Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mogłam już nigdy nie stanąć na scenie

Bartłomiej Hypki
Jedna z najpopularniejszych polskich wokalistek wkrótce wyda nową płytę, podsumowującą trudny dla niej 2016 rok. Rozmawiamy z Anną Wyszkoni, która niedawno koncertowała w Kaliszu.

Obchodzi pani wspaniały jubileusz 20-lecia pracy artystycznej.
- Doceniam to wszystko, co mnie spotkało przez te 20 lat. Nie mam poczucia, że coś mnie ominęło i coś przeszło za szybko. Nie czuję się też staro (śmiech). Mam takie wrażenie, że jestem w bardzo dobrym miejscu. Zaczęłam pracować w wieku 16 lat. Dzisiaj jestem bogatsza o doświadczenia, bardziej świadoma tego, co chcę przekazać na scenie. Jednocześnie mam wrażenie, że wiele jeszcze przede mną. Czasu, koncertów i pięknych wydarzeń. Zrobiłam jubileuszową trasę koncertową. Przygotowaliśmy z moim zespołem jubileuszowy materiał. Wspominałam także swoje absolutne początki, kiedy dopiero rozważałam, czy chcę być na scenie.

Kaliszanie usłyszeli utwory z pani płyty „Kolędy Wielkie” w dopracowanej aranżacji, z zespołem...
- Dojrzewałam do tego albumu długo. Kilka lat temu pojawiła się pierwsza myśl, aby nagrać płytę z kolędami. Ale nie zdecydowałam się. Czułam, że to musi być dojrzała i świadoma płyta. To duże i trudne wyzwanie dla każdego artysty. Każdy z nas chce przemycić trochę siebie muzycznie, ale jednocześnie trzeba pamiętać, że są to kolędy i każdy odbiorca pragnie je usłyszeć w takiej wersji, jak kiedyś. Nie chce przeróbek, więc my też staraliśmy się znaleźć taki złoty środek i zagrać kolędy „po naszemu”, a jednocześnie bardzo tradycyjnie. Przy okazji, nie wyobrażam sobie koncertu bez moich muzyków. Zespół to moi przyjaciele, których znam i szanuję. Cenię też ich wkład w ten projekt.

Jak spędza pani co roku święta Bożego Narodzenia?
- To dla mnie bardzo ważny, rodzinny czas. Zawsze spędzałam je w gronie najbliższych. Tak jak teraz. Nie wyobrażam sobie świąt wyjazdowych. Nie chciałabym, by kolację wigilijną mi podano, bo wolę przygotować wszystko sama, z pomocą moich dzieci i bliskich. Ważny moment po kolacji to ten, gdy przychodzi do rozpakowywania prezentów leżących pod choinką. Zawsze czekam aż zrobią to moje dzieci i czekam na ich uśmiech. To zwieńczenie tego świątecznego wieczoru. Tak samo było u mnie w domu. Zawsze śpiewaliśmy kolędy. Teraz tylko moja córka, ja i córka mojego partnera śpiewamy z dużym zaangażowaniem. Mężczyźni... z trochę mniejszym (śmiech).

Co króluje na stole u pani w domu?
- Po latach nieobecności wrócił ostatnio karp. Bawimy się trochę kulinarnie. Z takich nietypowych rzeczy mamy ślimaczki, krewetki i sushi. Sushi nie robimy sami, tylko zamawiamy. To taka nasza rodzinna tradycja.

Sama wspominała pani podczas koncertu, że to nie był łatwy rok dla pani. Wiemy, że zmagała się pani z groźną chorobą, nowotworem tarczycy.
- Poszłam na rutynowe badania i czujny lekarz wykrył u mnie nowotwór. To był dla mnie ogromny szok. Przez jakiś czas nie mogłam w to uwierzyć, ale w końcu zaczęłam działać. Odwołaliśmy koncerty w marcu i kwietniu. Dziś wiem, że te dwa miesiące to było za mało dla mnie, aby pozbierać się psychicznie i fizycznie. Po operacji doszedł jeszcze niedowład struny głosowej, więc musiałam przejść rehabilitację. Z drugiej strony myślę, że ten krótki czas był dla mnie mobilizacją. Żeby działać, nie poddawać się. Szybko wróciłam na scenę. Potem te miesiące koncertowania były dla mnie ogromnym szczęściem. Chłonęłam każdą chwilę na scenie. Czułam się jak debiutantka, czułam się niezwykle. Zdawałam sobie sprawę, że mogłam już nigdy nie stanąć na scenie.

Takie doświadczenie zmienia człowieka?
- Zmienia w różnym stopniu i w różny sposób. Często ludzie pytają mnie, czy zmieniły się moje priorytety. Nie zmieniły się, bo już dawno temu mocno je sobie określiłam. Moim priorytetem jest szczęście moich dzieci, ich zdrowie i bezpieczeństwo. Mam taką naturę, że obdarowałabym wszystkich wokół, a siebie stawiam na ostatnim miejscu. Staram się to zmienić, pracuję nad moją asertywnością. Uczę się mówić częściej „nie”. Bo zasługuję też na czas dla siebie. Zawsze na pierwszym miejscu była rodzina. Potem koncerty i fani.

W jaki sposób spędza pani ten czas przeznaczony dla samej siebie?
- Zwykle odpoczywam w ciszy. Mam mały konflikt z moim narzeczonym, który lubi słuchać muzyki (śmiech). A ja lubię poczytać książkę. Ostatnio przeczytałam książkę Katarzyny Grocholi „Przeznaczeni”. Polecam. Potem „Dziewczynę w pociągu”, a niedawno wróciłam do „Senności”. Poza tym lubię długie spacery. Teraz mam pieski, maltańczyki, które wyprowadzam trzy razy dziennie. Nazywają się Bono i Chris. Lubię też robić nic (śmiech).

Jak pani patrzy na nastroje społeczne i na to, co się dzieje w polityce, to co pani myśli?
- Jestem przerażona tym, co się dzieje. Staram się jednak nie koncentrować na polityce, by nie tracić energii. Mam nadzieję, że za trzy lata wszystko się zmieni (śmiech).

Przygotowuje pani także nowy album, który ma być rodzajem podsumowania tego, co zdarzyło się w 2016 roku w pani życiu?
- To swoisty pamiętnik. Rok 2016 był dla mnie szalony. Z jednej strony obfitujący w piękne wydarzenia - recitale, jubileuszowe koncerty. A z drugiej strony o ciężkiej chorobie. To była próba, którą udało mi się przejść. I idę naprzód. Ta płyta jest tego odzwierciedleniem. Jest pełna energii. Chcę wyrzucić z siebie emocje. Choć na płycie będzie też kilka spokojnych ballad.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski