18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemiecki sąd bezprawnie odebrał córkę pilaninowi

Agnieszka Świderska
Ostatni raz Jan Kacprzak widział córkę pięć lat temu. Nie wiadomo, czy i kiedy ją zobaczy
Ostatni raz Jan Kacprzak widział córkę pięć lat temu. Nie wiadomo, czy i kiedy ją zobaczy fot. Agnieszka Świderska
Kiedy dwa lata temu porwano małą Madelaine McCann, szukał jej cała świat. Kiedy pięć lat temu porwano Weronikę Kacprzak, szukał jej tylko ojciec. Nikt nie widział w tym żadnego dramatu: w końcu dziewczynkę wywiozła do Niemiec jej matka.

To, że dziecko zostało porwane i wywiezione nielegalnie, oprócz Jana Kacprzaka, niewielu osobom w tym kraju spędza sen z powiek. A to przecież jemu sąd oddał małą pod opiekę, bo matka, młoda Ukrainka, w roli się nie sprawdziła.

A miało być w jak w "Pretty women". On miał pieniądze, ona żyła z prostytucji. Uwierzył jej, kiedy mówiła, że to nie charakter, tylko ukraińska bieda. Zakochał się w niej i przywiózł do Polski. Ta miłość miała ją uratować. I może by uratowała, gdyby nie zawodowe przyzwyczajenia Marty. Niczego nie zmieniła nawet ciąża. Użyła jej jako pretekstu, żeby zmusić go do ślubu. Małżeństwo z nim miało jej zapewnić nie tylko pieniądze, ale również stały pobyt w Polsce. Tyle, że Jan nie miał zamiaru brać za żonę kobietę, która chętnie dzieliła łóżko z innymi mężczyznami. Chciał być jednak ojcem i dlatego wciąż liczył na cud.

To dlatego wyprowadzili się z Wałcza do Tuczna. Nie było tam już dyskotek i knajp, w których Marta mogła znikać na całe noce. Był za to 200-metrowy dom, las, jezioro i konie. Mogła być idylla. Ale nie było. Weronika urodziła się w czerwcu 1999 roku. Bycie matką znudziło się Marcie już po trzech miesiącach. Znowu zaczęła znikać na całe noce. On przez cały czas zajmował się córką i coraz mniej przejmował już jej matką. Weronika miała niecałe dwa lata, kiedy Marta oświadczyła mu, że wyjeżdża do pracy do Szczecina. Nie miał nic przeciwko temu, ale ona zabrała dziecko. Znalazł ją po trzech miesiącach w motelu w Cedyni - pracowała tam jako prostytutka. Dziecko musiał wykupić od bandytów.

W sierpniu 2003 roku Marta przyjechała do Tuczna oznajmić, że wychodzi za mąż i wyjeżdża do Niemiec. Musiała jeszcze pojechać na Ukrainę skompletować dokumenty. Chciała też razem z Weroniką odwiedzić rodzinę. Zgodził się na wspólny wyjazd, chociaż po Cedyni kilka razy uciekła mu już z dzieckiem. Teraz też nie dotrzymała słowa: prosto z Ukrainy pojechała do Niemiec. Jan potrzebował pół roku, żeby je odnaleźć w Hildesheim. To niedoszły mąż Marty kazał jej oddać dziecko. Nie protestowała, a Jan nie miał nic przeciwko temu, żeby odwiedzała ich w Tucznie.

Nie zamierzał jednak dalej narażać Weroniki i złożył w Sądzie Rejonowym w Wałczu wniosek o pozbawienie Marty władzy rodzicielskiej. Na rozprawę w maju 2004 roku Marta przyjechała już z nowym kandydatem na męża, Rolandem S. To on kilka miesięcy później miał jej pomóc porwać małą. Na razie jednak był maj, a Jan był zadowolony z decyzji sądu, który odebrał matce władzę rodzicielską i przyznał opiekę nad córką ojcu.
Marta złożyła jednak odwołanie. 27 września 2004 r. Sąd Okręgowy w Koszalinie zmienił postanowienie wałeckiego sądu: nie odebrał, a tylko ograniczył władzę rodzicielską matce i określił warunki, na jakich może kontaktować się z córką: do ukończenia przez nią 6 roku życia miała prawo raz na dwa miesiące spędzić z nią tydzień czasu. Skorzystała z tego prawa już w listopadzie. Do Tuczna przyjechała razem z Rolandem i jeszcze jednym mężczyzną. Jan niczego nie podejrzewał, kiedy 21 listopada oddał jej Weronikę. Następnego dnia były już w Niemczech.

- Wywiozła ją nielegalnie - mówi Jan Kacprzak. - Nie tylko nie miała mojej zgody, ale nawet dokumentów, bo paszport Weroniki został w domu. Weronika miała wrócić do ojca 27 listopada. Dwa dni później policja wiedziała już o porwaniu dziecka. W ruch poszła również machina administracyjna. Tyle, że dość ospale. Dopiero po pół roku urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości zajęli się sprawą Weroniki.

9 września 2005 roku w Sądzie Okręgowym w Celle odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie przyznania opieki nad Weroniką. Dzięki interwencji polskiego ministerstwa Jan otrzymał adwokata z urzędu. Zdążyła się tymczasem uprawomocnić decyzja z 30 maja Sądu Rejonowego w Pile o odebraniu Marcie władzy rodzicielskiej. Nie decydował Koszalin, gdyż Jan miał już zameldowanie w Pile. Stała za nim nie tylko decyzja pilskiego sądu, ale również Europejska Konwencja o uznawaniu wykonywania orzeczeń dotyczących pieczy nad dzieckiem oraz o przywracaniu pieczy nad dzieckiem. I te prawa sąd w Celle uznał nakazując oddać dziecko ojcu. Tyle, że Marta znów się odwołała. 16 listopada Sąd Krajowy w Celle uznał, że powrót Weroniki do domu jest niemożliwy.

- Nie uznał żadnego z postanowień polskich sądów, chociaż Weronika nadal posiada polskie obywatelstwo, a ja mam pełnię władzy rodzicielskiej - mówi Jan Kacprzak. - Oparł się jedynie na opinii pani psycholog, która miała zajmować się Weroniką od 19 listopada 2004 roku. W tym dniu Weronika była jeszcze w przedszkolu w Tucznie... Samą opinię wystawiono 29 września, w dzień po umieszczeniu Weroniki w specjalistycznej klinice psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży. Marta nie miała prawa jej tam umieszczać bez mojej zgody, a sąd pozwolić jej na to.

Wtedy w listopadzie Jan po raz ostatni widział swoją córkę. Nie mógł nawet jej przytulić: urzędnicy Jugendamtu (urzędu ds. dzieci i młodzieży) zabronili mu jakiegokolwiek kontaktu cielesnego. - Po tych wszystkich przejściach próbowałem dojść, gdzie i w jakich warunkach przebywa moja córka - mówi Jan Kacprzak.- Władze niemieckie odmówiły mi podania adresu powołując się na przepisy meldunkowe obowiązujące w Niemczech.

Ostatnio pojawiło się światełko w tunelu: niemiecki urząd zwrócił się do Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego z prośbą o informacje, czy Jan Kacprzak pobiera na Weronikę świadczenia rodzinne. O ich wypłatę wystąpiła bowiem w Niemczech Marta. Dzięki temu Jan będzie miał szansę na ustalenie jej adresu. Tylko co dalej? - Przez te pięć lat pisałem już wszędzie, ale nikt mi nie pomógł - mówi ojciec Weroniki. - Może jedyne, co mi zostanie, to odbicie własnej córki.

Prokuratura w Wałczu oskarżyła Martę o uprowadzenie dziecka, a sąd uznał ją winną. Tyle, że nic z tego nie wynikło. Czy Polska upomni się wreszcie o polskie dziecko? Poseł Maks Kraczkowski będzie interweniował w tej sprawie u Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka oraz w MSWiA.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski