Proces rozpoczął się we wtorek w grodziskim Sądzie Rejonowym. Robert S. był zdenerwowany, nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Nie poczuwa się do winy oraz do zaniedbań w zakładzie, które miały doprowadzić do wypadku.
W sądzie opowiadał jedynie o zatrudnieniu młodego Ukraińca oraz o szczegółach dotyczących wdrożenia nowego pracownika w jego obowiązki. Na dalsze pytania oskarżony nie chciał odpowiadać.
Następnie przesłuchano Dimę, pokrzywdzonego w sprawie. Maszyna do produkcji papierowych opakowań zmiażdżyła jego rękę. Przez 15 minut na rękę działały temperatury sięgające 150 stopni Celsjusza. Dopiero po kwadransie jego smsa z prośbą o pomoc odebrał inny Ukrainiec, pracujący w tym samym zakładzie. Jego krzyków nikt nie słyszał, bo pracował w podziemiach zakładu.
Zobacz też: Oksana, Alona, Dima... Ukraińskie dramaty w polskiej pracy
Zanim Dima trafił do szpitala, jak wcześniej opowiadał, szef najpierw kazał mu się przebrać. W szpitalu lekarze musieli amputować zmiażdżoną dłoń. - Po zdarzeniu właściciel zakładu Robert S. oraz jego syn kazali mi mówić, że wypadek miał miejsce w domu podczas rozpalania pieca, a nie w miejscu pracy - zeznawał Dima.
W szpitalu Dima najpierw wmawiał lekarzom, że rękę „ugotował” sobie w piecyku. Dopiero po pewnym czasie opowiedział, że wypadek zdarzył się w zakładzie.
Prawnik reprezentujący oskarżonego przedsiębiorcę dopytywał Dimę o zdjęcia, które Ukrainiec miałby robić w dniu wypadku. Fotografie są jednym z dowodów w sprawie. - Zdjęcia robiłem wcześniej, a nie w dniu wypadku. Chciałem pokazać rodzinie i znajomym, gdzie pracuję - stwierdził Dima.
Po kolejnych pytaniach obrońcy Roberta S., Dima wyraźnie zaznaczył, że w dniu wypadku nie robił niczego, by celowo uszkodzić sobie rękę. - Nie doprowadziłem do wypadku, by potem z odciętą ręką pójść do sądu - Dima odebrał pytania obrońcy jako sugestię, że celowo doprowadził do uszkodzenia swojego ciała.
Później zeznawała matka Dimy. Kobieta również relacjonowała przebieg wydarzeń od momentu, w którym dowiedziała się o wypadku syna. Sąd w trakcie wtorkowej rozprawy planował także przesłuchanie jeszcze jednego świadka - Nazara z Ukrainy.
On wraz z Dimą pracował w wielichowskim zakładzie i pomógł mu podczas wypadku. Jednak Nazar nie stawił się w sądzie. Sąd odroczył proces do 11 września. Wtedy odbędzie się dalszy ciąg przesłuchań.
Zobacz też: Dima stracił rękę pod Grodziskiem. Teraz rozpoczyna studia
Oprócz wątku karnego Roberta S., w sądzie w Warszawie toczhttps://gloswielkopolski.pl/dima-stracil-reke-pod-grodziskiem-teraz-rozpoczyna-studia/ar/10759980y się również sprawa o odszkodowanie dla Dimy. Tutaj Robert S., wraz ze swoim ubezpieczycielem, został pozwany o 535 tys. zł. Sąd przyznał już Dimie 235 tys. zł, które były potrzebne na rehabilitację i kupno specjalistycznej protezy ręki.
Zobacz też: Wypadek Ukraińca Dimy. Sąd Okręgowy w Poznaniu wskazał, kto był jego pracodawcą
Zakończyła się za to trzecia sprawa związana z wypadkiem. Sąd pracy ustalał, kto był pracodawcą Dimy, który w Wielichowie został zatrudniony nielegalnie. Sąd prawomocnie orzekł, że pracodawcą nie był Wiel-Pol lecz agencja pracy Kajan, która ściągnęła Dimę do Polski.
POLECAMY:
MŚ: Szybki test dla kibiców
Stary Poznań na zdjęciach!
Najgłupsze odpowiedzi z teleturniejów
Wszystko o Lechu Poznań
Piękne hostessy z Motor Show
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?