Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznańska szubienica jak teatr jednego aktora

Krzysztof Smura
Poznańska szubienica stała na lekkim wzniesieniu między ulicami Krzyżową i Chłapowskiego. Dziś upamiętnia ją kapliczka.
Poznańska szubienica stała na lekkim wzniesieniu między ulicami Krzyżową i Chłapowskiego. Dziś upamiętnia ją kapliczka. Marek Zakrzewski
Jest takie miejsce na mapie Poznania. Szczególne miejsce. Kara przyciągała tam tłumy. Poznaniacy chętnie ciągnęli pod szubienicę, szukając „atrakcji” urozmaicających dzień powszedni.

Przez lata tym szczególnym miejscem, w którym wykonywano wyroki, był niewielki plac naprzeciw kościoła Dominikanów (obecnie okolice Garbar). Niestety, teren ten był dość podmokły, a jak wylewała Warta, to wręcz niedostępny dla gawiedzi. Bywało i tak, że był wyrok, była kara, a ludzie z daleka próbowali coś dojrzeć. Guzik. Trzeba było się obejść smakiem, po-zgrzytać zębami i czekać na lepsze czasy.

W sprawie interweniowali rajcy. To między innymi na ich wniosek postanowiono przenieść miejsce kaźni w bardziej dogodne miejsce. Najlepszym okazał się plac w okolicy dzisiejszej ulic Krzyżowej i Chłapowskiego na Wildzie. Teren był na wzniesieniu, spełniał warunki amfiteatralne, a ludzie byli zadowoleni.

Powiesić i do studni
Pierwsze wzmianki o istnieniu szubienicy na przedmieściach Poznania możemy odnaleźć w kronikach z początku XV wieku. Był to rodzaj dębowej budowli krytej dachem usadowiony na wysokiej podmurówce. Wystające z obiektu belki pozwalały na wieszanie kilku osób naraz. Ba!

Jak możemy wyczytać w jednej z Kronik Miasta Poznania, istnieją przypuszczenia, że szubienica była na wskroś nowoczesnym obiektem o dwukondygnacyjnej zabudowie. Wszystko po to, by usprawnić proces karania, gapiom dać używanie, a katu zarobek.

Przy ulicy Krzyżowej przede wszystkim wieszano. Obowiązkiem ówczesnego kata było dopilnowanie, by zwłoki pozostawały w stanie nienaruszonym aż do całkowitego „skruszenia”. Po zaistnieniu tegoż faktu szkielety były ściągane i wrzucane do pobliskiej studni. Tyle makabry. A teraz jej... ciąg dalszy.

Bywało, że ofiary łamano kołem, palono, ćwiartowano. Bywało, że obcięte głowy umieszczano na palach celem odstraszenia złoczyńców. Czarownice palono na stosie. Niektóre po śmierci. W 1567 spalono pod szubienicą ciało Katarzyny z Nowca posądzonej o czary. Dziewczyna zmarła wcześniej na torturach.

Morderczynie zakopywano żywcem w ziemi i przebijano palem. Złodziejom wypalano piętna na twarzy i wydalano z miasta, a złodziejki duszono. W 1533 roku skazanego za zabójstwo mężczyznę najpierw przypalano, potem ścięto, a następnie jego ciało wpleciono w koło, zaś głowę wbito na pal.

W tym samym roku innego złoczyńcę za trzy morderstwa wbito na pal. W 1730 roku niejaki Józef z Rydzyny został skazany za złupienie kilku kościołów. Najpierw na rynku ucięto mu rękę, oblano smolą i podpalono. Po ugaszeniu zawleczono go pod szubienicę, gdzie to samo czyniono z druga ręką. Następnie złodzieja żywcem spalono... To było chore.

Katowskie metamorfozy
Poznańska szubienica przechodziła swego rodzaju metamorfozy. Najpierw drewniana, później z elementami podmurówki, w 1571 roku zyskała nowy kształt - ceglany. Na jej budowę zużyto 9 tysięcy cegieł. Jedną z pierwszych ofiar zamęczonych pod szubienicą w 1571 roku był Maciej ze Smogulca, oskarżony o zabójstwo 12-letniej dziewczynki. Wobec zbrodniarza zastosowano karę łamania kołem.

Mimo tak ładnego miejsca pracy kat nie miał łatwego życia. Ludzie spluwali na jego widok, odwracali głowę. Zawód katowski był powszechnie wzgardzany. Ta wzgarda przechodziła często na rodzinę, bo jak czytamy w kronice z 1432 roku „Uczciwa dziewica Eliza, córka kata podszedłszy w lata wyrzekła się ojca...”.

Biedny gość. Chłop miał też i inne zmartwienia. W 1769 roku Rosjanie stacjonujący w Poznaniu po prostu rozebrali mu warsztat. Piękne cegły poszły na budowę... kuchni polowych. Smacznego. Kat był niepocieszony i pocieszyła go dopiero Rada Miasta Poznania, która nie dość, że wystawiła obiekt klasy lux, to jeszcze w dowód przywiązania zakupiła hurtowo białe rękawiczki. Drobna przyjemność, a cieszy.

Oddając sprawiedliwość tej profesji trzeba jednak przypomnieć, że jedyny kat, który został świętym, pochodził z Poznania. Ale to już inna historia.

Miejsce straceń na poznańskiej Wildzie funkcjonowało do połowy XIX wieku. Obecnie w miejscu, gdzie stała szubienica, znajduje się kapliczka Serca Jezusowego. Krzyż zaś do niedawna stał tam, gdzie niegdyś modlili się skazani na śmierć. U wylotu Krzyżowej.

Dziś nie ma już szubienicy, a od 1989 roku nie ma też katów. W areszcie przy Młyńskiej, gdzie istniała ostatnia szubienica, teraz jest magazyn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski