Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawodowo kradli luksusowe samochody - na "wykupkę"

Barbara Sadłowska
W pierwszym procesie, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu członkowie gangu trudniącego się kradzieżą luksusowych aut usłyszeli wyjątkowo wysokie wyroki
W pierwszym procesie, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu członkowie gangu trudniącego się kradzieżą luksusowych aut usłyszeli wyjątkowo wysokie wyroki Sławomir Seidler
W lipcu 2013 roku poznański Sąd Okręgowy ogłosił wyrok w procesie oskarżonych o kradzieże samochodów na terenie całego kraju. Domniemanego szefa zorganizowanej grupy przestępczej, Grzegorza G. skazał na 13 lat więzienia.

Jego wspólnikom sąd wymierzył kary od 7 do 10 lat. Paser, sprzedający części kradzionego samochodu, dostał wyrok w zawieszeniu. Wszyscy skazani zaskarżyli wyrok, domagając się uniewinnienia albo kolejnego procesu. W czwartek, przed poznańskim Sądem Apelacyjnym odbyła się rozprawa odwoławcza.

Doprowadzono na nią Grzegorza G.. Na ławie oskarżonych towarzyszył mu Artur N. - skazany na 7 lat i 3 miesiące, który opuścił już celę.

Sąd rozpoznawał apelacje pięciu mężczyzn - szóstego na razie wyłączył stan zdrowia.

Prokurator zarzucił członkom grupy, że przestępczy proceder był dla nich stałym źródłem dochodu. Co prawda, przez niewiele ponad rok, na przełomie lat 2007 - 2008. Ale w tym czasie ukradli samochody za przeszło 6 milionów złotych. Tylko jedno bmw x5 zostało wycenione na 220 tysięcy. Zabierali je z komisów samochodowych, parkingów i prywatnych posesji. Domagali się okupu - albo sprzedawali dalej. Także na części.

Włamywali się na teren komisów samochodowych i tylko w jednym z nich, w Poznaniu, musieli zagrozić stróżowi śmiercią, żeby zamknął się w budce i nie utrudniał... Odjeżdżali skradzionymi pojazdami i potem telefonicznie negocjowali warunki ich zwrotu.
Akt oskarżenia wpłynął do poznańskiego sądu w 2009 roku.

Proces nie był łatwy
Sąd pierwszej instancji musiał się uporać z mnogością zarzutów i upływem czasu. Oskarżeni ani przez moment nie zamierzali się do niczego przyznawać, a nawet utrudniali przebieg procesu. Grzegorz G., zasłaniając się częściową amnezją, która miała być skutkiem urazu głowy, twierdził, że nie pamięta nawet, o co jest oskarżony. Zapewniali o swojej niewinności, ale... jednocześnie kwestionowali wartość kradzionych pojazdów. Ich zdaniem, terenowe „beemki” i toyoty czy audi, były warte znacznie mniej, tylko właściciele specjalnie zawyżali kwoty.
Chociaż przestępcy pochodzili głównie z Gdańska, upatrzyli sobie komisy samochodowe w Wielkopolsce. Najczęściej odwiedzali Poznań i Gniezno. Poza tym, byli w Krakowie i w Wejherowie; w Rawie Mazowieckiej i w Zielonej Górze. Kradli w dużych miastach i w "głębokim terenie". W zależności od tego, czy było ich dwóch czy trzech, żądali 30 bądź 40 tysięcy złotych „wykupki”. W tym 10 tysięcy - dla „negocjatora” i jego pomocników. Większość właścicieli, ponieważ auta w komisach rzadko są ubezpieczone, godziła się na takie warunki - do czego jednak nie chcieli się przyznać sądowi... Szwagierka właściciela komisu z Gniezna i jej brat, którzy pojechali po odzyskane za 30 tysięcy złotych bmw X5, upierali się, że nic nie wiedzieli o okupie. Chociaż, jak ustalono, jechali w nieznanym kierunku instruowani jedynie przez telefon, a na końcu czekał na nich skradziony samochód...

Świadków w procesie było przeszło 200. Sami oskarżeni, chociaż nie przyznali się do winy oraz odmówili składania wyjaśnień, lubili ich denerwować drobiazgowymi pytaniami, dopingując komentarzem: „Niech się pan świadek spręży”.

Samochody na topie - nawet w kawałkach
Kiedyś każdy samochód sam w sobie - nawet taksówka - był pożądanym łupem. Od kilkunastu lat można zaobserwować pewną specjalizację. Przestępcy kradną przede wszystkim drogie samochody. Nieraz dokładnie określonych marek - na zamówienie klienta. Pozostali trudnią się "drobnicą". Kradną kołpaki, lusterka, tablice rejestracyjne oraz katalizatory. Te ostatnie - do odsprzedaży albo na złom. To pożądany, bo anonimowy towar - pozbawiony numerów czy oznaczeń. Mimo tego, i oni zostają przyłapani - na przykład, podczas sprzedaży na poznańskiej giełdzie. Niekiedy jedno skradzione lusterko doprowadza funkcjonariuszy do magazynu, w którym pół tysiąca innych czeka na klientów.

Sąd ogłosi wyrok za tydzień
Obrońcy oskarżonych w swoich apelacjach kwestionowali dowody, a raczej ich brak. Grzegorz G., któremu prokurator zarzucił także darmowe tankowanie na kradzionych tablicach, twierdził, że obraz z monitoringu stacji był niewyraźny. Poza tym świadkowie go nie rozpoznali, a jego obecności na miejscu przestępstwa nie potwierdzono badaniami DNA, linii papilarnych czy śladów zapachowych. Jak stwierdził jego obrońca, argumenty sądu pierwszej instancji, to : "niedopuszczalne domniemania".
Niemal wszyscy oskarżeni mieli zastrzeżenia do dowodów związanych z łącznością: aktywnością telefonów i logowaniem ich na masztach. Mimo późnej już pory Sąd Apelacyjny wysłuchał argumentów stron, ale wyrok ogłosi w przyszłym tygodniu, 16 września.

Międzynarodowy skandal za sprawą złodziei aut

W czerwcu poznański Sąd Rejonowy Grunwald Jeżyce skazał Tomasza S. na 5,5 roku więzienia, szefa gangu złodziei samochodowych, który trzy lata temu ukradł kilka mercedesów na terenie Niemiec. W jednym z nich znajdowało się 12 trumien z ciałami. Złodzieje nie wiedzieli o makabrycznym ładunku, który zainteresował sprawą także zagraniczne media. W ocenie sądu, to Tomasz S. podał wspólnikom czas, miejsce i sposób kradzieży oraz dostarczył specjalnie dopasowane klucze elektroniczne. Wcześniej jego wspólnicy zostali prawomocnie skazani. Jeden z nich dobrowolnie poddał się karze. Pozostałym trzem poznański sąd wymierzył kary od 2 do 4 lat więzienia.

Jesienią 2012 roku w Hoppeganten po Berlinem zabrali samochód, który miał przewieźć 12 trumien z ciałami do krematorium w Miśni. Prawdopodobnie o tym nie wiedzieli. Dla nich ważna była marka samochodu - nie ładunek. Kiedy zorientowali się, co przywieźli do Wielkopolski, pozostawili trumny w lesie pod Koninem. Nie doszło do profanacji zwłok.

Nieuchwytny był natomiast Tomasz S. , który miał kierować grupą. Był ścigany międzynarodowym listem gończym. Został zatrzymany w Szwecji dopiero latem 2014 roku.

Sędzia Magdalena Adamiec w uzasadnieniu wyroku powiedziała, że surowość kary uzasadnia wcześniejsza karalność Tomasza S. oraz międzynarodowy wydźwięk tej kradzieży, utrwalający stereotyp Polaka - złodzieja, który dla zysku ukradnie nawet zwłoki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski