Tymczasem koncepcja jeszcze nie okrzepła i jej jedynym namacalnym efektem jest wizyta w Poznaniu szefa BSI (organizatora cyklu GP), a już spotkała się z głosami krytyki i to z najmniej oczekiwanej strony. – Jestem za tym, żeby zrobić u nas Grand Prix, ale nie w tym roku i nie na Lechu. Byłem jednym z tych, którzy w kwietniu opuszczali zawiedzeni Stadion Narodowy w Warszawie i nie chciałbym tego samego przeżywać u siebie. Boję się, że Grand Prix na Lechu może zaszkodzić żużlowi w Poznaniu. Jeśli się nie uda, miasto i sponsorzy się odwrócą – mówił dla „Przeglądu Sportowego” prezes PSŻ Poznań, Arkadiusz Ładziński.
Po pierwsze to nie widzę lepszego obiektu na tego typu imprezę niż stadion przy Bułgarskiej, no chyba, że ktoś zakłada frekwencję na poziomie tysiąca osób, to może wtedy rozważać Golęcin, Posnanię i „ogródek” Warty. Po drugie jeśli nie teraz GP w Poznaniu, to kiedy? Za pięć lat, kiedy BSI znajdzie sobie przystań w innym mieście. Po trzecie to wpadka w Warszawie nie była dowodem na nietrafność decyzji o wyborze miejsca rozgrywania zawodów (na Narodowym był komplet widzów), tylko przykładem nieudolności organizatorów. Byłaby więc idealna okazja, by pokazać, że Poznań może być lepszy od stolicy. Po czwarte wreszcie prezes Ładziński zachował się jak pies ogrodnika, bo sam z trudem odbudowuje żużel na Golęcinie, a martwi się już o to, czy inni nie przejmą mu sponsorów i nie odbiorą tym samym monopolu na żużlowe inicjatywy w mieście. Monopol już jednak kiedyś mieliśmy w naszym kraju i każdy wie jak to się skończyło...
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?