Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wanda Błeńska ma 100 lat

Alicja Lehmann
Doktor Wand Błeńska jest niezwykle skromną osobą. Mówi, że mogła pomagać, bo trafiła na dobry grunt - ludzi, bez których nie byłaby w stanie nic zrobić.
Doktor Wand Błeńska jest niezwykle skromną osobą. Mówi, że mogła pomagać, bo trafiła na dobry grunt - ludzi, bez których nie byłaby w stanie nic zrobić.
Miałam dobre życie. Mogłam pomóc - mówi o sobie Dokta: lekarka, polska misjonarka, Matka Trędowatych, kobieta o wielkim sercu. Doktor Wanda Błeńska w niedzielę kończy 100 lat.

Czytaj także:
Świętowali 100. urodziny Wandy Błeńskiej [FILM]
Poznań: Dr Wanda Błeńska kończy jutro 99 lat. Dziś msza w intencji jubilatki
Poznań: Dr Wanda Błeńska odebrała nagrodę Rzecznika Praw Dziecka

Umówienie się na rozmowę z doktor Błeńską nie było takie łatwe. Jej kalendarz wypełniają spotkania, co jak na osobę w tym wieku, jest niezwykłe samo w sobie. Pani doktor śmieje się, że na emeryturze robi to, co każdy zwykły człowiek: jest zajęta tym, co lubi, czyli spotkaniami z ludźmi. Ludzie zresztą wypełniali jej życie po brzegi, bo to im się poświęciła. Teraz też nie odmawia spotkań z innymi.

Do Afryki przez Niemcy i Anglię

Kiedy przyjeżdżam o umówionej godzinie, pani Wanda czeka już na mnie w swoim pokoju. Drobna, filigranowa kobieta. Siedzi przy oknie, w dużym fotelu. W jej pokoju stoją wazony z kwiatami. Zapewne urodzinowe, od tych ludzi, którzy wciąż przychodzą. Doktor przyznaje, że część bukietów zawiozła do kościoła. Na starannie zasłanym łóżku moją uwagę przykuwa szmaciana lalka, leżąca na poduszce. Czarna lalka z bujnymi włosami, wykonanymi z czarnej włóczki. Pamiątka z Afryki? Na ścianie, tej z oknem, wiszą oprawione w ramkę zdjęcia. Po drugiej stronie dyplomy. Doktor Błeńska wita się ze mną. Ma drobne, wyjątkowo ciepłe dłonie.

Urodziła się 30 października 1911 roku w Poznaniu. W 1934 roku ukończyła wydział lekarski Uniwersytetu Poznańskiego. W czasie II wojny światowej była żołnierzem Armii Krajowej, za co później ścigały ją komunistyczne władze. W 1939 roku pracowała w szpitalu w Gdyni, później, w latach 1945-1946 w Gdańsku. Wyjechała, a właściwie uciekła z Polski, bo jej brat ciężko zachorował.

- Mój brat, Roman, cierpiał na wrzody żołądka - opowiada Wanda Błeńska. - Mieszkał w Niemczech, gdzie wcześniej był przetrzymywany w niewoli. Osiadł tam na stałe. Był prawnikiem. Zaangażował się w organizację, która pomagała rodakom w Polsce. Wysyłał paczki do ojczyzny.

Roman Błeński napisał list do siostry. Nastąpił nawrót choroby. Doktor nie chciała zostawić go samego.
- I musiałam tam pojechać - mówi. - Starałam się o paszport, ale mi go odmówiono. Dlatego uciekłam statkiem.

Błeńska dostała się do Lubeki, ukryta w komórce na węgiel.
- I już nie zdążyłam stamtąd wyjechać, bo ostatni statek do Polski odpływał, a stan Romana się nie poprawiał - opowiada.

Przez krótki czas pracowała w Niemczech. Później wyjechała do Wielkiej Brytanii. Tam poznała księdza, który znał biskupa w Ugandzie.
- Poprosiłam go, aby napisał list, że chciałabym wyjechać na misję do Afryki - opowiada doktor Błeńska. - Udało się i pojechałam, ale długo u tego biskupa nie siedziałam. Wyjechałam do innego dystryktu, gdzie pomoc była bardziej potrzebna.

Blizny jak imiona

I tak trafiła do Buluby, nad Jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Wraz z grupą sióstr franciszkanek z Irlandii, doktor Błeńska z małej placówki stworzyła nowoczesne centrum, specjalizujące się w leczeniu ludzi chorych na trąd.

- Prawda, tworzyłam te placówki, ale nie była to tylko moja zasługa - mówi. - To jest efekt pracy wielu osób. Po prostu trafiałam na dobry grunt. Gdyby nie było ich ochoty w tym wszystkim, sama niczego bym nie zrobiła. Zaraziłam ich entuzjazmem i dobrze nam się pracowało.

Pytana później w licznych wywiadach, czy nie bała się o swoje bezpieczeństwo, zawsze odpowiadała, że nie to było jej troską. Dalej tak twierdzi.

- Jestem lekarzem, a każdy lekarz ma takich chorych, którzy są może dla niego niebezpieczni, ale to nigdy, a może prawie nigdy, nie powoduje, że się rezygnuje z opieki lekarskiej - mówi doktor. - Od tego są różne środki zabezpieczające, chociażby w części. Ważniejsze jednak jest to, aby tak je wybrać, by chory tego nie widział. Chory nie może widzieć, że my się go boimy. To za bardzo boli. Brałam rękawiczki, kiedy były jakieś zabiegi czy otwarte rany, ale to nie chodziło o moje bezpieczeństwo, a o bezpieczeństwo chorego.

Doktor Błeńska opiekowała się setkami pacjentów. Wołali na nią po prostu Dokta. Zdarzało się, że niektórzy wracali do niej, aby podziękować. Ale większość, po wyleczeniu, odchodziła.

- Taka normalna kolej rzeczy - mówi Dokta. - Leczyłam ich, opiekowałam się nimi, rozmawiałam z nimi, oni potem zdrowieli i odchodzili do swojego życia.

Pracując w Afryce, doktor Błeńska nie zapamiętywała imion swoich podopiecznych. Umiała ich jednak bezbłędnie odróżnić.

- Każdy z nich miał na swoim ciele wypisaną chorobę - opowiada doktor. - Potrafiłam rozpoznać ich po urazach, po śladach, które zostawiła choroba. Trąd inaczej przebiega u każdego człowieka i pozostawia ślady i blizny i to się pamięta.

Doktor Błeńska szczególnie mocno przeżywała umieranie tych, którym medycyna nie mogła już pomóc.

- Ale ja jak mogłam, tak pomagałam - opowiada. - A czasem, jeśli człowiek nie może drugiego uchronić od śmierci, to zwykłe ugłaskanie i czułe dotknięcie czynią ten krok przejścia na drugą stronę łatwiejszym. Zwłaszcza u ludzi, którzy mogą być zgorzkniali, mieć pretensje do życia.

Wiara jest darem od Boga

Przez 43 lata Dokta zajmowała się chorymi. Nauczyła się afrykańskich języków, ale - jak sama mówi - nie były jej one niezbędne.

- Jak człowiek chce, to zawsze się porozumie. Trochę gestami, trochę słowami, ale zawsze można przekazać to, co się myśli i czuje - tłumaczy.

To, co ją wyróżniało, to podejście do pacjenta. Opowiadając teraz o ludziach, których leczyła, uśmiecha się.

- Oni są serdeczni, otwarci, chłonni dobrego słowa czy uczucia, bo tam dużo jest przemocy. A przemoc, jak nie jest okiełznana, to może być straszna - mówi. - Więc ja pokochałam ludzi i oni mnie też i dobrze mi tam było.

Jedno ze zdjęć wiszących na ścianie przedstawia kobietę, która nie ma dłoni i stóp. Doktor Błeńska nie pamięta, jak kobieta ma na imię ani kiedy zdjęcie zostało zrobione. Ale wyjaśnia, dlaczego choroba zostawiła na niej taki ślad.

- Trąd niszczy nerwy i to, samo w sobie, jest bardzo bolesne - tłumaczy. - Chorzy później nie czują bólu i dlatego nie oszczędzają swoich rąk. Łapią coś gorącego, czego normalnie nie trzymaliby w ręku. A później wielu z nich musi mieć amputowane dłonie. I często się mówi: "Ach, oni nic nie czują", ale nad tym, ile tego bólu czuli, zanim nerw został zniszczony, nikt się już nie zastanawia.

Dokta przyznaje, że czasami było ciężko, ale w tych chwilach pomocną była jej niezłomna wiara w Boga. O sobie mówi, że jest szczęściarą, bo ta wiara to najcenniejszy dla niej dar.

- Zawsze byli tacy, którzy wątpili, których wiara była słaba i byli tacy, których wiara była mocna - mówi. - I obowiązkiem tych, których wiara była mocniejsza, było pomagać i umacniać tych drugich. I to tak od wieków było, jest i będzie. Moja wiara też jest darem Boga. To nie jest moja zasługa. Można o nią prosić i jak się prosi, to się otrzymuje, ale to jest dar.

Tym darem dzieliła się z innymi. Afrykę pokochała jak drugą ojczyznę. Zapytana o to, czy tęskniła za Polską, odpowiada, że tak, ale jednocześnie mówi, że Czarny Ląd był jej domem.

- Bo domów może być wiele - przyznaje. - I Afryka była jednym z nich . Nigdy nie czułam się tam samotna. Zawsze miałam dużo pracy i dużo pacjentów. Mnóstwo ludzi dookoła mnie.
A w domu na półkach czekały na nią jej ukochane, polskie książki. Na ścianach wisiały obrazy z ojczyzny. Doktor wyznaje, że często, szczególnie w niedziele, ubierała się w polskie stroje, bo - jak mówi - wydawało jej się wtedy, że jest bliżej Polski. Nawet jedzenie czasami mieli europejskie, choć to afrykańskie było równie smaczne.

- A najbardziej lubiłam afrykańskie wieczory - wspomina Dokta. - Były tam najpiękniejsze na świecie wschody i zachody słońca. Fantastycznie widoczny Krzyż Południa, którego u nas tak nie widać. I bardzo lubiłam patrzeć w gwiazdy. Afrykańskie niebo wieczorem jest czyste. Bardzo wyraźne. U nas też są takie dni, ale nie zawsze. Do tego, aby zobaczyć gwiaździste niebo, trzeba wyjechać gdzieś poza miasto.

Marzenia są dla młodych

Gdy miała 97 lat, Dokta poleciała do Afryki. Odwiedziła szpitale, którymi kierowała.

- W drzwiach przywitało mnie sześciu uśmiechniętych lekarzy - przypomina swoją wycieczkę. - To był wspaniały widok. Był wśród nich mój kolega, któremu zostawiłam kierownictwo. Przeniósł się z Buluby do Campali. Rozmawialiśmy chwilę. Zdaje mi się, że jest szczęśliwy na swoim stanowisku.

A ten fakt doktor Błeńska bardzo ceni. Według niej wykonywanie pracy, której się nie kocha, musi być trudne. Ona swoją ukochała.

- Pracowałam tyle, ile mogłam. Tak mi się wydawało - mówi. - Możliwe, że mogłam więcej. Tego nie wiem. Ale byłam zadowolona z mojej pracy. Kiedy kocha się pracę, którą się wykonuje, wówczas łatwiej wszystko przychodzi. Praca wciąż może być ciężka, ale przynajmniej robi się to, co się kocha.

Pytana, czy tęskni za Afryką, zawsze odpowiada, że nie. - Bo mam ją blisko siebie. W sercu - mówi. - Wróciłam do Polski, bo to jest moja ojczyzna. A Afrykę kocham równie mocno, bo spędziłam tam kawał mojego życia.

Teraz już nie utrzymuje z nikim kontaktu. Kiedyś pisała listy i zawsze dostawała odpowiedzi.

- To tak już jest. Jak ja pisałam, to odpisywali. A jak przestałam pisać, to już nikt nie pisał. Normalny bieg rzeczy - mówi bez żalu, z niegasnącym uśmiechem.

Dziś doktor Wandę Błeńską można spotkać w tramwaju. Często jeździ na mszę świętą na godzinę 12 do ojców dominikanów. Śmieje się, że zawsze ma coś do zrobienia. Jak każdy człowiek. Wciąż kocha czytać i od czasu do czasu rysuje. Czy ma jakieś marzenia?

- Marzenia są dla młodych - śmieje się Dokta. - Ja kiedyś też je miałam. Marzyłam o tym, by być lekarką na misji. I moje marzenia się spełniły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski