Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zamach" na sądy czy kopertowe wybory. Święto Konstytucji 3 maja w cieniu... łamania konstytucji przez polityków PiS?

Przeciwko łamaniu konstytucji protestowały dziesiątki tysięcy Polaków w całym kraju, w tym także w Poznaniu
Przeciwko łamaniu konstytucji protestowały dziesiątki tysięcy Polaków w całym kraju, w tym także w Poznaniu Lukasz Gdak
W ostatnich latach o konstytucji w Polsce było szczególnie głośno. Jednak nie ze względu na jej wartość historyczną i fakt, że 3 maja obchodzimy Święto Konstytucji, a przede wszystkim z powodu zarzutów dotyczących jej łamania przez polityków PiS. Od 2015 roku, gdy Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło reformę sądownictwa, opozycja oraz wielu prawników nieustannie zwraca uwagę na kolejne przypadki naruszania konstytucji przez rządzącą partię. Ostatnio przy okazji organizacji korespondencyjnych wyborów prezydenckich.

25 października 2015 roku – tego dnia Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne przejmując władzę po Platformie Obywatelskiej i zdobywając wystarczającą liczbę głosów, by rządzić samodzielnie. Oprócz tego od kilku miesięcy prezydentem był już Andrzej Duda, również z PiS. Na pierwsze kontrowersyjne posunięcia nowej władzy nie trzeba było długo czekać, choć, jak przekonywali posłowie PiS, miały one służyć „uzdrowieniu” polskiego sądownictwa.

Czytaj też: Wojna o sądy trwa: Chaos, bałagan, masowo uchylane wyroki i przeciągane procesy? Cierpią na tym zwykli obywatele

Ułaskawiony, choć nie był prawomocnie skazany
Już 16 listopada, w dniu zaprzysiężenia rządu Beaty Szydło, Andrzej Duda podjął decyzję o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego. To były szef CBA, który przynależy do PiS, a kilka miesięcy wcześniej został skazany na karę trzech lat więzienia i zakaz zajmowania stanowisk publicznych. W ocenie sądu, jako szef CBA, przekroczył uprawnienia i pozwolił na nielegalne działania operacyjne CBA w trakcie afery gruntowej.

Chociaż wyrok był nieprawomocny, to prezydent ułaskawił Kamińskiego, który został koordynatorem służb specjalnych w rządzie Szydło. Tuż po jego ułaskawieniu pojawiły się głosy krytyki ze strony opozycji oraz prawników, którzy podkreślali, że prezydent ułaskawił Mariusza Kamińskiego wbrew konstytucji. Argumentowano to faktem, że chociaż prezydent ma prawo łaski, to dotyczy ono osób skazanych prawomocnie. Takie stanowisko zajął również Sąd Najwyższy w maju 2017 roku. – Akt łaski został wydany z przekroczeniem normy kompetencyjnej, nie mieści się w normie konstytucyjnej – uzasadniał decyzję Sądu Najwyższego sędzia Jarosław Matras.

„Przejęcie” Trybunału Konstytucyjnego
Ułaskawienie Mariusza Kamińskiego było dopiero początkiem kontrowersji oraz działań, które miały być przeprowadzone niezgodnie z konstytucją. Niedługo później politycy PiS zaczęli ingerować w wymiar sprawiedliwości i wybór sędziów do Trybunału Konstytucyjnego.

Jeszcze 8 października, podczas ostatniego posiedzenia Sejmu VII kadencji (za rządów PO i PSL), wybrano pięciu sędziów, którzy mieli rozpocząć swoją kadencję w Trybunale Konstytucyjnym od listopada (trzech) i grudnia (dwóch). Posłowie PO argumentowali, że miało to zapobiec sytuacji, w której kolejny Sejm (VIII kadencji) mógłby nie zdążyć z wyborem nowych sędziów.

Jednak po wyborach, nowy Sejm (VIII kadencji), w którym większość miało PiS, zwrócił się do prezydenta o nieprzyjmowanie przyrzeczenia od sędziów wybranych kilka tygodni wcześniej. Jednocześnie, na początku grudnia 2015 roku PiS przegłosowało wybór pięciu innych sędziów do TK. Andrzej Rzepliński, ówczesny prezes Trybunału Konstytucyjnego, dopuścił dwoje z nich do orzekania w styczniu 2016 roku. Byli to Piotr Pszczółkowski oraz związana z Poznaniem Julia Przyłębska. Pozostałych troje sędziów TK wybranych przez PiS zaczęto określać mianem dublerów.

– To doprowadziło do zachwiania konstytucyjnej konstrukcji Trybunału Konstytucyjnego oraz zapoczątkowało proces stopniowego wydrążania go z niezbędnych sądowi konstytucyjnemu atrybutów – nie ma wątpliwości prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu.

Niewłaściwy wybór prezesa TK?
Wybór sędziów-dublerów do Trybunału Konstytucyjnego był dopiero początkiem. – W dalszej kolejności mieliśmy odmowę publikacji orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, co zaowocowało trwałym naruszeniem konstytucji przez zaniechanie wykonania obowiązku – mówi prof. Gutowski.

W grudniu 2016 roku upłynęła kadencja Andrzeja Rzeplińskiego, jako prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy też prezydent Andrzej Duda powierzył pełnienie obowiązków prezesa wybranej przez PiS sędzi Julii Przyłębskiej. Jedną z jej pierwszych decyzji było dopuszczenie do orzekania trzech wybranych przez PiS sędziów-dublerów.

Ponadto, 20 grudnia Julia Przylębska zwołała Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału, w którym wzięło w nim udział 14 sędziów TK. Ośmioro odmówiło głosowania nad kandydatami na prezesa TK argumentując, że szybkie zwołanie Zgromadzenia Ogólnego uniemożliwiło uczestnictwo w nim sędziemu, który wtedy przebywał jeszcze na urlopie, lecz mógłby uczestniczyć w posiedzeniu następnego dnia. Pojawiały się też argumenty o tym, że prawo wymaga udziału wszystkich 15 sędziów.

Mimo tego Julia Przyłębska odmówiła przesunięcia terminu Zgromadzenia Ogólnego, zaś sędziowie TK rekomendowani przez PiS wyłonili kandydatów na prezesa TK. Dzień później, 21 grudnia, Andrzej Duda powołał Przyłębską na stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego, którym jest do dziś.

– To niezgodny z regułami wybór prezesa TK przez nieprawidłowo zwołane Zgromadzenie Ogólne sędziów TK, w którym pozbawiono możliwości uczestniczenia jednego z sędziów oraz zapomniano o podjęciu wymaganej uchwały – komentuje prof. Maciej Gutowski.

Ponadto dodaje: – Trybunał Konstytucyjny niestety zawsze był sądem uwikłanym w politykę, co było niedobre, choć po części wynika z jego funkcji. Ale jeśli związki z polityką są zbyt bliskie, to TK traci funkcję sądu konstytucyjnego, ponieważ kluczowym atrybutem takiego sądu jest niezależność. W efekcie dziś chyba nikt nie liczy na twarde i przeciwne większości parlamentarnej rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego w politycznie istotnych kwestiach.

Prokuratura w rękach polityka
Jeszcze w 2016 roku posłowie PiS uchwalili ustawę, która połączyła funkcje Ministra Sprawiedliwości z Prokuratorem Generalnym argumentując to możliwością lepszej kontroli działań prokuratury. W praktyce oznaczało to, że Minister Sprawiedliwości uzyskiwał nadzór nad całą prokuraturą.

– Wprawdzie nie można mówić, że jest to wprost niezgodne z konstytucją, ale już doprowadzenie do politycznej podległości prokuratury powoduje, że wymiar sprawiedliwości traci swój konstytucyjny balans i gubi konstytucyjne gwarancje sprawiedliwości. Najbardziej plastycznym przykładem jest sytuacja prokurator Ewy Wrzosek, która wszczęła postępowanie dotyczące sprowadzenia zagrożenia epidemicznego przy organizacji wyborów. Zostało ono w ciągu trzech godzin umorzone przez jej przełożonego, a następnie wszczęto wobec niej postępowanie dyscyplinarne za to, że śmiała badać czy przeprowadzenie wyborów prezydenckich w czasach pandemii stwarza zagrożenie dla Polaków – argumentuje prof. Gutowski.

I dodaje: – Moim zdaniem zbyt głębokie podporządkowanie prokuratury powoduje naruszenie konstytucyjnych gwarancji rzetelnego procesu, prawa do obrony i zagrożenie dla wolności i godności człowieka.

Krajowa Rada Sądownictwa obsadzona przez polityków PiS
Kolejne miesiące przyniosły następne reformy PiS związane z wymiarem sprawiedliwości. Na początku 2018 roku, na mocy uchwalonej przez PiS ustawy (jeszcze w 2017 roku), wygaszona została kadencja członków Krajowej Rady Sądownictwa. Uzasadniano to rzekomo nieprawidłowym sposobem wyboru 15 sędziów KRS, mimo że konstytucja jednoznacznie wskazuje, jak długo powinna trwać kadencja członków KRS.

Czytaj też: Sędziowie z Wielkopolski poparli kandydatów do nowej KRS. "Nie chcę ich piętnować, ale jest niesmak. Nie jestem jednak zaskoczona"

Posłowie PiS ostatecznie przegłosowali wybór nowych członków Krajowej Rady Sądownictwa, z których wielu było mniej lub bardziej związanych z obozem władzy. Cała sytuacja była krytykowana nie tylko przez prawników w Polsce, ale także przez Komisję Wenecką, która uznała, że niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości została osłabiona.

– To była skrócona niekonstytucyjnie kadencja członków KRS. To był też pierwszy przypadek, kiedy wbrew wyraźnemu przepisowi konstytucji skrócono kadencję konstytucyjnego organu – komentuje prof. Maciej Gutowski.

Ponadto dodaje: – Sędziowski trzon KRS wybrany przez Sejm jest jak samorząd uczniowski wybrany przez nauczycieli. To skażenie konstytucyjnego organu, zainfekowało wirusem niekonstytucyjności i niezgodności z prawem unijnym całe sądownictwo.

„Czystka” w sądach powszechnych
Równocześnie z ustawą o KRS, w połowie 2017 roku, posłowie PiS uchwalili ustawę o sądach powszechnych, która zakładała, że minister sprawiedliwości może wymienić prezesów czy wiceprezesów sądów. Zbigniew Ziobro szybko zaczął korzystać z tej możliwości. W sądach w całej Polsce, w tym także w Poznaniu, zaczęto masowo wymieniać prezesów sądów na takich, którzy uchodzili za przychylnych obecnej władzy. I tak np. w kolejnych miesiącach sędzia Marek Szyszko został wiceprezesem Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto, sędzia Wojciech Wieczorkowski został prezesem Sądu Rejonowego Poznań Nowe Miasto Wilda, a sędzia Danuta Felińska-Żukowska została prezesem Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto.

Jednak to właśnie w 2017 roku, przy okazji prac nad ustawami o KRS, sądach powszechnych i Sądzie Najwyższym, na ulice polskich miast wyszły dziesiątki tysięcy Polaków, którzy protestowali przeciwko zmianom w sądownictwie oraz uzależnienia sędziów od polityków. W wielu miastach, w tym w Poznaniu, organizowane były Łańcuchy Światła w obronie sędziów. Chociaż Polacy, w tym Wielkopolanie, domagali się zaprzestania prac nad nowymi ustawami, PiS ostatecznie i tak je przegłosowało.

Zobacz też: Sędzia Monika Frąckowiak: Niezależność sądów jest poważnie zachwiana. Dziś już wstyd nie mieć dyscyplinarki

– Kolejnym etapem było wyłanianie nowych sędziów przez KRS. To był skażony proces, co później stwierdził później Trybunał Sprawiedliwości UE, kwestionując ich status. A to z kolei doprowadziło do uchwalenia tzw. ustawy kagańcowej – mówi prof. Gutowski.

Wspomniana ustawa kagańcowa, która została uchwalona na początku 2020 roku, wprowadza odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów za sprawdzanie czy dany sędzia został prawidłowo wybrany przez nową KRS i rzeczywiście jest niezawisły.

Co dalej z Sądem Najwyższym?
Ostatnią instytucją, która najdłużej opierała się wpływom polityków był Sąd Najwyższy. Początkowo posłowie PiS próbowali wprowadzić kontrowersyjne zmiany także do tej instytucji uchwalając ustawę, która zakładała m.in. wygaszenie kadencji Małgorzaty Gersdorf, pierwszej prezes Sądu Najwyższego.

– Nie ma możliwości skrócenia kadencji pierwszej prezes Sądu Najwyższego. Czegoś takiego nie można zrobić – mówi prof. Gutowski.

Ostatecznie po wielu protestach ze strony Polaków oraz kolejnych Łańcuchach Światła, PiS pod koniec 2018 roku uchwaliło nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, w której wycofało się z najbardziej kontrowersyjnych zapisów, w tym dotyczących skrócenia kadencji pierwszej prezes. Ta jednak i tak właśnie dobiegła końca. 30 kwietnia 6-letnia kadencja Małgorzaty Gersdorf się zakończyła, zaś od 1 maja, do czasu wyboru nowego pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, jego obowiązki ma pełnić wskazany przez Andrzeja Dudę sędzia Kamil Zaradkiewicz.

Unia Europejska krytykuje reformy PiS
Sprawą polskiego wymiaru sprawiedliwości zajęła się też Unia Europejska, która wielokrotnie zwracała uwagę na fakt, że polskie sądownictwo stawało się coraz bardziej upolitycznione i traciło swoją niezależność. W listopadzie 2019 roku Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził, że KRS nie jest niezależna, zaś powołana na mocy ustawy przegłosowanej przez PiS Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego. Z kolei w kwietniu 2020 roku Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że Izba Dyscyplinarna SN nie może na razie prowadzić spraw. W kolejnych miesiącach można spodziewać się kolejnych postanowień Trybunału Sprawiedliwości.

– Zgodnie z konstytucyjnymi i unijnymi regułami proces sądowy powinien być wolny od możliwości wpływu na sędziego. Tymczasem w polskim systemie prawny możliwości oddziaływania na sędziego uwidaczniają się wielopłaszczyznowo – komentuje prof. Maciej Gutowski.

I dodaje: – Jest wielu bardzo mądrych i uczciwych sędziów, którzy nawet w trudnych czasach doskonale wypełniają swoje zadania. Jednak problem polega na tym, że poszerzanie możliwości wpływu na wymiar sprawiedliwości będzie powodowało jego postępującą erozję. Im więcej możliwości nacisku, presji oraz instrumentów oddziaływania na sędziów, tym gorzej sądy będą funkcjonowały w tych sprawach, w których będą obawiały się tej presji.

Posłowie PiS przez ostatnie lata przekonywali, że wszystkie reformy są zgodne z konstytucją.

Wybory niezgodne z konstytucją?
Zarzutów wobec stosunku Prawa i Sprawiedliwości do Konstytucji RP nie brak też w aspekcie wyborów prezydenckich. Od tygodni toczy się burzliwa dyskusja na temat tego jak przeprowadzić wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja i czy w dobie pandemii koronawirusa nie powinno się ich przełożyć.

Jako jeden z pierwszych do konstytucji nawiązał… Jarosław Kaczyński, który 21 marca na antenie RMF FM stwierdził, że wybory powinny się odbyć 10 maja, bo nie ma przesłanek konstytucyjnych do ich przełożenia. Takimi byłoby wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. Tyle że specjaliści podkreślają, że w praktyce żyjemy już w jego warunkach, ale formalnie nadal nie zostaje wprowadzony. Dałby on konstytucyjne podstawy i automatycznie przesunął datę wyborów na bezpieczny okres. Jednak przedstawiciele PiS podkreślają, że do walki z koronawirusem wystarcza stan epidemii i nie powinno się wprowadzać stanu nadzwyczajnego tylko dla przełożenia wyborów.

Sprawdź też: Prawnik o wyborach korespondencyjnych: "Naruszana jest konstytucja i zwykła ludzka przyzwoitość"

– Z prawnego punktu widzenia mamy już stan nadzwyczajny. Ograniczone zostały nasze prawa i swobody obywatelskie. Jako obywatele godzimy się na to, nie protestujemy, stosujemy do nakazów, bo to po prostu rozsądne. Każdy widzi, że to jest stan nadzwyczajny, ale nadal nie został on formalnie wprowadzony – ocenia prof. Andrzej Stelmach, dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu.

Jednak skoro stanu nadzwyczajnego nie ma, kadencja Andrzeja Dudy nie ulega przedłużeniu, a PiS pracuje nad przeprowadzeniem wyborów. Na czym obecnie stanęło? 6 kwietnia Sejm przyjął projekt ustawy wprowadzającej powszechne głosowanie korespondencyjne W takiej formule przeprowadzenia wyborów opozycja i znaczna część ekspertów widzi szereg niebezpieczeństw i nieprawidłowości. Kilka z nich dotyczy bezpośrednio naruszenia konstytucji. Przede wszystkim artykułu 127, który mówi, że „Prezydent Rzeczypospolitej jest wybierany przez Naród w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich i w głosowaniu tajnym”. Krytycy wyborów korespondencyjnych i podważają praktycznie każdy z tych elementów.

– Jeśli chodzi o tajność głosowania, to do tej pory tryb głosowania korespondencyjnego, może nie idealnie, ale dawał szansę na to, że zostanie zachowana. Wyborca otrzymywał pakiet wyborczy w dużej kopercie – z dwoma mniejszymi w środku. Do jednej wkładało się kartę wyborczą, a do drugiej oświadczenie o samodzielnym oddaniu głosu. Obie były zaklejane, wkładane do dużej koperty, a w lokalu wyborczym w urnie lądowała tylko koperta z kartą do głosowania, a druga – z danymi wyborcy była odkładana na potrzeby ewidencji – wyjaśnia prof. Stelmach.

Czytaj też: PiS boi się, że Andrzej Duda przegra wybory prezydenckie, a Senat celowo przeciągnie prace nad ustawą, by odwołano głosowanie?

Ponadto podkreśla, że obecnie zapowiadany sposób głosowania może nie gwarantować tajności głosowania. Możliwe będzie ustalenie, kto i jak zagłoso-wał, bo pakiet w całości trafi do skrzynki – z oświadczeniem, jak i kartą do głosowania.
Z kolei Marcin Porzucek, poseł PiS zapewnia, że w kwestii tajności głosowania nic się nie zmie-ni i kopert nadal będzie kilka.

W pełni jasne może nie być, kto ostatecznie odda głos. W poprzednich wyborach pakiety wyborcze były imienne i trafiały do konkretnych osób. Teraz mają po prostu być wrzucane do skrzynki, więc nie ma pewności, kto je odbierze, wypełni i czy w ogóle dotrą do wyborcy, który może być przecież zameldowany w jednym miejscu, ale mieszkać gdzie indziej. A możliwość dopisania do spisu wyborców nie jest obecnie jasno zagwarantowana.

Dodatkowo głosowanie korespondencyjne może też nie zapewniać bezpośredniości oddania głosu. Jeśli ktoś zna nasz PESEL, to teoretycznie może zadecydować za nas. Z uwagi na to, że nie jest pewne, iż do każdego pakiet wyborczy dotrze, zagrożona staje się zasada powszechności. Z głosowaniem problemy będą miały też osoby przebywające za granicą.

Ponadto, jeśli faktycznie w kolportażu pakietów wyborczych miałyby pomagać np. Wojska Obrony Terytorialnej, może to być naruszeniem art. 26 Konstytucji mówiącego o neutralności sił zbrojnych w sprawach politycznych oraz podleganiu przez nie cywilnej i demokratycznej kontroli.

Zobacz też: Wybory prezydenckie w maju są nierealne. "Nikt nie będzie w stanie tego zorganizować. Jeśli do nich dojdzie, będzie to ogromną fikcją"

– Instytucjonalnie wojsko powinno być odizolowane od wszelkich tego typu działań. Ostatni raz nadzorowało wybory w 1947 r. Jako obywatel nie życzę sobie, żeby kartę do głosowania dostarczał mi umundurowany człowiek. Od tego jest PKW – podkreśla prof. Stelmach.

Dodatkowo część ekspertów interpretuje, że konstytucję może też złamać prezydent, jeśli podpisze ustawę wprowadzającą powszechne wybory korespondencyjne. Jego zadaniem jest bowiem czuwać nad przestrzeganiem konstytucji, a taka formuła tego nie gwarantuje.

– Oczywiście, lepiej byłoby, gdyby udało się przeprowadzić wybory w normalnym trybie. Ale w nadzwyczajnej sytuacji w jakiej jesteśmy, trzeba szukać innych, jak najlepszych, rozwiązań. Gdybyśmy jako pierwsi, kilka tygodni temu zaproponowali przełożenie daty wyborów – spotkałoby się to z ostrą krytyką opozycji – mówi Porzucek.

Wyborów nie organizuje PKW, a Poczta Polska
Kiedy tylko zastrzeżenia co do wyborów korespondencyjnych wysunęła Państwowa Komisja Wyborcza, w jednym z zapisów tarczy antykryzysowej odebrano jej możliwość organizacji wyborów. Wszystko skupiło się w rękach ministra Sasina, który ma do dyspozycji Pocztę Polską – i jak się wkrótce okazało – Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych. Kiedy stało się jasne, że Senat, gdzie większość ma opozycja, skorzysta z pełnego czasu procedowania nad ustawą o wyborach kopertowych, zaczęło się tam drukowanie 30 mln kart wyborczych. Zdradził to sam Sasin.

Opozycja podkreśla jednak, że trudno doszukać się podstawy prawnej dla takich działań (do prokuratury wpłynęło w tej sprawie kilka zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa – m.in. od posłów Lewicy), ponieważ nowe zasady przeprowadzania wyborów jeszcze... w ogóle nie obowiązują. Ustawa wróci do Sejmu z Senatu na kilka dni przed datą wyborów. Prawdopodobnie z tego powodu marszałek Sejmu otrzymała możliwość przesunięcia wcześniej wyznaczonego terminu.

- Żałuję, że nie mamy więcej czasu na przygotowanie wyborów, ale stanowisko Senatu jest jasne i zamierza trzymać projekt ustawy do samego końca. Sytuacja jest nadzwyczajna, pewne zabezpieczenia muszą być poczynione. Wicepremier Sasin prezentuje konkretną interpretację i odpowiada za przygotowanie wyborów. Mieliśmy też do czynienia z sytuacją, w której wielu samorządowców mówiło jasno, że normalne wybory nie mogą się odbyć. W pewnych sytuacjach należy działać nadzwyczajnie, bo ani konstytucja, ani inne akty prawne nie przewidziały tego co obecnie się dzieje – zaznacza poseł Porzucek.

Kolejne zastrzeżenie to czas wprowadzenia zmian w kodeksie wyborczym, krótko przed wyborami. W orzeczeniu z 2006 r. Trybunał Konstytucyjny ocenił, że nie powinno się podejmować takich działań minimum sześć miesięcy przed wyborami. – Nasze propozycje i sposób głosowania nie wpływają na szanse poszczególnych kandydatów. A o tym dokładnie mówi orzeczenie TK z 2006 r. - zaznacza Marcin Porzucek.

Prezydent Poznania zawiadamia prokuraturę
Z wyborami korespondencyjnymi nie zgadzają się samorządowcy, w tym prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Kiedy PKW odebrano zadania przygotowania elekcji, rolą samorządów miało być przekazanie Poczcie Polskiej… danych wyborców. Informowała o tym w mailu, który do wielu urzędów dotarł w nocy.

– Podjąłem decyzję, by nie przekazywać Poczcie Polskiej danych mieszkańców ze spisu wyborców. Jako prezydent Poznania muszę działać zgodnie z prawem. Nie będę uczestniczył w przestępczym procederze – informował Jacek Jaśkowiak. Zdania nie zmienił także po tym, gdy o przekazanie danych zaapelował Łukasz Mikołajczyk, wojewoda wielkopolski. Co więcej – we wtorek Jaśkowiak zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Pocztę Polską.

Ostatecznie, jeśli w takich warunkach uda się przeprowadzić wybory, prof. Andrzej Stelmach prognozuje, że ich wynik będzie łatwy do podważenia. – Jeśli zbierzemy razem wszystkie nieprawidłowości, nawet gdy co do niektórych będą rozbieżności interpretacyjne, okaże się, że wynik wyborów i całą procedurę będzie można poddać zaskarżeniu, jako niezgodnych z konstytucją i ordynacją wyborczą – mówi.

Sprawdź też:

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski