18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula Dudziak: Moje życie to scenariusz na film dokumentalny [WYWIAD]

Marek Zaradniak
Urszula Dudziak
Urszula Dudziak archiwum
Urszula Dudziak, wokalistka jazzowa opowiada, co zapewnia jej znakomitą formę, jakie ma plany na przyszły rok, i jaki szok przeżyła podczas pierwszych świąt spędzanych w Nowym Jorku.

Pani najnowsza płyta nazywa się "Wszystko gra". Niedawno skończyła Pani 70 lat. Naprawdę wszystko u Pani gra?
Oczywiście. Dopiero teraz (śmiech). Wszystko, co dobre, skupiło się bowiem naraz. Jakaś mądrość życiowa, fajna optyka na życie, dystans. Jestem po różnych wzlotach i upadkach. Wspinałam się po schodach jęcząc i wyjąc, ale teraz jestem na górze i mam piękny widok. Jestem w fantastycznej formie fizycznej, świetnej formie psychicznej. Mój głos mnie nie zawodzi. Jestem osobą spełnioną w tym sensie, że mogę teraz robić to, na co zawsze miałam ochotę, a nie miałam czasu albo się bałam z różnych względów z tym zmierzyć. Podsumowując - jest to fantastyczny okres. Nie wiem, jak długo potrwa. Chciałabym, aby już tak zostało, ale jedno jest pewne - nie pamiętam, kiedy się tak dobrze czułam.

Jaką ma Pani w takim razie receptę na utrzymanie dobrej kondycji? Pamiętam, że kiedyś były to tenis i narciarstwo.
Mówię, że stan umysłu jest najważniejszy, czyli pogoda ducha, wychodzenie z otwartym sercem i otwartą głową do ludzi. Niezrażanie się niczym. Uważam, że mam taką misję i każdy powinien mieć ją w sobie. Chodzi o to, aby naprawiać świat. Staram się robić to w mojej skali, a więc podczas koncertów, podczas wywiadów, podczas spotkań z ludźmi stworzyć taki miniświat, w którym ludziom będzie lepiej i to często potem wraca do mnie. A jeśli chodzi o sprawność fizyczną, to staram się codziennie gimnastykować. Mam swoje tybetańskie rytuały, skaczę na trampolinie, mam hula-hoop i chiński chi gong. Ćwiczę codziennie pół godziny albo 45 minut, aby rozciągnąć całe ciało, tak aby zrobiło się elastyczne. Staram się jak najwięcej chodzić. Nie mam samochodu, wskakuję do tramwaju, a gdy się śpieszę, jadę taksówką. Ruch, ruch i jeszcze raz ruch. Mieszkam na pierwszym piętrze. Tylko raz do roku, gdy mam dużo tobołków, biorę windę. Mam sprężysty krok - nawet mój brat ostatnio go podziwiał i zachwycał się, jakie to niespotykane. Oczywiście gram w tenisa. Gdy tylko mam czas, jeżdżę na turnieje tenisowe. Ruch trzyma nas w pionie i zapewnia kondycję. Wszystko w życiu się zmienia, dlatego trzeba cały czas być w ruchu. Jak siedzimy za długo, za dużo, to potem musimy włożyć sporo wysiłku, aby się rozruszać. A jeśli jesteśmy w ciągłym ruchu, zapewniamy organizmowi świetny metabolizm i energię. Nawet jeśli człowiek nie ma ochoty, to powinien się przemóc i zacząć ruszać. Ja nazywam swój organizm Leosiem. Czasami Leoś na mnie krzyczy i mówi: jest druga godzina, a ty jeszcze nie śpisz. Marsz do łóżka. Trzeba dbać o siebie, uważać, co się je. Nie wkładać byle czego do ust, bo potem są byle jakie myśli i byle jakie życie.

No dobrze, już wiemy, że rano Pani się gimnastykuje. A jak dalej wygląda dzień Urszuli Dudziak?
Bardzo różnie. Zależy od tego, czy mam wywiad, czy telewizję albo czy jadę na koncert. Teraz mam kilka wolnych dni, więc odrabiam zaległości. Okazuje się, że mam bardzo dużo utworów niezarejestrowanych w Stoarcie czy Zaiksie. Muszę się więc z tym wszystkim uporać. Z całą moją księgowością. Oczywiście staram się też utrzymać w formie. Gram na gitarze, na keyboardzie, ćwiczę głos. Mam taką jedną piosenkę, którą śpiewam sto razy w ramach ćwiczeń, bo struny głosowe są jak mięśnie. Gdy się ćwiczy, gdy się je rozciąga, to wtedy jest wszystko w porządku i wszystko gra.

Wiele świąt spędziła Pani za granicą - bardzo się różnią od tych przeżywanych w Polsce?
Oczywiście. Przeżyłam szok, gdy w 1973 roku przyjechaliśmy z Michałem do Nowego Jorku. Tam kupuje się choinkę, którą po tygodniu wyrzuca się na bruk i na chodnikach widać tysiące drzewek. Śmieciarki nie nadążają ze sprzątaniem. Oczywiście ludzie odwiedzają się, ale u nas jakoś inaczej - te odwiedziny są takie sentymentalne, specjalne. Owszem, w Nowym Jorku są cudowne dekoracje - 5th Avenue, Lincoln Center czy Rockefeller Center wygląda jak z bajki, ale my w Warszawie też mamy choinkę na placu Zamkowym, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Aleje Ujazdowskie pięknie wyglądają. Nadrabiamy zaległości.

W ubiegłym roku obiecała Pani drugą część swojej książki. Będzie?
Mam nadzieję, że nowym roku się ukaże - pracuję nad nią. Pracuję skokami. Wszystko mi się pali w rękach, a potem zmieniam kierunek i robię coś innego, a potem znowu do niej wracam. Brakuje mi wytrwałości i konsekwencji. Tego się muszę nauczyć i takie jest moje życzenie na nowy rok.

A książka o Jerzym Kosińskim?
To następny projekt. Cały czas zbieram materiały. Do mojej książki przymierzałam się latami, a potem napisałam ją w ciągu trzech tygodni. U mnie tak to funkcjonuje, że się przymierzam i nagle wszystko idzie błyskawicznie.

Jakie ma Pani plany na przyszły rok?
Właśnie te książki. Cały czas zastanawiam się i mam ochotę nagrać płytę solo. Nie wiem jednak, czy to nie będzie część większego projektu. Przeglądam swoje archiwa i dochodzę do wniosku, że dużo rzeczy, które robiłam 10, 20 lat temu do szuflady ma świeżość. Są unikalne, fantastyczne. Nie wypada mi się zachwycać, ale uważam, że to są pomysły niewykorzystane do końca i nieupublicznione. Dlatego chciałabym się skupić nad sobą. Nad tym, co mogę w sobie znaleźć jeszcze unikalnego, wyjątkowego, niepowtarzalnego. Mam też dużo filmów, które przełożę na cyfrę. Znalazłam nawet firmę, która się tym zajmuje. Pierwszy film z 1972 roku. Będę miała fantastyczne pamiątki, a może nawet dokumenty, bo na tych filmach pojawia się wiele znakomitych postaci. I myślę, że powinien powstać o mnie taki poważny dokument, który w fajny sposób obejmie wszystko, żeby to nie było wyrywkowe, bo uważam, że moje życie to idealny materiał na scenariusz filmowy. Przeglądałam zrealizowaną 7 lat temu "Niedzielę z… Urszulą Dudziak", gdzie Alicja Resich-Modlińska mówi: "Ula, twoje życie to idealny scenariusz na film". Mówię nie o fabularnym, ale o dokumencie. Póki jestem w fantastycznej formie, mogłabym w jego realizacji pomóc.

Urszula Dudziak przyznaje, że jej dzień może wyglądać bardzo różnie. Wszystko zależy od tego, co danego dnia ma w planie - nagranie dla telewizji, wywiad czy wyjazd na koncert. Zawsze jednak robi wszystko, aby być w formie

Wokalistka jazzowa Urszula Dudziak przyszła na świat 22 października 1943 roku w Straconce (dziś dzielnica Bielska-Białej).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski