Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To w Poznaniu po raz pierwszy wydrukowano, kim był TW "Bolek"

Krzysztof M. Kaźmierczak
Fragmenty pierwszej strony zredagowanego i wydanego w Poznaniu specjalnego wydania biuletynu „Solidarności Walczącej” z 10 czerwca 1992 roku z oświadczeniem Kornela Morawieckiego
Fragmenty pierwszej strony zredagowanego i wydanego w Poznaniu specjalnego wydania biuletynu „Solidarności Walczącej” z 10 czerwca 1992 roku z oświadczeniem Kornela Morawieckiego Repr. Krzysztof M. Kaźmierczak
Pierwsza publikacja, w której ujawniono informacje na temat współpracy Lecha Wałęsy, powstała w Poznaniu. Było to wydane w dużym nakładzie specjalne wydanie biuletynu „Solidarności Walczącej”. Jego redaktorzy, w tym Maciej Frankiewicz, byli za to ścigani przez prokuraturę.

Przekazanie 4 czerwca 1992 roku Konwentowi Seniorów Sejmu RP listy nazwisk 64 członków rządu, posłów i senatorów, którzy byli w PRL zarejestrowani jako tajni współpracownicy, było jednym z najbardziej dramatycznych dni historii Polski po wyborach 1989 roku.

Tego samego dnia kilka najważniejszych osób w państwie otrzymało od ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza drugą listę - były na niej tylko dwa nazwiska: ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy i marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego. Po zaledwie kilkunastu godzinach z inicjatywy Wałęsy obalono rząd premiera Jana Olszewskiego, który próbował przeprowadzić lustrację.

Trzy dni później przyjechał w nocy do Poznania Kornel Morawiecki, szef „Solidarności Walczącej”. Ta ogólnopolska antykomunistyczna organizacja miała w stolicy Wielkopolski redakcję swojego biuletynu. Wydawała je firma założona przez poznańskiego lidera SW, nieżyjącego już Macieja Frankiewicza. Dzięki temu można było z powodzeniem zrealizować misję, z którą przyjechał Morawiecki. Postanowił on opublikować znaną wówczas tylko w bardzo wąskim kręgu listę osób zarejestrowanych jako TW.

- Zdecydowaliśmy się ją ujawnić, bo media tego wówczas nie zrobiły. Byłem ich brakiem zainteresowania bardzo zaskoczony. Tak jakby udawano, że nic się nie stało - wyjaśnia Kornel Morawiecki.

Nie ma dowodów, że Wałęsa wypełniał polecenia ukrytych mocodawców:

Źródło: TVN24/x-news

Były szef SW, a obecnie marszałek senior Sejmu RP, zdradził nam kulisy publikacji. Miała ona ukazać się już dwa dni po obaleniu rządu Olszewskiego, ale przedłużyło się to, gdyż Morawiecki próbował przekonać do udziału w tym przedsięwzięciu inne osoby z byłej opozycji, w tym Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę.

- Zastanawiali się, że ostatecznie otrzymałem odmowę. Tłumaczono mi, że nie ma co pognębiać Lecha Wałęsy. Chyba było im go wtedy żal. Ale przecież chodziło o prawdę. Nie można było tego przemilczeć - tłumaczy Morawiecki.

„Zamieszczony tu spis współpracowników UB i SB otrzymałem od osób godnych społecznego zaufania” - takim oświadczeniem szefa SW opatrzono publikację. Wtedy nie mógł on podać, skąd otrzymał listę, bo każda osoba, która ją otrzymała od ministra, była związana tajemnicą państwową. Dopiero nam zdradził, skąd uzyskał spis.

- Przekazał mi go nieżyjący już Wojciech Ziembiński, wieloletni działacz opozycji, który był w 1992 roku jednym z najbliższych współpracowników premiera Olszewskiego - mówi Morawiecki.

Zapewne większość wydawnictw i drukarni odmówiłaby wtedy wydania tzw. listy Macierewicza, obawiając się konsekwencji prawnych. Ale SW działała niezależnie. Druku pilnował osobiście Maciej Frankiewicz.

Wydanie specjalne ukazało się w nakładzie 40 tys. egzemplarzy, znacznie większym niż normalne numery biuletynu. W oparciu o struktury organizacji pismo rozkolportowano we wszystkich większych miastach Polski. Dopiero w ślad po tym, w drugiej połowie czerwca 1992 roku, listę opublikował tygodnik „Tak”, a w lipcu przedrukowały ją „Najwyższy Czas” i „Angora”.

Lech Wałęsa konsekwentnie zaprzecza, że współpracował z komunistyczną bezpieką i że brał od niej pieniądze

Wkrótce po wydaniu biuletynu wydział śledczy Prokuratury Wojewódzkiej w Poznaniu wszczął śledztwa w sprawie ujawnienia w publikacji SW tajemnicy państwowej. Najpierw wezwano na przesłuchanie Macieja Frankiewicza i redaktora prowadzącego biuletyn, Zbigniewa Rutkowskiego, w latach 80. członka radykalnej poznańskiej młodzieżowej organizacji Konfederacja Młodej Polski „Rokosz”.
Wezwania dostali także członkowie redakcji, którzy nie brali udziału w wydaniu numeru specjalnego - Romuald Lazarowicz z Wrocławia, wnuk skazanego w 1951 roku na śmierć członka zarządu organizacji Wolność i Niepodległość, i Krzysztof Brzechczyn, były działacz podziemia, obecnie naukowiec i pracownik IPN.

Redaktorzy najpierw nie stawiali się na wezwania do prokuratury. Potem wystąpili do niej wspólnie z pismem. Wyrazili w nim zdziwienie, że organy ścigania interesują się nimi, a nie osobami z opublikowanego spisu.

- Nasz list nie pomógł. Nadal otrzymywaliśmy wezwania. Groziło nam doprowadzenie do prokuratury przez policję. Kiedy otrzymałem kolejne pismo, poszedłem na przesłuchanie, ale odmówiłem zeznań. Podobnie zrobili koledzy - wspomina Zbigniew Rutkowski.

W 1993 roku śledztwo zakończono, prawdopodobnie umorzeniem. Redaktorów biuletynu o tym nie powiadomiono.

Pierwsze w Polsce wydanie listy z nazwiskiem TW „Bolka” nie jest odnotowywane w publikacjach historycznych. Wspomniał o nim jedynie dr Sławomir Cenckiewicz w biografii Anny Walentynowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To w Poznaniu po raz pierwszy wydrukowano, kim był TW "Bolek" - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski