Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdopodobny zabójca J. Ziętary zginął w wypadku

Krzysztof M. Kaźmierczak, Piotr Talaga
Relację ze śmiertelnego wypadku C. przedstawiła telewizja WTK nie wiedząc, że chodzi o osobę podejrzewaną o porwanie i zamordowanie Jarosława Ziętary
Relację ze śmiertelnego wypadku C. przedstawiła telewizja WTK nie wiedząc, że chodzi o osobę podejrzewaną o porwanie i zamordowanie Jarosława Ziętary WTK
Nie żyje prawdopodobny sprawca zabójstwa Jarosława Ziętary, dziennikarza "Gazety Poznańskiej" porwanego w 1992 roku.

Mężczyzna nie zdradził w śledztwie zleceniodawcy ani innych uczestników zbrodni, pośrednio jednak przyznał się do związku z morderstwem.

Oto nieznana historia C.

Luty 1994 roku, ul. Gwarna w Poznaniu. Nad ranem do salonu z ekskluzywną bielizną Elise ktoś rzuca przez szybę granat przeciwpiechotny. Eksplozja demoluje pomieszczenie. Tydzień później wrzucono ładunek wybuchowy do położonego u zbiegu ulic Św. Marcin i Ratajczaka sklepu z odzieżą sieci Big Star. Po kilku dniach ponowiono zamach na ten sam obiekt. Tym razem sprawca posłużył się granatem, ale odbił się on od zabezpieczonej folią ochronną szyby i eksplodował przed budynkiem. Siła wybuchu była tak duża, że odłamki podziurawiły wystawowe okno jak sito, uszkodziły elewacje budynku i powybijały szyby w oknach domu po przeciwległej stronie ulicy. Nikt nie został ranny tylko dlatego, że zamach przeprowadzono o bardzo wczesnej porze, gdy ulice były puste. Następny granat wrzucono tydzień później do kantoru przy ul. Dąbrowskiego.

Policja przypuszczała, że ataki wiązały się z wymuszeniami przez gangi haraczy od właścicieli firm. Proceder ten był wówczas w Polsce prawdziwą plagą. Poszkodowani jednak stanowczo zaprzeczali, że byli szantażowani. Mylnie podejrzewano, że ataki są dziełem przestępców zza wschodniej granicy. Dopiero po dłuższym czasie udało się policjantom ustalić, że głównym wykonawcą zamachów był wcześniej notowany C.

Przestępca był synem dobrze zapowiadającej się przed laty poznańskiej sportsmenki. Pierwsze zatargi z prawem miał jeszcze jako nieletni. - Pojawiał się często jako podejrzany lub podejrzewany za drobne przestępstwa, najczęściej kradzieże czy rozboje. Zwykle działał w parze z M., swoim kolegą. To był typ człowieka, który zostaje przestępcą niejako z zawodu. Widać to było po jego zacięciu. Jak nie było na niego twardych dowodów, to nic mu nie można było zrobić, bo na jego zeznania nie było co liczyć - tak były milicjant wspomina początki przestępczej kariery C.

Początek lat 90. był czasem gwałtownego wzrostu przestępczości. Dla takich ludzi jak C. było dużo pracy. Młodych, silnych, gotowych na wszystko i potrafiących milczeć. - Na mieście mówiło się, że jest człowiekiem Zdzisława W., który zrobił karierę w biznesie dzięki wykorzystywaniu luk prawnych, przestępstwom skarbowym i świetnym koligacjom towarzyskim, także z ówczesnym kierownictwem policji. Typowaliśmy C. jako wykonawcę ciężkiego pobicia kijem bejsbo-lowym urzędnika skarbowego, który podpadł W. kontrolując jego firmę - wspomina jeden z policjantów.

Tyle że Zdzisław W., jak zapewniają kryminalni, nie zarabiał na wymuszaniu haraczy od przedsiębiorców. Zatem C. dokonując zamachów z użyciem granatów działał dla innych zleceniodawców. Jakich? Można tylko zgadywać - nikogo bowiem w śledztwie ani podczas procesu nie zdradził. Za kratki trafił w 1995 roku jednak nie tylko za ataki na sklepy, ale przede wszystkim za usiłowanie zabójstwa na zlecenie.

Używając dorobionego klucza C. dostał się do mieszkania Zenona J. na Ratajach. Zamieszkujący samotnie (był w trakcie rozwodu) mężczyzna wyszedł na korytarz zdziwiony odgłosem otwieranych drzwi. Wtedy otrzymał cios nożem w klatkę piersiową. Odruchowo złapał wbijające się w jego ciało długie ostrze. Jak stwierdził potem biegły sądowy, zaatakowany w ten sposób osłabił impet ciosu i zmienił jego kierunek. Dzięki temu ostrze minimalnie ominęło serce. Ciężko ranny J. upadł. Napastnik uciekł przekonany, że leżący w kałuży krwi mężczyzna nie żyje.

Ofiara rozpoznała swojego niedoszłego zabójcę. W śledztwie pojawił się jednak problem. C. nie miał bowiem żadnego powodu, by chcieć zabić mieszkańca Rataj. Podejrzewał on, że zabójcę wynajęła żona obawiająca się utraty majątku w razie orzeczenia rozwodu. Jeśli tak było, to nie udało się tego udowodnić. Oskarżony do niczego się nie przyznał i nie zdradził swojego mocodawcy. Początkowo za usiłowanie morderstwa skazano go na 8 lat wiezienia, ale po apelacji, w 1998 r. wyrok podwyższono orzekając przytym karę łączną (doliczając wyrok za zamachy granatami). Podczas procesu C. starał się uniknąć rozpoznania przez świadków zmieniając znacząco wygląd (zapuścił włosy i wąsy i znacznie schudł). Jego proces był pierwszym w Poznaniu, w którym skorzystano z instytucji świadka incognito (była nim osoba, która widziała C. uciekającego z miejsca zbrodni).

Jeszcze zanim w listopadzie 1998 r. przestępca trafił z aresztu śledczego do więzienia we Wronkach prokuratura dysponowała już wiedzą o tym, że C. jest prawdopodobnym zabójcą dziennikarza "Gazety Poznańskiej". O tym, że miał on brać udział w porwaniu w 1992 roku i zastrzeleniu Jarosława Ziętary dowiedziano się z kilku źródeł. Zeznania wskazujące na kryminalistę złożyło aż siedmiu świadków (w tym sześciu incognito). Przeprowadzono też czynności dowodowe potwierdzające, że trop nie jest fałszywy. Na to wskazywały także ustalenia operacyjne, informacje uzyskane m.in. z podsłuchów. Zresztą, według ojca zabitego, Edwarda Ziętary, sam C. pośrednio przyznał się do swojego związku ze zbrodnią. Ojciec dziennikarza opowiedział o tym niedługo przed swoją śmiercią (zmarł w 2005 r.) kilku zaufanym osobom. Przedstawiamy tę relację po raz pierwszy.

- Oprócz oficjalnych przesłuchań przeprowadzano rozmowy z podejrzewanym o zabicie Jarka. Powiedziano mu, że prokuratura wie, że on zabił i ma na to dowody. Chciano tylko, by wskazał miejsce ukrycia zwłok mojego syna. Wówczas C. zapytał, co mu za to zaoferują. Kiedy usłyszał, że może liczyć tylko o wnioskowanie przed sądem o niższą karę i dobre warunki w więzieniu oświadczył "to znaczy, że nic mi nie możecie zaoferować" i odmówił dalszej rozmowy. Takie zachowanie jest dla mnie jednoznaczne. On nie zaprzeczył, że zabił Jarka, tylko chciał się targować w sprawie informacji dotyczącej zbrodni - zdradził nam Edward Ziętara.

Niestety, z powodu przecieku do przestępcy (patrz ramka) śledztwo dotyczące zamordowania dziennikarza zakończyło się fiaskiem. Zasądzona C. kara miała zakończyć się w 2018 roku. Ale za dobre sprawowanie zwolniono go warunkowo w 2007 roku. Już rok wcześniej korzystał z przepustek z więzienia. W serwisie społeczno-ściowym umieścił wykonane w 2006 roku zdjęcie wskazujące na to, że podróżował wtedy samolotem. Po wyjściu na wolność dobrze wiodło mu się finansowo. Mówiono, że zaczął robić jakieś intratne interesy i miał nad morzem wypożyczalnię sprzętu motorowodnego. Kupił mieszkanie i jeden z najdroższych seryjnie produkowanych sportowych motocykli.

C. już nie powie nic o swoim związku ze śmiercią dziennikarza. Jak ustaliliśmy, kryminalista zginął w wypadku drogowym. Z ogromną prędkością wyprzedzał motocyklem rząd pojazdów na podwójnej linii ciągłej i na przejściu dla pieszych. Zderzył się z wyjeżdżającym z bocznej drogi samochodem osobowym. Zginął na miejscu.
W komentarzach pod notką informującą o wypadku C. jego znajomi pisali, że był on zawsze kozakiem i wygrażali tym, którzy twierdzili, że był tylko pospolitym przestępcą. W jednym z internetowych nekrologów prawdopodobnego zabójcy Ziętary ktoś napisał: "Byłeś wielki i bali się Ciebie wszyscy".

Nie wiadomo, czy organy ścigania dysponują wiedzą na temat zleceniodawcy (lub zleceniodawców) zbrodni i innych związanych ze sprawą osób. Nie ma o tym nic w jawnej części akt prokuratorskich, ani w tajnej (jak zapewniał ojciec Jarka). Zdaniem policjantów śmierć głównego podejrzanego nie zamyka drogi do wyjaśnienia sprawy i ukarania winnych zabójstwa J. Ziętary.

- Dla dobra sprawy i ze względu na obowiązującą tajemnicę mogę powiedzieć tylko tyle, że były rozważane różne wersje dotyczące zlecenia C. zabójstwa dziennikarza - powiedział nam policjant zorientowany w sprawie.

Spalone śledztwo w sprawie Ziętary
We wtorek ujawniliśmy, że wznowione w latach 1998-1999 śledztwo w sprawie zabójstwa poznańskiego dziennikarza było z góry skazane na niepowodzenie.

Z akt i naszych ustaleń wynika, że zanim wszczęto śledztwo informacja o tym dotarła do domniemanego sprawcy. Potwierdzają to zeznania dwóch świadków. Przeciek mógł być niezwykle cenny także dla zleceniodawców i potencjalnych wspólników. Mogło to bowiem dać im czas na zacieranie śladów zbrodni. Śledztwo w sprawie zabójstwa na zlecenie zostało umorzone. Prokuratura nie wszczęła postępowania wyjaśniającego, by ustalić kto i w jakim celu przekazał poufne informacje.

Komitet apeluje, prokuratura zaprzecza
W związku z publikacją "Głosu" na temat przecieku w śledztwie wczoraj Komitet Społeczny "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary" wystąpił z apelem do prokuratury, mediów i parlamentarzystów. Pełnomocnik rodziny zabitego dziennikarza zamierza podjąć kroki prawne w celu wznowienia śledztwa.

Komitet domaga się wszczęcia umorzonego w 1999 roku śledztwa w sprawie porwania dziennikarza. Z znajdujących się w aktach zeznań świadków wynika, że podejrzewany o zabójstwo dziennikarza wiedział wcześniej o działaniach śledczych. To przyczyniło się do fiaska śledztwa. W związku z tym Komitet domaga się, by sprawa Ziętary została przekazana prokuraturze spoza Wielkopolski, chce przeprowadzenia równoległego śledztwa w sprawie przecieku poufnych informacji do prawdopodobnego zabójcy dziennikarza.

Członkowie Komitetu zaapelowali do parlamentarzystów o podjęcie inicjatyw prowadzących do wznowienia śledztwa w sprawie porwania dziennikarza. Działania w tym kierunku zadeklarował obecny na konferencji Komitetu pełnomocnik rodziny porwanego. - Są podstawy do podjęcia na nowo śledztwa w sprawie śmierci Jarosława Ziętary - uważa mecenas Maciej Łuczak.

Tymczasem rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu twierdzi, że... żadnego przecieku nie było. - Nie pamiętam bym widziała w aktach informacje na ten temat - oświadczyła wczoraj Magdalena Mazur-Prus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski