MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szezlong: Wyuczona bezradność. Debiutanci z Poznania!

Kamil Babacz
Koncert Szezlong w KontenerArt
Koncert Szezlong w KontenerArt Archiwum zespołu
Indie rock to termin, który dość szybko się zdyskredytował. Szezlong są blisko jego pierwotnego znaczenia.

Kilka lat temu na polskiej scenie pojawiło się parę zespołów zainspirowanych indie rockiem. Pod tym pojęciem rozumieli jednak najczęściej falę revivalu post-punku z wczesnych lat ubiegłej dekady. Puryści za prawdziwy indie rock uznają przede wszystkim amerykańskie grupy z nurtu lo-fi wydające w latach 90. w małych wytwórniach płytowych, takie jak Pavement czy Guided By Voices. Szezlong nie ukrywa swojego zamiłowania do tego "prawdziwego" indie rocka.

Nie przepadają za swoją nazwą. Przynajmniej nie wszyscy. - Jest zapamiętywalna, ale głupia! - mówi wprost Paweł. - Cóż, w sumie nazwy bywają naprawdę głupie. Jeśli się zastanowić nad nazwami typu Pavement, czyli Chodnik...

Szezlong powstał w 2011 roku z inicjatywy dwóch śpiewających gitarzystów - Bartłomieja Maczaluka i Marcina Chołaścińskiego. Przez dwa lata zagrali wiele koncertów w Poznaniu, wystąpili na festiwalu w Jarocinie i supportowali kanadyjską grupę Japandroids. W końcu wydali właśnie płytę "Learned helplessness" - udaną i samoświadomą odpowiedź na amerykańskiego indie rocka.

- Może niewiele grup tak grało, ale dużo ludzi słuchało. I słucha nadal. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może dobieram sobie specyficznych znajomych... - mówi basista grupy, Paweł Szuksztul, gdy pytam go, czy nie wybrali sobie dość wąskiej niszy.
- Faktycznie jest to trochę towarzystwo wzajemnej adoracji... - dodaje Marcin.

Muzykę Szezlonga najczęściej porównuje się do amerykańskiej grupy Modest Mouse - szczególnie z ich wczesnych płyt. Chyba słusznie, bo przyznają, że to jedna z ich inspiracji.

- Bezpośrednich odniesień, których jesteśmy świadomi, można się doszukać w utworze "Naive". Są tam nawet cytaty z Modest Mouse. W pewien sposób inspiruje mnie Brock (lider Modest Mouse - przyp. red.): jego ekspresja, sposób pisania tekstów - przyznaje Maczaluk.
Mi muzyka Szezlonga skojarzyła się z pewnie znaną garstce polskich słuchaczy grupą Je Suis France. To porównanie zaskoczyło Pawła, który jej nie zna. Okazało się jednak, że Bartek, nie tylko zna, ale często słuchał, nawet w trakcie prac nad materiałem i przyznaje, że mógł co nieco od nich przemycić.

Długo szukali wydawcy, ale jak sami mówią - niezbyt intensywnie. W końcu postawili na wydanie albumu samemu. To z jednej strony dało im swobodę, z drugiej zrodziło problemy. - Na pewno bycie własnym wydawcą jest czasochłonne. I czasami trochę rozczarowujące. Ponieważ nie mamy wydawcy, to kontakt z mediami jest dość utrudniony - mówi Maczaluk. - By ktoś o tobie pisał, często trzeba mieć patronat.

- Nagraliśmy tę płytę jak każdy zespół, wydaliśmy ją tak, jak wydają wytwórnie, a okazuje się, że ważniejszy jest pośrednik, czyli firma, która ma swoją markę - martwi się Marcin.

Muzycy twierdzą, że w grupie nie ma lidera. Jest za to ewidentny frontman - na koncertach cała uwaga koncentruje się na Bartku, który jest też autorem tekstów. To on też wymyślił tytuł albumu, który po polsku oznacza "wyuczoną bezradność".
- To termin psychologiczny i socjologiczny. Uczucie bezsilności dosyć często nas dopada. Nie chodzi o to, że nie możemy się przebić. Codzienność jest w Polsce dość przytłaczająca Na każdym kroku spotykam się z jakąś ścianą, którą ciężko przekroczyć - mówi Bartek.

Do wymyślenia tytułu zainspirowały go teksty utworów i pies, który znalazł się na okładce ich płyty. - W latach 70. przeprowadzono eksperyment, który polegał na tym, że psy były zamykane w klatkach, przez które przepuszczano prąd. Po pewnym czasie i kilkunastu nieskutecznych próbach uniknięcia bólu psy kładły się na podłodze i biernie znosiły cierpienie. Tak się przyzwyczaiły do bezradności, że po przeniesieniu do klatki, z której dało się uciec, nie były w stanie nic zrobić - tłumaczy znaczenie tytułu.
Ciężko byłoby ich nazwać grupą optymistów, choć na koncertach nie sprawiają wrażenia ponuraków. Gdy widziałem ich w wakacje w KontenerArt biła z nich radość z grania. - Bo wtedy zaczynaliśmy wakacje! - śmieje się Bartek, gdy wspominam ten koncert. - Dla mnie tworzenie muzyki łączy się z uzewnętrznianiem. Dziwne by było, gdybym nie śpiewał o czymś, co jest moją codziennością. Może stąd ten kontrast między występem, kiedy świetnie się bawimy, a tym, o czym naprawdę śpiewamy.

- Mi się wydaje, że granie muzyki to sposób na to, by móc sobie zrobić jakieś jaja. Oswoić się z tymi "problemami pierwszego świata" - mówi Paweł.

- Mamy pełną świadomość tego, że sami sobie często kreujemy różne problemy, zamiast wziąć się w garść i coś zrobić. Patrzymy jednak na to z dystansem i mamy nadzieję, że w muzyce go słychać - mówi Bartek.

W planach mają teledyski, koncerty i prace nad kolejnym albumem. Ale gdy zadaję im pytanie, czy w przyszłości chcieliby zajmować się tylko graniem, zaczynają się wahać.

- Szczerze mówiąc ciężko powiedzieć. To dość ryzykowna sprawa. Czy chciałbym? - zastanawia się Bartek. - Mam mieszane uczucia. Mogłoby się okazać, że gdy staje się to jedynym źródłem dochodu i wszystko się zgadza, to nie ma inspiracji do tego, by coś dalej robić...

Szezlong
Learned Helplessness
własnym sumptem
MP3: 18 zł / CD: 25 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski