18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital przy Krysiewicza nie chce płacić za tragedię Mateusza

Karolina Koziolek
Mateusz w tym roku skończy 14 lat. Do szpitala przy Krysiewicza trafił jako zdrowy 4-latek. Dziś potrzebuje całodobowej opieki
Mateusz w tym roku skończy 14 lat. Do szpitala przy Krysiewicza trafił jako zdrowy 4-latek. Dziś potrzebuje całodobowej opieki archiwum prywatne
Szpital dziecięcy przy ul. Krysiewicza od kilku dni jest pod lupą NFZ i Urzędu Marszałkowskiego. Spowodowała to śmierć 3-letniego Mateusza, którego rodzice szukali pomocy w placówce, ale zostali odesłani do lekarza rodzinnego. Po tym wydarzeniu ruszyła lawina. Do naszej redakcji zaczęli zgłaszać się kolejni rodzice, którzy twierdzą, że zostali źle potraktowani przez personel szpitala.

Dziś przypominamy historię Mateusza Klimaszewskiego, który 10 lat temu jako 4-latek trafił tam na zabieg wycięcia migdałków. W wyniku błędu anestezjologa ze szpitala wyszedł jako inwalida niezdolny do samodzielnego życia.

Sąd ukarał lekarkę, jednak szpital od lat konsekwentnie odmawia udzielenia wsparcia finansowego rodzinie. Dyrekcja placówki właśnie złożyła apelację od wyroku sądu rejonowego, który pod koniec zeszłego roku stwierdził, iż szpital powinien zwrócić rodzinie koszty zakupu wózka inwalidzkiego (6,5 tys. zł) i podnieść rentę z 4,8 do 6 tys. zł.

14-letni Mateusz wymaga 24-godzinnej opieki. - W nocy co godzinę trzeba przewracać go na drugi bok. W dzień karmić, przewijać, po prostu z nim być - opowiada Paweł Klima-szewski, ojciec chłopca. Dodaje, że potrzeby dorastającego syna zwiększają się, konieczny jest większy wózek, a w łazience podnośnik. Zapłacili za niego 35 tys. zł, których kilka lat temu szpital również nie chciał im zwrócić. Wyrok był wówczas jednoznaczny. Placówka jest odpowiedzialna finansowo za kalectwo Mateusza.

Zadaliśmy dyrektorowi Jackowi Profasce pytanie czy szpital czuje się finansowo odpowiedzialny za tamte zaniedbania, ale odesłał nas do rzecznika i się rozłączył. Rzecznik póki co nie odpowiedział na nasze pytania.

Pytania poniżej pasa
Tymczasem ojciec chłopca opowiada o koszmarze, jakim jest rozmowa z prawnikami szpitala. - Zarzucili nam publicznie, że chcemy się wzbogacić kosztem syna, że 10 zł na godzinę to za dużo dla zatrudnionej przez nas opiekunki, że możemy znaleźć bezrobotną, która to samo zrobi za 5 zł. Zarzucano nam także, że dokonujemy za drogich udogodnień dla syna - wylicza Paweł Klima-szewski. - To jak kopanie leżącego - mówi. Z drugiej strony zaznacza jednak, że od czasu feralnego zabiegu 10 lat temu opieka medyczna w szpitalu jest bez zarzutu.

Leszek Sobieski, szef departamentu zdrowia Urzędu Marszałkowskiego, któremu placówka podlega tłumaczy, że szpital nie może rozdawać publicznych pieniędzy stąd woli mieć wyrok sądu, który w razie kontroli potwierdzi zasadność pomocy finansowej rodzinie.

- Dyrektor to menadżer placówki i taką przyjął strategię - mówi. Odnosi się również do zachowania prawników. - To kwestia ich etyki zawodowej. Przyznam, że argumenty ad personam "po co ktoś tyle płaci opiekunce" są nieetyczne. Z drugiej strony dyrektor Profaska dał im pełnomocnictwo, ale nie może odpowiadać za ich rodzaj gry na sali sądowej - mówi.

Te argumenty nie przekonują ojca chłopca. - O finanse instytucji można dbać z klasą. Tu jej ewidentnie zabrakło - stwierdza. - Poza tym sąd na samym początku zaproponował ugodę, na podstawie której szpital mógłby wypłacić pieniądze i zarazem mieć zabezpieczenie w razie kontroli finansowej. Dyrekcja taką ewentualność odrzuciła. Widać nie chodzi o to, by mieć formalną podstawę do pomocy, ale by się od tej konieczności uwolnić. Świadczy też o tym złożona właśnie apelacja - uważa.

- Od strony czysto ludzkiej wątpliwości i pytania rodziny są zasadne, jednak nie dopatrywałbym się tu złej woli dyrektora szpitala - uważa Leszek Sobieski.

Będą szkolenia z etyki
Urząd Marszałkowski zarządził szkolenia z etyki zawodowej dla personelu szpitala przy ul. Krysiewicza. Będą przeprowadzane przez Wielkopolską Izbę Lekarską. Osoby, które poczuły się źle potraktowane przez szpital mogą składać skargi do Wydziału Zdrowia UWMM (ul. Piekary 17).

W środę opisywaliśmy historię rodziny Zagrodzkich, którzy tego samego dnia co zmarły trzylatek trafili z synem na Krysiewi-cza. Chłopiec wymiotował na szpitalnym korytarzu, ale mimo to lekarka nie chciała go ani zbadać, ani przyjąć, bo rodzice nie mieli skierowania.

Rodzice zgłaszają się także z historiami sprzed roku, a nawet sprzed kilku lat.

W 2004 r. pani Elwira Dominiak trafiła do szpitala dziecięcego z synem ze złamaną ręką. Lekarz złożył rękę i zaordynował gips blokując przepływ krwi. W rezultacie chłopiec ma szpotawą dłoń i z ledwością potrafi utrzymać w niej przedmioty. Rodzina walczyła w sądzie lekarskim, ale bez powodzenia. Rodzice zarzucają szpitalowi sfałszowanie dokumentacji medycznej. W dokumentach miały zostać dopisane wizyty lekarza, których nie było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski