18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkopolska: Znaki tragedii przy drogach [ZDJĘCIA]

Alicja Lehmann i zespół współpracowników
Trwa długi weekend. Tylko od piątku do poniedziałku na polskich drogach w wypadkach zginęły aż 42 osoby. Siedem z nich w Wielkopolsce. Rannych w kraju jest już 354. To zapewne jeszcze nie koniec. I zapewne, jak co roku, staną na poboczach nowe krzyże, upamiętniające świeże tragedie.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
Gniezno: Wypadki w nocy. Cztery osoby nie żyją! [ZDJĘCIA]

Statystyki są przerażające. Z roku na rok na polskich drogach ginie coraz więcej ludzi i w związku z tym przybywa przydrożnych krzyży. Dla jednych są one upamiętnieniem tych, którzy w danym miejscu zginęli i przestrogą dla przejeżdżających. Dla innych nieposzanowaniem symbolu religijnego. Jeszcze inni mówią, że krzyże odwracają uwagę kierowców. Przypominamy historie niektórych, wielkopolskich krzyży - pomników ludzkiej tragedii.

Krzyż prof. Bronisława Geremka

Stoi skromnie przy zjeździe do lasu - krzyż upamiętniający tragiczną śmierć profesora Bronisława Geremka wykonany jest z małych brzózek. Nie ma w sobie nic z patetycznych, monumentalnych pomników. Można go minąć i nie zauważyć. Właśnie tego konkretnego krzyża szuka się jadąc drogą E30, a stając przy tym, opasanym biało-czerwoną wstążką, znaku ma się poczucie, że jest skromny jak osoba, której śmierć upamiętnia.

Bronisław Geremek zginął 13 lipca 2008 roku. Jechał drogą E30 w stronę zachodniej granicy w Świecku. Zasnął za kierownicą. Prowadzony przez niego mercedes zjechał na przeciwległy pas ruchu. Zderzył się z dostawczym fiatem ducato. Tuż po tragedii spekulowano, że 76-letni profesor miał atak serca. Jednak Prokuratura Rejonowa w Nowym Tomyślu wykluczyła tę hipotezę.

Łukasz jechał do Piły zamienić telefon

Łukasz, Karol i Adrian - trzej koledzy. Wspólnie spędzali dużo czasu. 22-letni Łukasz jechał do Piły, zamienić telefon komórkowy. Karol, 17-latek, pracował w wakacje u ojca, ale akurat miał wolną chwilę. Adrian, najmłodszy, bo zaledwie 14-letni, wybierał się na jagody, zrezygnował, bo... kochał samochody. W trójkę wsiedli do bmw pożyczonego od ojca Łukasza.

12 lipca 2007 roku jechali ze Złotowa do Piły. Zderzyli się z volkswagenem golfem. Prowadził go Jan - dziadek Joasi i 10-letniego Kuby. 19-latka zdawała w Pile testy na prawo jazdy. Pojechali tam we trójkę.

Tragiczny wypadek pochłonął sześć ludzkich istnień. Połączyła ich wspólna śmierć, o której przypominają dziś krzyże przy ruchliwej drodze.

Tragedia przed świętami

Dwa lata temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, 21 grudnia 2009 roku, doszło w Ostrowie do tragicznego wypadku. Jadący mazdą dwaj bracia wpadli w poślizg i uderzyli w drzewo. Zginęli na miejscu. Do dziś przy drzewie zapalane są znicze i ustawiane kwiaty.

- To chyba rodzina przynosi tu kwiaty i znicze - mówi mieszkający w pobliżu mężczyzna. - Nigdy tych ludzi o nic nie pytałem, ale widać, że do dziś nie pogodzili się z tą wielką tragedią.

To był wypadek, który głośnym echem odbił się w mieście. Policja przypuszczała, że do wypadku mógł się przyczynić kierowca renaulta megane, który, jak twierdzili wówczas świadkowie, wyprzedzał z dużą prędkością mazdę. Policja długo poszukiwała osoby kierującej renaultem, ale niestety nie udało się jej odnaleźć.

Potrącił ich i uciekł, nie udzielając pomocy

O tym miejscu dwa lata temu mówiła cała Polska. To właśnie w Spławiu niedaleko Konina zginęli tragicznie Kasia i Filip. Późnym wieczorem wracali z ogniska u znajomych. Kiedy szli poboczem, nagle uderzył w nich samochód. Młody kierowca uciekł z miejsca zdarzenia i nie udzielił im pomocy.

Dziewczyna miała wtedy 20 lat i mieszkała w Witkowie. Osierociła córeczkę. Na tego wrześniowego grilla zaprosił ją Filip, policjant z Poznania. Podczas wakacji pełnił służbę w Słupcy i za kilka dni miał wracać do siebie. Chłopak miał tylko 24 lata i był jedynakiem. Tych dwoje na krótko przed śmiercią zaczęło się ze sobą spotykać. Mieli przed sobą całe życie…

Dziś o tej tragedii przypominają dwa przydrożne krzyże, ustawione przy ruchliwej drodze krajowej nr 92 między Koninem a Słupcą. Jest też tablica z imionami ofiar. Od ich śmierci minęły już ponad dwa lata, ale w tym miejscu zawsze palą się znicze i leżą kwiaty.

- Każdego dnia mijam te krzyże, bo stoją tuż przy wjeździe na moją posesję. W chwili, kiedy to się stało, nie było mnie w domu, ale nie da się o tej sytuacji nie myśleć, zwłaszcza kiedy ma się małe dzieci - mówi mieszkanka Spławia. - O to miejsce dba rodzina zmarłych i znajomi. Zawsze wiem, kiedy jest rocznica śmierci, bo na poboczu stoi mnóstwo samochodów, a przy krzyżu zbiera się tłum ludzi.

Obok krzyży nigdy obojętnie nie przejeżdża także Anna Kapturska, sołtys Spławia.
- Jedna z mieszkanek wsi odwoziła przed ósmą rano swojego syna do szkoły. On dojrzał ciała w rowie - opowiada wzruszona Anna Kapturska. - Krzyże pojawiły się praktycznie zaraz po zdarzeniu, a krótko potem także tablica. Z tego, co wiem przyczyną zgonu było wykrwawienie się i możliwe, że gdyby ktoś udzielił im pomocy, dziś by żyli. Zastanawiam się czasem, jak z tą świadomością żyje kierowca, który ich potrącił i nie udzielił pomocy. Przejeżdżając, trudno tam nie spojrzeć, zwłaszcza tym, którzy wiedzą, co się tu wydarzyło - dodaje.
Pani Ania ma nadzieję, że krzyże dają kierowcom do myślenia i ci zdejmują nogę z gazu.

Małżeństwo spotkało na swej drodze 21-latka

Pietronki - niewielka wieś położona kilka kilometrów od Chodzieży, przy trasie do Margonina. Tam, w odległości kilkuset metrów, stoją dwa krzyże, większy - przed wsią ustawiono prawie 3 lata temu, mniejszy - powieszono na drzewie w centrum wsi we wrześniu tego roku...

Trzy lata temu małżonkowie, mieszkańcy pobliskiej miejscowości, wracali z zakupów z Chodzieży. Mieli dorosłe dzieci, byli znani i ogólnie szanowani. Wiedli spokojne życie. Ale mieli nieszczęście spotkać na swej drodze pewnego 21-latka.

Było to 21 listopada 2008 roku. Na lekkim łuku drogi 21-letni kierowca fiata ducato zjechał na lewy pas ruchu i zderzył się z volkswagenem polo. Małżeństwo zginęło na miejscu. Kierowca został tylko lekko ranny w rękę. Później okazało się, że w jego krwi wykryto obecność amfetaminy.

Po niemal trzech latach od tamtego zdarzenia, 4 września 2011 r., około godziny 1.40 osoby mieszkające w środku wsi obudził potężny huk. W niektórych domach zatrzęsły się ściany. Ludzie wybiegli na zewnątrz i zobaczyli samochód roztrzaskany na drzewie. W środku było trzech mężczyzn. Wezwani lekarze pogotowia nie mogli im już pomóc. Wszyscy zginęli na miejscu. Mieli 25, 26 i 36 lat. Wszyscy byli mieszkańcami powiatu chodzieskiego. Lubili dobrą zabawę. Feralnego dnia wracali z dyskoteki. Niestety, tym razem jechali zbyt szybko.

Martyna chciała zostać patologiem

11 czerwca 2010 roku 20-letnia Martyna jechała ze swoim chłopakiem na motorze. Duża prędkość. Przed motocykl wyskoczyła sarna. Młoda dziewczyna nie miała żadnych szans... Jak wspominają jej rodzice Martyna była pełna życia i czerpała z niego pełnymi garściami. Kiedy zginęła, kończyła pierwszy rok studiów na Akademii Medycznej w Poznaniu. Była już po egzaminach.

- Chciała zostać patologiem. Jej ulubionym serialem była "Doktor G." - opowiada Mariola Wiśniewska, jej mama. - Martynka miała piętnaście lat, kiedy zaczęła korespondować ze znanym, nieżyjącym już poznańskim profesorem patologii. On z tytułami, naukowiec, nie mógł się nadziwić, że taka młoda osoba ma takie zainteresowania i taką wiedzę. Profesor zapraszał ją na swoje sympozja.

- U nas w domu było takie pogotowie dla zwierząt. Córka sama przynosiła chore zwierzęta, znosiły je też dzieci z osiedla, bo wiedziały, że Martynka się nimi zaopiekuje, pomoże - dodaje ojciec dziewczyny. - Przyprowadzała zbłąkane psy, kąpała je karmiła, a potem pilnowała, by trafiły do schroniska - z dumą wspomina swą pociechę ojciec.

- Mieliśmy w domu świnki morskie, chomiki, papugi, szczury. Do tej pory mamy żółwia, którego dostała, gdy miała cztery latka. No i został Ulmo - jej ukochany pies. Strasznie za nią tęskni - podkreśla.

Takich tragedii można było uniknąć

Od blisko czterech lat przy drodze wojewódzkiej w okolicach Kórnika stoją dwa krzyże. Upamiętniają ludzi, którzy zginęli w jednym z pierwszych wypadków, jaki wydarzył się na ledwie wówczas zbudowanej obwodnicy. 20-letni mężczyzna kierując busem marki Mercedes, najechał na dwóch kolarzy.

Dla Zbyszka ani dla Marka - potrąconych rowerzystów - nie był to pierwszy trening. Mieli przecież po 41 i 42 lata. Zbyszek jako nastolatek zaczynał przygodę z rowerem w poznańskim Stomilu. Później ścigał się w barwach Floty Gdynia. W roku 2007 obydwaj z powodzeniem uczestniczyli w maratonach MTB. 9 stycznia 2008 roku z treningu nie wrócili do domów. Jeden zginął na miejscu potrącony przez busa, drugi zmarł kilka dni później w szpitalu.

- Sam postawiłem krzyż z aluminum, bo jeden z tych chłopaków był moim zięciem. Ta tragedia do dzisiaj nas bulwersuje, bo kierowca samochodu nie został za najechanie dwóch ludzi ukarany. Sprawę umorzono - mówi Andrzej Kaczmarek, ten sam Andrzej Kaczmarek, który przed laty reprezentował Polskę w Wyścigu Pokoju. - Przecież do tego nieszczęścia nie musiało dojść. To się stało na prostej drodze, o bardzo dobrej nawierzchni - dodaje syn Kaczmarka też Andrzej.

Koledzy zabitych twierdzą, że tego dnia była znakomita widoczność. Jak mówią Kaczmarkowie, ilekroć przejeżdżają obok miejsca wypadku, zatrzymują się. Zapalają znicz.

- Chodzi o pamięć, o symbol. Postawiliśmy krzyż, mając nadzieję, że przejeżdżający obok tego miejsca zreflektują się, a może nieco opamiętają i zdejmą nogę z gazu - wyjaśnia Andrzej Kaczmarek - junior.

Śmierć krewnego nie pozostaje bez śladu na członkach rodziny. Andrzej Kaczmarek - senior chociaż nadal jeździ na rowerze, teraz, gdy słyszy za sobą samochód, boi się.

Nie dalej jak trzy tygodnie temu na drodze z Poznania do Murowanej Gośliny, na wysokości Koziegłów młoda kobieta kierująca fiatem punto najechała na rowerzystę. Mężczyzna zginął na miejscu. Dochodziła godz. 6. Wracał z pracy. Jezdnia była sucha. Policjanci ustalili, że kobieta miała w organizmie blisko 1,5 promila alkoholu. Została tymczasowo aresztowana. Tym rowerzystą był Ryszard Walerych, znany turystom organizator wielu rajdów, członek Rady Naukowej Związku Międzygminnego "Puszcza Zielonka".

- To był doświadczony rowerzysta. Wsiadając na rower, zawsze zakładał kamizelkę odblaskową. Jak mało kto znał Puszczę Zielonkę - mówi Tomasz Łęcki, przewodniczący Międzygminnego Związku Puszcza Zielonka.

Na Gdyńskiej, w miejscu, gdzie zginął Ryszard Walerych nie ma krzyża. Żona zabitego rowerzysty nie myślała o takiej formie upamiętnienia tej tragedii. Jednak zwrócili się do niej przedstawiciele Poznańskiej Masy Krytycznej z propozycją ustawienia w pobliżu miejsca tragedii białego roweru, takiego, jaki stoi na poznańskim moście Dworcowym.

Na moście Dworcowym zginęła Kasia

Ta tragedia wstrząsnęła całym Poznaniem. W kwietniu 2010 roku, tuż przed świętami wielkanocnymi, na moście w centrum miasta rozpędzone bmw potrąciło jadącą na rowerze dziewczynę. 27-letnia Kasia Musiał zginęła ma miejscu.

Według świadków siła uderzenia była tak duża, że rowerzystkę wyrzuciło na wysokość trakcji tramwajowej. Poznańska Masa Krytyczna przyczepiła do barierki mostu biały rower, a rodzice Kasi odwiedzają to miejsce za każdym razem, gdy są w Poznaniu. Dziś pomnik, zamiast krzyża, przypomina o tragedii.

Autorzy: Alicja Lehmann, Robert Domżał, Michał Nicpoń, Jerzy Binczak, Iza Marcinkowska, Bożena Wolska, Szymon Pewiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski