Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy po trzy Michała Wiraszko

Michał Wiraszko
Michał Wiraszko
Michał Wiraszko Archiwum redakcji
Przed Wami kolejne płytowe rekomendacje, które lider Much publikuje co tydzień na naszych łamach!

Patrick Cowley "School Daze" Dark Entries, 2013
Na razie mamy martwy okres, nowych albumów możemy spodziewać się w lutym. Tymczasem chciałbym poświęcić kilka linijek płytom, które ukazały się jeszcze w roku 2013, ale z jakichś powodów je przeoczyłem. Tym lepiej, że mamy do czynienia z albumem nagranym ponad 30 lat temu. Słychać to od razu. Po pierwszych dźwiękach rodzą się w głowie obrazy z filmów typu "Policjanci z Miami", bo i rzeczywiście ta muzyka mogłaby swobodnie być ścieżką dźwiękową z tamtych lat. Progresywne, syntezatorowe miraże nie odbiegają od dokonań Kraftwerk. Czasem nawet, kiedy pojawiają się w tych utworach żywe instrumenty, można się cofnąć jeszcze bardziej w czasie i przypomnieć krautrockowe Neu! Poza tym ta płyta pięknie szumi, nie posiada dzisiejszej sterylności. Słychać, że rzeczywiście była nagrana dawno temu. Wątek autora - Pa-tricka Cowleya to osobna sprawa. Był prekursorem disco i dj'ingu z San Francisco. Bez niego nie byłoby New Order ani Pet Shop Boys. Cowley zmarł w roku 1982. Był jedną z pierwszych ofiar AIDS w czasach, kiedy ta choroba jeszcze się tak nie nazywała…

Perera Elsewhere "Everlast" Friends of Friends, 2013
Po pierwsze, to płyta bardzo zmysłowa. Co za tym idzie uwodząca i pełna wyczucia. Akompaniujący muzycy brzmią jak nagrani na jeden mikrofon z daleka, a to lo-fi jeszcze bardziej podkreśla kobiecy śpiew Perery. Debiutująca solowo pod szyldem wytwórni z Los Angeles wokalistka z Berlina raz brzmi jak z zadymionego klubu w Nowym Jorku, wtórująca nie do końca trzeźwemu zespołowi, innym razem jak w trupie pustynnych Tuaregów - na przykład za sprawą zacnego udziału Gonjasufiego. Można odnieść wrażenie, że każdy dźwięk na tym albumie jest potrzebny i ma swoje, dokładnie przemyślane, trafione miejsce. W istocie nie ma tych dźwięków za dużo. To płyta zdecydowanie cicha. Czerpiąca swoją moc z dynamiki i brzmienia, a nie ze skompresowanego hałasu. Trend na głośne produkcje muzyczne sprzed 10 lat powoli chyba odchodzi w zapomnienie. Znów wolimy słyszeć poszczególne instrumenty i fakturę muzyki, niż być ogłuszani. To dobra wiadomość. Krótko mówiąc - naprawdę przyjemnie słucha się całego "Everlast". Singlowe "Bizarre" świetnie wypada też w kilku dołączonych remiksach!

Deafheaven "Sunbather" Deathwish, 2013
W przeciwieństwie do dwóch opisanych wcześniej płyt ta jest głośna, bardzo głośna, czasami wręcz nieznośnie. Można chyba powiedzieć, że Deafheaven stworzyli nowy gatunek muzyczny. Jak bardzo specyficzny i podziemny, to inna sprawa. Z jednej strony brzmią jak rasowe emo i post-rockowe indie z lat 90. (proszę nie mylić z dzisiejszymi zespołami "w czarnych grzywkach") - Sunny Day Real Estate, Appleseed Cast albo Don Caballero. Za chwilę wieje shoe-gaze'owym Slowdive albo My Bloody Valentine, po czym dostajemy… dziki black metal. Tak to sobie muzycy z San Francisco wymyślili. Mimo paradoksalnie brzmiących odniesień ta muzyka się broni. Ma w sobie jakąś tajemnicę. Na start od razu mamy najbardziej rozkrzyczany i intensywny do bólu "Dream House". Wciąż nie wiem, czy histeryczna perkusja w tej piosence jest nierówna i odstaje od re-szty, bo jest źle zagrana, czy to zabieg dodający chaosu i nieprzewidywalności. Jeśli nie zniechęcicie się nadmiarem na początek, odkryjecie, że na jednym albumie są fragmenty piękne, jak na przykład "Please Remember" i wstęp do "Vertigo". No i ta okładka… !

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski