Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Trawiński: Wejście smoka nowego szefa wielkopolskiej policji [ROZMOWA]

Joanna Labuda
Inspektor Tomasz Trawiński - nowy szef wielkopolskiej policji
Inspektor Tomasz Trawiński - nowy szef wielkopolskiej policji Grzegorz Dembiński
Do Poznania wrócił po prawie sześciu latach. Inspektor Tomasz Trawiński, ojciec, mąż i w końcu - nowy szef wielkopolskiej policji. Zaczął naprawdę mocno.

Zatrzymanie na Malcie podejrzanego o brutalne zabójstwo Kajetana P. Ujęcie fałszywego konwojenta, który zniknął w ubiegłym roku z ośmioma milionami złotych. I to wszystko w tydzień. Naprawdę mocne wejście, Panie komendancie. Teraz czas na rozwiązanie zagadki zaginięcia Ewy Tylman.

Tomasz Trawiński: Sprawa tego zaginięcia nadal jest dla nas priorytetem. Rozmawiałem na ten temat z komendantem głównym i moim poprzednikiem. Zresztą, będąc jeszcze w Bydgoszczy, cały czas śledziłem doniesienia prasowe. Nie ukrywam, że ta sprawa jest trudna i trzeba ją w końcu wyjaśnić. To jednak nie oznacza, że kiedy się pojawiłem, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uda się to osiągnąć. Mam pełne przekonanie, że poznańscy policjanci do tej pory bardzo zaangażowali się w sprawę.

W środę ściągnęliście z Niemiec specjalne psy tropiące. Po co?

Przeprowadziłem analizę sprawy i tam nie ma żadnych błędów i uchybień. Poprosiłem jednak mojego zastępcę, który bezpośrednio nadzoruje postępowanie, aby jeszcze raz zweryfikował każdy wątek i wykorzystał wszystkie możliwe metody i narzędzia. Właśnie tak było w środę, kiedy przyjechali do nas niemieccy policjanci. Zależało nam, żeby wykorzystać ich psy i doświadczenie.

Nadal nie wiemy, czy te działania wniosły coś nowego do sprawy. Zamknięte centrum i wstrzymany ruch. Takiej akcji w Poznaniu jeszcze nie było. Pojawiły się głosy, że to była pokazówka.

Działania, które podjęliśmy w środę, faktycznie miały duży rozmach, ale proszę mi wierzyć - to nie była żadna pokazówka. Staramy się wykorzystać wszystkie możliwe środki. Nasi koledzy z Niemiec poprosili nas o zapewnienie im komfortu pracy i wyznaczenie takiego obszaru.

Sprawą Ewy Tylman żyje cały Poznań, ale przed Panem stoją też inne wyzywania. Był Pan wiceszefem kujawsko-pomorskiej policji, a teraz obejmuje Pan jeden z największych garnizonów w Polsce. Jaką ma Pan filozofię rządzenia?

Z jednej strony oczekuję od policjantów zdecydowanych działań, bo nie ma nic gorszego niż na wpół załatwianie sprawy. Jednak tam, gdzie można, chciałbym, żeby funkcjonariusze byli przyjaźnie nastawieni do mieszkańców. Przestrzegam zasady, aby podczas służby na zewnątrz: patrolowej i interwencyjnej, niczego nie komplikować. Takie podejście zaowocuje tym, że mieszkańcy będą czuć się bezpiecznie.
Wizja przyjaznego policjanta gryzie się trochę ze znanymi w Poznaniu polowaniami na pieszych.

Słyszałem o tym. Policjant ma obowiązek reagować na każde wykroczenie, którego jest świadkiem. Natomiast w mojej filozofii policji nie ma miejsca na szukanie takich zdarzeń. Myślę, że czas skończyć z wyszukiwaniem miejsc, gdzie można kogoś złapać i nałożyć mandat. To dla mnie po prostu pójście na łatwiznę. Bezpieczeństwo w ruchu drogowym jest dla nas nadal priorytetem, bo na wielkopolskich drogach ginie zbyt dużo ludzi. Jednak będę oczekiwał od policjantów, by byli w takich miejscach, gdzie po prostu wypadki zdarzają się najczęściej.

Koło przystanku „Bałtyk” często można było spotkać policjanta „czającego” się za filarem. O co im tak naprawdę chodziło? O statystyki?

Mogło chodzić o kwestie statystyczne. Nie będę miał nic przeciwko, jeśli policjant zamiast za filarem, stanie bezpośrednio obok przejścia dla pieszych. Podstawową rolą prewencji jest zapobieganie wykroczeniom, a nie ich szukanie.

Czyli będzie Pan realizował zasadę: policjant bliżej obywatela?

Policja to połączone ze sobą naczynia, które muszą współdziałać. Chcę, żeby policjanci byli widoczni dla mieszkańców i to nie jest żadna nowość. Jako organizacja nie możemy być wyalienowani i sami decydować, co jest najważniejsze w budowaniu bezpieczeństwa życia publicznego. Wręcz przeciwnie, policjanci powinni być jak najbliżej społeczeństwa. Ta zasada wywodzi się z tej mojej wcześniejszej pracy, gdy byłem dzielnicowym na poznańskim Nowym Mieście i będę zwracał na to szczególną uwagę. Wtedy, jako bardzo młody policjant, stykałem się z trudnymi problemami rodzinnymi. Ludzie sami zgłaszali się po pomoc, radę czy skierowanie do właściwych instytucji. Proszono mnie o interwencję i rozmowę z ich dziećmi.

Nie zawsze się udawało, ale kiedy one wychodziły na ludzi, to serce rosło. Niestety, zauważyłem, że misja dzielnicowego gdzieś się zagubiła. Wszyscy wiemy, na czym powinna polegać, jednak nie ma sprecyzowanej koncepcji, jak policjantów z tej służby rozliczać. A chodzi przede wszystkim o to, aby jako tzw. policjanci pierwszego kontaktu byli jak najbliżej ludzi. Chcę, żeby dzielnicowy był ważnym ogniwem w strukturach policji.

Statystyki pokazują , że przestępczość w Poznaniu z roku na rok spada i to na pewno pozytywny trend. Gołym okiem jednak widać, że są obszary miasta, np. na Starym i Nowym Mieście, w których mieszkańcy nie czują się bezpiecznie.

To ciekawe. Z jednej strony statystyki policyjne, a z drugiej mieszkańcy i ich poczucie bezpieczeństwa. Widzimy, że nie zawsze te pozytywne trendy i liczby, o których mówimy, przekładają się na to, co czują mieszkańcy. Dlatego w tej chwili bardzo mocno pracujemy nad tworzeniem map zagrożeń. Zależy nam, żeby uzyskać jak najwięcej informacji od Wielkopolan o tym, jak widzą kwestię bezpieczeństwa, na co zwracają uwagę i jakimi zdarzeniami są najbardziej zagrożeni.
Wielkopolska policja jest gotowa na takie zmiany?

Musi być. Uniwersalna mapa zagrożeń będzie miała wiele celów. Jeśli będzie taka konieczność, to na bazie naszej analizy i głosów społeczeństwa utworzymy nowy komisariat lub przesuniemy policjantów. Tak widzę filozofię policji. Musimy reagować na to, co dzieje się na bieżąco. Nie możemy i nie będziemy się cofać.

Kibicuje pan Lechowi?

Piłka nożna to moja ulubiona dyscyplina sportu. Od kiedy pamiętam, zawsze z chłopakami na osiedlu (komendant Trawiński wychował się na poznańskich Ratajach - przyp. red.) harataliśmy w gałę. Zresztą jeszcze w Bydgoszczy co najmniej raz w tygodniu chodziliśmy z kolegami z pracy na salę. Jako poznaniak kibicuję Lechowi i nawet, gdy tu nie mieszkałem, śledziłem wyniki w Ekstraklasie.

Kiedy dochodziło do chuligańskich wybryków, poprzedni komendant razem z wojewodą zamykali stadion. Jak będzie za Pana rządów?

To trudne pytanie. Zdaję sobie sprawę, że jeśli dochodzi do chuligańskich wybryków, to nie powinno się stosować odpowiedzialności zbiorowej. Natomiast te działania, które były do tej pory podejmowane przez policję - nie tylko poznańską, ale podobnie działaliśmy w woj. kujawsko-pomorskim, miały wymierny charakter. Uspokoiło się na stadionach w Polsce, a ich zamykanie jest prawnym i dopuszczalnym działaniem. Nie chciałbym tego robić, bo serce kibica się wtedy rozdziera, ale przede wszystkim jestem policjantem i odpowiadam za bezpieczeństwo mieszkańców. Jeśli dojdzie do chuligańskich wybryków, to będę musiał swoją miłość do klubu odstawić na bok, a skoncentrować się na zapewnieniu porządku na stadionie i wokół niego.

Zero tolerancji dla chuligaństwa?

Można tak powiedzieć. Nie możemy pobłażać i przymykać na to oczu. Moje dzieci też pewnie wkrótce zaczną chodzić na mecze. Chcę, żeby każdy mieszkaniec Poznania, idąc sam lub wysyłając swoje dzieci, miał pewność, że przy Bułgarskiej nic złego się nikomu nie stanie. Na organizatorze i policji spoczywa duża odpowiedzialność.

Od jakiegoś czasu obserwujemy stałe roszady w strukturach policji. Nie obawia się Pan, że to będzie krótka kadencja, tak jak niedawnego komendanta głównego Zbigniewa Maja?

Szefowanie wielkopolskiej policji na pewno będzie moim największym wyzwaniem. Na każdym stanowisku trzeba mieć świadomość, że służba nie jest wieczna. Ja jednak patrzę na to przez pryzmat tego, jakim będę szefem, a nie jak długo nim będę.
Trzeba być pasjonatem, aby służyć w policji?

Zawsze powtarzam, że jestem dzisiaj tu, gdzie jestem, dzięki moim przełożonym. Miałem to szczęście, że trafiłem na ludzi, którzy wciągnęli mnie w policyjną rzeczywistość. Do tego zawodu trzeba mieć pasję. Moim pierwszym mentorem, dzięki któremu to wszystko się zaczęło, był Wojciech Żuchliński z ówczesnej Komendy Rejonowej Policji na Nowym Mieście. Później było ich jeszcze wielu. Może nie byłem najlepszym uczniem, ale miałem dobrych nauczycieli i to później zaprocentowało.

To stąd ta miłość do munduru?

Myślę, że tak. To dziwne, bo zawód policyjny często jest mocno związany z tradycjami rodzinnymi, ja - w mojej naprawdę dużej rodzinie - jestem pierwszym policjantem. W domu w ogóle nie było tradycji mundurowych. Rozpoczęcie służby to był czysty przypadek. Nie dostałem się na studia w pierwszym podejściu i trzeba było myśleć, co ze sobą zrobić. Gdzieś narodził się pomysł, aby zostać policjantem. Moja służba trwa już 25 lat.

Start na Nowym Mieście pewnie nie należał do najłatwiejszych.

Początki pracy w policji zawsze są trudne. Po skończeniu liceum to był mój pierwszy zawód i, jak widać do tej pory, jedyny. Zderzenie rzeczywistości z wyobraźnią tego, jak funkcjonuje policja, jakie zadania wykonuje, było ogromne. Zawsze w pamięci zostaje chwila, kiedy po raz pierwszy wyjmuje się broń w kierunku drugiego człowieka. Zatrzymaliśmy wtedy sprawców przestępstwa i w sytuacji kryzysowej musiałem sięgnąć po pistolet. Na szczęście w ciągu całej swojej służby nie było konieczności, by go użyć.

Tęsknił Pan za Poznaniem?

Dobrze się wraca do rodzinnego miasta, ale to nie do końca tak, że sześć lat temu wyprowadziłem się stąd na stałe. Przecież tutaj została moja rodzina. Ja niestety musiałem być tak zwanym mężem i ojcem weekendowym i to tylko w wybrane weekendy. Przyznam, że życie na dwa domy nie było łatwe i cieszę się, że wróciłem.
Nowe stanowisko to nowe zadania, ale nie samą pracą człowiek żyje. Kim jest Tomasz Trawiński?

Mając dom i dwoje dzieci - Jakuba i Oliwię, żyję głównie ich pasjami. W tej chwili nie mam dużo czasu dla siebie. Uwielbiam książki - głównie szwedzkie kryminały. Do niektórych wracam nawet po kilka razy. Tak jest w przypadku „Millenium” Stiega Larssona. To kluczowa pozycja na półce. Ale nadal sięgam też po stare sensacje Alistaira MacLeana, czyli pierwsze książki, które czytałem.

Podobno najnowsza część „Millenium” nie jest już taka dobra, jak poprzednie.

Nie wiem. Jeszcze nie przeczytałem, ale żona już ją kupiła. Czeka na półce.

Inspektor Tomasz Trawiński urodził się w Gnieźnie, a pierwsze lata swojego życia spędził w Fałkowie. W wieku 9 lat z rodziną przeprowadził się do Poznania, gdzie zamieszkał na os. Rusa. Uczył się w poznańskich placówkach - najpierw Szkole Podstawowej nr 6, a następnie Liceum Ogólnokształcącym nr 11. Z wykształcenia jest magistrem prawa i administracji Uniwersytetu Wrocławskiego oraz absolwentem Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ukończył także studia w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, na kierunku zarządzanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski