Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 2008 roku spadła wojskowa CASA. Zginęło 20 lotników

Agnieszka Świderska
Symboliczny pogrzeb ofiar katastrofy CASY odbył się w hangarze na lotnisku w Świdwinie.  Dwadzieścia trumien, a na każdej czapka i pojedyncza róża
Symboliczny pogrzeb ofiar katastrofy CASY odbył się w hangarze na lotnisku w Świdwinie. Dwadzieścia trumien, a na każdej czapka i pojedyncza róża Grzegorz Dembiński
To była "czarna środa" w polskim lotnictwie. 23 stycznia 2008 roku zaledwie kilkaset metrów od lotniska w Mirosławcu rozbił się wojskowy transportowiec CASA. Nikt nie przeżył katastrofy. Zginęło 20 lotników.

14 lutego 1977 roku. W Pile trwa coroczna konferencja dotycząca bezpieczeństwa lotów w lotnictwie wojskowym. Przerywa ją pilny telefon z Poznania. Na Ławicy rozbił się wojskowy AN-2. Nikt nie przeżył. Zginęło 11 osób. Po tej katastrofie wprowadzono zakaz wykonywania lotów w trakcie konferencji. 23 stycznia 2008 roku kolejna narada odbywa się w Warszawie. Załoga CASY nie złamała zakazu. Generał Andrzej Andrzejewski, dowódca I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, płk Jerzy Piłat, dowódca 12 Bazy Lotniczej w Mirosławcu, płk Dariusz Maciąg, dowódca 21 Bazy Lotniczej w Świdwinie i pozostali wysocy rangą oficerowie byli uczestnikami konferencji, a lot na trasie Okęcie - Powidz - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin - Kraków był lotem powrotnym.

Samolot rozbił się w trakcie podchodzenia do lądowania na lotnisku w Mirosławcu. Spadł w lesie około 800 metrów od pasa startowego. Zginęło 4 członków załogi i 16 oficerów.

70 LAT Z GŁOSEM WIELKOPOLSKIM! Zobacz więcej rocznicowych artykułów

Tuż po katastrofie minister obrony Bogdan Klich odwołał pięciu wojskowych odpowiedzialnych, jego zdaniem, za decyzje, które do niej doprowadziły. Byli to dowódca 13 Eskadry Lotnictwa Transportowego z Krakowa, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu, dwóch kontrolerów i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych. Klich wyznał później, że chciał również zdymisjonować gen. Andrzeja Błasika, dowódcę Sił Powietrznych, ale nie zgodził się na to prezydent.

Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Wojskową w Poznaniu trwało trzy lata. Wykazało, że samolot był sprawny technicznie, a warunki pogodowe pozwalały na bezpieczne lądowanie. - Do tragedii, w której zginęło 20 żołnierzy, przyczynił się "czynnik ludzki", przede wszystkim błędy pierwszego pilota - informował "Głos Wielkopolski" pod koniec kwietnia 2011 roku.

Katastrofę spowodowały błędy w pilotażu. Tuż przed zderzeniem Robert K., pierwszy pilot, doprowadził maszynę do nadmiernego przechylenia w lewą stronę. Nie zorientował się w sytuacji, bo nie włączył wcześniej sygnalizatora, który mógłby go o tym zaalarmować. Był przekonany, że zniża się w właściwy sposób znajdując się na prawidłowej ścieżce. Za ten błąd zapłaciło życiem 20 osób.
Robert K. nie latał wcześniej tą wersją CASY. Jego przełożony, dowódca eskadry z Krakowa, usłyszał zarzut niewłaściwego doboru załogi. Z kolei kontroler zbliżania precyzyjnego na lotnisku w Mirosławcu usłyszał zarzuty za błędy, które miał popełnić w czasie sprowadzania samolotu do lądowania. Ostatecznie nikt za katastrofę nie odpowiedział. W obu przypadkach śledztwo umorzono.

Podczas symbolicznego pogrzebu ofiar katastrofy nad ich trumnami przemawiał prezydent Lech Kaczyński, gen. Franciszek Gągor, szef Sztabu Wojska Polskiego, gen. Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych i biskup polowy Tadeusz Płoski. Dwa lata później zginęli tą samą śmiercią w Smoleńsku. Lekcja z Mirosławca, że jednym samolotem nie powinno lecieć tak wielu ważnych ludzi, poszła na marne.

Sobota, 10 kwietnia 2010 r. nie była pierwszą "czarną sobotą" w polskim lotnictwie. 9 maja 1987 roku w Lasku Kabackim pod Warszawą rozbił się samolot pasażerski IŁ-62M "Tadeusz Kościuszko". Zginęło 172 pasażerów i 11 członków załogi. Była to największa katastrofa lotnicza w historii Polski.

"Szok, przerażenie, uczucie głębokiego bólu z rodzinami tych, dla których owe sobotnie przedpołudnie było ostatnim w ich życiu - to reakcja społeczeństwa Warszawy na wiadomość o tragicznej katastrofie samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT - pisał "Głos" w poniedziałek, 11 maja. Katastrofa miała miejsce tuż po starcie samolotu lecącego z Warszawy do Nowego Jorku. Urwany wał turbiny obarczonej wadą konstrukcyjną spowodował awarię i pożar silników. "Kościuszko" zawrócił na Okęcie. Nigdy już tam nie doleciał. Rozbił się 5700 metrów od pasa startowego. Ostatnie słowa kapitana Zygmunta Pawlaczyka brzmiały: "Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski