Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Skórzewie można sprzedać nawet skrzyżowanie

Agnieszka Świderska
Fot. Archiwum
Czy najzwyklejsze na świecie płoty to już budowa, czy jeszcze nie? Na takie pytanie będzie musiał znaleźć odpowiedź Sąd Okręgowy, przed którym toczy się proces, wytoczony przez gminę Dopiewo Instytutowi Zootechniki oraz deweloperowi - firmie Pryzma-Bud.

Co cała trójka ma wspólnego z jakimkolwiek płotem? Chodzi o ogrodzenie, które deweloper postawił na ulicy Poznańskiej w Skórzewie. Stoi na jednej z pięciu działek, które w październiku 2009 roku kupił od Instytutu Zootechniki.

I nie byłoby w tej transakcji ani w samej działce nic dziwnego, gdyby nie fakt, że znajduje się na niej... skrzyżowanie ulicy Poznańskiej ze Sportową. Dlatego właśnie gmina, która sama chciałaby być właścicielem ziemi pod skrzyżowaniem, zakwestionowała umowę sprzedaży pomiędzy instytutem a deweloperem, powołując się na jej prawo pierwokupu.

Takie prawo ustawa przyznaje samorządom, jeżeli chodzi o sprzedaż działek przeznaczonych na cele publiczne. Wszystkie pięć działek, które kupił deweloper, w miejscowym planie przeznaczonych jest na drogę publiczną: na jednej znajduje się wspomniane już skrzyżowanie, a na pozostałych - przydrożne rowy.

Pierwszeństwo gminy, zdaniem pełnomocnika dewelopera, nie jest jednak wcale takie oczywiste. Wytyka on gminie, że skrzyżowanie leży w ciągu drogi wojewódzkiej, więc jeżeli ktoś chciałby się upomnieć o pierwszeństwo, to nie gmina, a samorząd województwa.

Poza tym gminy mają prawo pierwokupu tylko działek niezabudowanych, a na tej jest oprócz płotu jeszcze parking, przepust oraz wjazdy i zjazdy. Dla dewelopera taka działka jest już zabudowana, dla gminy wręcz przeciwnie - na skrzyżowaniu musiałby stanąć dom, żeby była zabudowana. Co z tym fantem zrobi sąd?

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż Instytut Zootechniki, który został pozwany wspólnie z deweloperem, trzyma teraz... stronę gminy. Dyrektorzy instytutu nie tylko zgadzają się z żądaniami gminy. Chcą jeszcze pozwać notariusza, który przygotowywał umowę sprzedaży; uważają go za sprawcę całego zamieszania.

Ich zdaniem, miał obowiązek poinformować ich o prawie pierwokupu, które przysługuje gminie przy sprzedaży takich działek jak np. drogi. I jeżeli ktoś będzie musiał zapłacić za skutki unieważnienia tej umowy, to powinien być to właśnie notariusz.

Instytut nie zostawia również suchej nitki na deweloperze, obwiniając go za wytoczenie procesu.
Jeszcze w marcu ubiegłego roku, tuż przed złożeniem przez gminę pozwu, wszystko miało zakończyć się polubownie. Tyle że na spotkanie w Ratuszu, które miało się skończyć podpisaniem porozumienia, nikt z firmy się nie zjawił.

Instytut zarzuca także deweloperowi, że samowolnie urządził na działce parking oraz postawił odgradzający go płot, który teraz może przesądzić o finale całej sprawy.

Dlaczego deweloperowi zależało na stawianiu tam czegokolwiek, nawet jeszcze przed podpisaniem umowy? Na sąsiednich działkach chce budować osiedle mieszkaniowe i dlatego w ogóle zainteresował się działkami należącymi do instytutu.

- To było mienie niechciane - nie ukrywał tego w sądzie Józef Śliwa, zastępca dyrektora instytutu ds. infrastruktury.

Jaki w końcu poważny instytut badawczy na świecie ma na stanie przydrożne rowy?
Na kolejnej rozprawie ma zeznawać notariusz oraz świadkowie, którzy mają pomóc sądowi rozwiać wątpliwości, czy płot, w dodatku nielegalny, można traktować jako budowę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski