Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojsko: były wiceminister Andrzej B. ma proces o samowolne opuszczanie ćwiczeń rezerwy

Łukasz Cieśla
Były wiceminister Andrzej B. ma proces o samowolne opuszczanie ćwiczeń rezerwy
Były wiceminister Andrzej B. ma proces o samowolne opuszczanie ćwiczeń rezerwy
Andrzej B., były wiceminister i były poseł SLD, został oskarżony o nietypowe przestępstwo. W czwartek w sądzie wojskowym w Poznaniu ruszył jego proces o... samowolne opuszczanie ćwiczeń Narodowych Sił Rezerwowych. Maksymalnie grozi mu ograniczenie wolności. W śledztwie zgromadzono cztery tomy akt, przesłuchano 27 świadków, a żandarmeria wojskowa prowadziła operacyjne działania. M.in. śledziła konto polityka na facebooku.

Oskarżony Andrzej B., były poseł SLD, były wiceminister spraw wewnętrznych, obecnie jest radnym w Zielonej Górze. W czwartek pojawił się w poznańskim sądzie wojskowym w towarzystwie dwóch adwokatów. Wszyscy musieli zostawić telefony komórkowe przed salą rozpraw, która znajduje się w "strefie bezpieczeństwa" sądu.

– Prokuratura nadała tej sprawie kryptonim „Poseł”. Moim zdaniem postępowanie ma charakter polityczny. Świadczy o tym również obecność dziennikarza na sali – przekonywał w czwartek w sądzie Andrzej B., który kiedyś sam pracował w mediach. Zapewniał o swojej niewinności i... zakazał publikowania swojego pełnego nazwiska.

Proces jest nietypowy, co przyznaje sędzia płk Piotr Tabor, prezes Wojskowego Sądu Garnizonowego w Poznaniu.
– Pierwszy raz w historii naszego sądu oskarżonym o samowolnie pozostawanie poza jednostką jest kapitan rezerwy – stwierdza sędzia Piotr Tabor.

Bliżej nieokreślone zadania

Tego typu przestępstwo – czyli żołnierska samowolka - ścigane jest na wniosek dowódcy danej jednostki. Tymczasem w tej sprawie szef jednostki w Czerwieńsku, w której ćwiczył Andrzej B., nie domagał się wszczęcia śledztwa. Prokurator wojskowy ze Szczecina skorzystał więc z przepisu, że z urzędu może wszcząć postępowanie, jeśli wymagają tego „ważne względy dyscypliny wojskowej”.

Śledztwo ruszyło na początku 2016 roku wskutek operacyjnych ustaleń żandarmerii wojskowej. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, polityk Andrzej B. zgłosił się do Narodowych Sił Rezerwowych, bo ponoć chciał pokazać współpracownikom, jak spełniać patriotyczny obowiązek wobec ojczyzny. Ćwiczenia odbywał w latach 2013-2015. W teorii pełnił funkcje oficera wychowawczego.

O ile w 2013 roku nikt nie miał do niego zastrzeżeń, to ktoś doniósł, że w 2014 i 2015 roku niektórzy przełożeni stosowali wobec niego taryfę ulgową, przymykali oko na jego liczne nieobecności, tytułowali “panem ministrem”. Rzekomo było tak, że Andrzej B. stawiał się na rozpoczęciu ćwiczeń, po czym znikał i pojawiał na ich zakończeniu. Opuścił też sporą część zajęć na poligonie pod Ustką. Po kilku dniach dowódca miał go odesłać z poligonu do macierzystej jednostki w Czerwieńsku do wykonania “bliżej nieokreślonych zajęć służbowych”.

Żandarm na facebooku

Wyliczano nawet, że Andrzej B. był nieobecny przez kilkadziesiąt dni ćwiczeń. Ale po zakończeniu szkolenia dostał awans na kapitana, ponadto wyróżniono go dyplomem. Dostał ponad 5,1 tys. zł za udział w ćwiczeniach NSR oraz 2 tys. zł nagrody finansowej od przełożonych.

Prokuratura niedawno oskarżyła go, że w 2014 i 2015 roku samowolnie opuszczał jednostkę. Akt oskarżenia oparto na zeznaniach świadków i ustaleniach żandarmerii. Ona sprawdzała konto polityka na facebooku, logowania jego telefonu komórkowego, listę pasażerów i lotnisko, z którego leciał do Warszawy. Śledczy wykazują, że w godzinach, w których powinien być w jednostce, prowadził na przykład kampanię wyborczą do Rady Miasta w Zielonej Górze. Był też w Warszawie.

Co ciekawe, oskarżony został jedynie Andrzej B. Wojskowy prokurator Bartosz Jandy nie zdecydował się na żadne zarzuty, na przykład niedopełnienia obowiązków, wobec jego ówczesnych dowódców.

Polityk ma asa w rękawie?

W trakcie śledztwa Andrzej B. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Ale podczas czwartkowej rozprawy przez około 2 godziny odnosił się do zarzutów. Wyjaśnienie spisał na kartce i długo przekonywał o swojej niewinności. Krytykował też nieobecnego na sali prokuratora będącego autorem aktu oskarżenia.

– Podczas przesłuchania w prokuraturze zaproponowano mi, że jeśli się przyznam, to sprawa zostanie umorzona, a oskarżeni zostaną moi dowódcy. Poczułem się, jakby ktoś dał mi w twarz. Prokurator zaproponował mi sprzedanie moich dowódców – irytował się Andrzej B. – Jestem niewinny. Owszem, przebywałem czasami poza poligonem i jednostką, na przykład w moim biurze radnego. Zgodnie z ustawą, jako radny, mogę opuścić zakład pracy w celu wypełniania obowiązków. Przyznaję też, że byłem w Warszawie. Skutecznie załatwiałem tam pieniądze na remonty kilku remiz OSP spod Zielonej Góry – przekonywał Andrzej B.

Dodał, że prokurator nie zna realiów jednostki w Czerwieńsku, która jest rozległa. Że wyobraża ją sobie, jak swoją małą prokuraturę, w której wszyscy znają się z korytarza. Tymczasem, jak twierdzi Andrzej B., to że jakiś żołnierz nie widział w jednostce, nie oznacza, że go w niej nie było.

- Oświadczam, że codziennie zachodziłem do koszar. Wykonywałem, co było do wykonania, potem wykonywałem inne zajęcia, na przykład jako radny. Prokurator nie przesłuchał wszystkich świadków. Logowania telefonu poza jednostką były, gdy przebywałem w biurze radnego. A jeśli na facebooku umieściłem na przykład zdjęcie z jachtu, to nie oznacza, że tego dnia byłem na tym jachcie. Zdjęcie pochodziło z innego okresu. Prokurator wyciągnął błędne wnioski, postanowił zrobić z tego dużą sprawę – przekonywał polityk.

Wyciągnął też – być może - „asa z rękawa”. W czwartek złożył w sądzie dwie przepustki stałe, które przełożeni mieli mu dać w 2014 i 2015 roku. Zgodnie z nimi mógłby opuszczać teren jednostki, kiedy miał taką potrzebę. Dlaczego nie złożył w ich śledztwie? Dlaczego wcześniej o nich nie wspomniał? Polityk stwierdził, że przepustki odnalazł tuż przed rozprawą, gdy przeglądał swoje archiwum. Sąd chce teraz ustalić, kto i kiedy wydał przepustki Andrzejowi B.

– Te przepustki można było złożyć znacznie wcześniej, a sprawę zakończyć dawno temu. Nie rozumiem takiej taktyki obrońców oskarżonego. Tak to widzę na tym etapie. Zobaczymy, co zeznają świadkowie – stwierdził prowadzący proces sędzia mjr Przemysław Suszczewicz z Wojskowego Sądu Garnizonowego.

Kolejna rozprawa w połowie września. Wówczas rozpoczną się przesłuchania świadków.

Info z Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski