Johanny Muller - Rutz.

Po likwidacji parafii skalmierzyckiej pastor obejmuje parafię w Ostrowie, którą kieruje w latach 1920-34. Potem do 1940 roku sprawuje posługę duszpasterską w domu opieki dla ciężko upośledzonych w Kijaszkowie koło Wyrzyska. Po przejściu na emeryturę przenosi się do Leszna, gdzie pastorem jest jego syn Martin. 20 stycznia 1945 roku uciekając przed wojskami sowieckimi wraz z rodziną kieruje się na południe Niemiec, do Wirtembergii. W roku 1948 przeprowadza się do syna, do Sprendlingen w Hesji. Tam umera 13 października 1950 roku.

Kronika pastora ze Skalmierzyc została wydana przez Bibliotekę Publiczną im. Stefana Rowińskiego w Ostrowie Wielkopolskim.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski